Znowu zaczęłam zaniedbywać bloga z czym czuję się trochę źle. Mam jednak dość dobra wymówkę, chociaż podobno żadna wymówka nie jest dobra, a złej baletnicy to i rąbek u spódnicy. Niestety nadszedł ten okropny czas w życiu wszystkich studentów, a mianowicie przyszła sesja (a przynajmniej na razie terminy zerowe). Jak możecie się domyśleć owa mityczna sesja nie ominęła także i mnie, a nawet przyszła do mnie ze zdwojoną siłą. Do tego wydaje mi się, że dodatkowo cały wszechświat stwierdził że sesja to mało i trzeba jeszcze biednym studentom pogorszyć samopoczucie. Bo czy to nie jest wredne, że akurat kiedy muszę się uczuć do egzaminów, to w sklepach są najfajniejsze wyprzedaże, a co gorsze dystrybutorzy wpuszczają na ekrany kin najciekawsze filmy, w większości te które zostały nominowane do Oscarów, albo zdobyły już Złote Globy czy inne ważne nagrody ostatnimi czasy rozdawane jak rękawiczki? Według mnie bardzo wredne. Trzeba sobie jednak jakoś radzić i skoro nie ma czasu na wypad do kina (pójdę po sesji, albo w dłuższej przerwie między egzaminami), to przecież można obejrzeć coś w domu i nadrobić filmowe zaległości. Dziś więc chcę Wam polecić film, który niesamowicie poprawił moje samopoczucie i trafił na listę filmów, do których wracam. Muszę się też przyznać, że widziałam go już trzy razy, ale jakoś nie mogłam się zebrać, żeby go opisać (bo o ulubionych filmach pisze się ciężko, a przynajmniej mi przychodzi to bardzo ciężko). Dziś jest więc idealny dzień by w końcu napisać na blogu o Stuck in love, bo o nim mowa.
W filmie ciężko jest wyróżnić jednego głównego bohatera. Mamy Billa, rozwiedzionego pisarza, który od dawna nic nie napisał. Mężczyzna nadal usilnie twierdzi, że żona nadal go kocha i w końcu do niego wróci. Erica jednak nie ma zamiaru wrócić, ale za wszelką cenę próbuje odzyskać miłość córki Samanthy, która nie odzywa się do niej od czasu kiedy ta zostawiła jej ojca. Swoją nienawiść do matki dziewczyna przelewa na papier i publikuje pierwszą w życiu książkę. Z racji tego, że najbardziej kochana przez nią osoba ją zdradziła, a przynajmniej Samantha tak uparcie uważa, dziewczyna ma problem z zaufaniem chłopakom, bo przecież miłość nie istnieje, a jeżeli istnieje to potrafi tylko ranić. W całej tej historii jest jeszcze jeden członek rodziny Borgens’ów – Rusty, fan Stephena Kinga. Chłopak chce jak ojciec i siostra pisać książki i publikować. Należy jednak do grona tych w miarę grzecznych dzieciaków, które nie lubią pakować się w kłopoty, a przynajmniej nie takie za które wylatuje się ze szkoły, albo trafia na oddział intensywnej terapii. Jednak Bill twierdzi, iż każdy pisarz powinien w nastoletnim wieku zbierać doświadczenia, które potem może opisać. Rusty postanawia więc nadrobić zaległości.
Po opisie fabuły można stwierdzić, że film jest bardzo nudny i nic się w nim zbytnio nie dzieje. Nie można powiedzieć nic bardziej błędnego. Film Josh’a Boone’a, to całkiem niezłe kino obyczajowe. Jest to idealna mieszanka komedii i dramatu, która potrafi rozbawić widza, a za chwilę zmusić go do łez. Przede wszystkim jest to film cudowny w swojej prostocie, który nie porusza wydumanych problemów, również sam takich na siłę nie wymyśla, stąd w rozterkach każdego z bohaterów widz może znaleźć coś co jego również w jakiś sposób dręczy. Drugą ważną rzeczą w Stuck in love jest bardzo dobry scenariusz. Mimo braku jakichś pościgów czy efektów specjalnych, czy tajemniczych zagadek, albo zagrywek rodem z thrillerów, film jest bardzo wciągający i na swój sposób dynamiczny. Jest to jeden z tych ciepłych filmów, gdzie bardzo łatwo jest się zaangażować w losy bohaterów i dopingować im do samego końca. Co mnie w tym filmie jeszcze ujęło, to że przez cały czas miałam odczucie że wszystko się jakoś ułoży.
Stuck in love, jak tytuł wskazuje jest przede wszystkim o miłości, a raczej o jej różnych odsłonach. Jest i miłość romantyczna, są i pierwsze miłości, jest też takie trochę cyniczne podejście do całego tego konceptu miłości, jest i miłość rodziców do swoich dzieci i miłość braterska. Film prezentuje tyle rodzajów miłości między ludźmi, ale zgrabnie ucieka od tego by stać się kolejną naciąganą komedią romantyczną, czy niestrawnym cukierkowym filmem. Może dlatego, że postaci są wielowymiarowe, może to też za sprawą aktorstwa. Bo co trzeba jeszcze oddać Stuck in love, to że może się pochwalić świetną obsadą, która wywiązała się ze swoich aktorskich zadań śpiewająco (znaczy się nikt tam nie śpiewa, żeby nie było…). Greg Kinnear i Jennifer Connelly są świetni w roli nietypowego małżeństwa, Lily Collins po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko śliczna, ale również potrafi grać. Jednak nie tylko ta młoda aktorka pokazała się od dobrej strony. Logan Lerman pokazał, że równie dobrze sprawdza się w kinie trochę bardziej niezależnym, tak jak w wakacyjnym kinie rozrywkowym. Trzeba też wyróżnić Nat’a Wolff’a za rolę Rusty’iego. Może nie zabłysnął w filmie niczym konkretnym, ale stworzył bardzo wiarygodną postać.
I jak tu nie lubić Rusty'iego? |
Amerykanie ostatnio zaczęli kręcić kino niezależne czy jak kto woli indie, które coraz mniej wpisuje się w ramy tego gatunku. Wydaje mi się, że po Silver Linings Playbook, twórcy odchodzą od tych niektórych irytujących wyznaczników kina niezależnego i z niskim budżetem zaczynają kręcić filmy, które nie wyglądają na takie, którym brakowałoby pieniędzy. Chociaż raczej ciężko jest mówić o dziurach budżetowych przy Silver Linings Playbook, kiedy za producenta ma się Harveya Weinsteina. Tak czy siak cieszę się, że znowu kręci się dobre filmy, które można określić mianem obyczajowych. Szkoda tylko, że owe filmy rzadko pokazywane są na ekranach naszych kin, ale przynajmniej można liczyć na to, że za kilka lat ich wydanie DVD ukaże się na sklepowej półce. Mimo to bardzo polecam Stuck in love, na zimowy wieczór powinno być idealne.
PS. Film ma naprawdę świetną muzykę. I tak mi się skojarzyło, czytając wczorajszy zwierzowy wpis, że dzięki temu filmowi znalazłam piosenkę, którą od bardzo dawna szukałam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz