Nie wiem gdzie ja się chowałam w październiku, że nie trafiłam do kina na ten film. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego zignorowałam te wszystkie recenzje i szum jaki powstał wokół tego filmu. To znaczy po trochu domyślam się dlaczego. Otóż nie przepadam za Benem Affleckiem i Gone Girl niestety kojarzyłam jako „ten film z Affleckiem”, co dla mnie oznacza że mogę go sobie odpuścić. Teraz żałuję, że nie obejrzałam go na dużym ekranie. Mimo wszystko uważam, że film nie stracił na jakości przez te kilka miesięcy, a fakt iż jest porządnym thrillerem, który by zachwycać nie potrzebuje żadnych niesamowitych efektów specjalnych, które zawsze lepiej wyglądają na kinowym ekranie, wcale nie przeszkodził mi cieszyć się tym filmem na ekranie mojego komputera.
Najnowszy film Finchera opowiada o losach małżeństwa Amy i Nicka Dunne. Fabuła filmu rozpoczyna się jednak w momencie kiedy Amy znika, a sprawa jej zaginięcia staje się priorytetem lokalnej policji oraz pożywką dla tworzenia przez media coraz to nowszych historii o Amy i Nicku, a przede wszystkim o Nicku. Ponieważ mężczyzna bardzo szybko z kochającego i przejętego losem swojej żony męża, staje się podejrzanym o maczanie palców w zaginięciu Amy.
Film jest adaptacją książki Gillian Flynn pod tym samym tytułem. Autorka powieści jest również autorką scenariusza do filmu. Bez bicia przyznaję się, że o pani Flynn usłyszałam dopiero po tym jak obejrzałam film, a co za tym idzie nie czytałam żadnej z jej powieści, ale w najbliższym czasie muszę nadrobić zaległości, bo podobno książka jest jeszcze lepsza niż film.
Gone Girl to film świetnie skonstruowany, co jest też zasługą bardzo dobrego scenariusza. Fincher powoli snuje na ekranie swoją opowieść o państwie Dunne, a widz coraz bardziej wciąga się w opowiadaną historię i zupełnie nie odczuwa upływu czasu. Widzicie mnie ten film tak pochłonął, że w ogóle nie zauważyłam kiedy minęło te 2,5 godziny. Tak, Gone Girl to długi film, ale warto poświęcić na niego tyle czasu. Pamiętam jak oglądałam Zodiac, który jest również bardzo dobrym filmem, ale w jego przypadku odczuwałam już lekkie znużenie i zmęczenie spowodowane ciągnącą się historią. W przypadku Gone Girl ani razu nie spojrzałam na zegarek. Wracając jednak do konstrukcji akcji filmu, to bardzo podobało mi się, jak widz może prowadzić również swoje śledztwo dostając coraz to więcej strzępków informacji o tym jak wyglądało małżeństwo państwa Dunne i kim byli Nick i Amy. Co jednak sprawiało mi najwięcej radości, to że każda najmniejsza rzecz związana z zaginięciem Amy, jaka wypływała na światło dzienne, zmieniała o 360 stopni akcję, ale i to w jaki sposób postrzegamy bohaterów.
I w tym miejscu powinnam napisać coś o aktorstwie, bo Gone Girl to świetnie obsadzony film, ale i bardzo dobrze zagrany. Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem Rosamund Pike, którą średnio kojarzyłam z innych produkcji. Ciężko mi napisać coś o jej roli bez zdradzania chociaż strzępków informacji, dlatego napiszę tylko tyle, że postać Amy to chyba marzenie każdej aktorki i Pike podołała temu wyzwaniu w stu procentach, za co zdecydowanie zasłużyła na swoją nominację do Oscara, a może i Oscara, zaś jej występ na długo zapada w pamięci. Co się zaś tyczy Bena Afflecka to również jestem pod wrażeniem, jak aktor bardzo pasował do postaci, którą odgrywał. Nick był mężczyzną, który z jednej strony wiedział co chce, z drugiej zaś nie miał zielonego pojęcia co tak naprawdę chce, a przy tym zupełnie nie potrafił zachować się tak, jak wymagała tego sytuacja, w której się znalazł. Affleck idealnie w posturze i gestach oddaje zagubienie swojego bohatera, a co najlepsze potrafi wzbudzić w widzu jakąś szczątkową sympatię.
Gone Girl to kawałek świetnego kina i z czystym sumieniem mogę polecić ten film każdemu. Fincher po raz kolejny nakręcił bardzo dobry thriller, który wciąga od pierwszej minuty i potrafi utrzymać niesłabnące zainteresowanie widza do samego końca. Po prostu za takie filmy lubię kino.
Polecam książkę baaaardzo. Przeczytałam od razu po seansie i mimo, że znałam zakończenie to świetnie się czytało. Było mi wręcz cholernie smutno jak kończyłam ją czytać ;)
OdpowiedzUsuńPodobno cała twórczość Flynn jest warta uwagi, więc jak skończę powieść, którą teraz czytam, to zabiorę się za "Zaginioną dziewczynę" :)
Usuń