Podobno każdy powód jest dobry żeby
obejrzeć film, dlatego nawet jeśli taki prymitywny powód jak mój
sprawił, że obejrzałam dobre europejskie kino, to chyba nie mam
się czego wstydzić. Mój powód nazywa się Daniel Bruhl, a raczej
moim głównym powodem było jego aktorstwo w Rush. Bo widzicie
rzadko zdarza się by jakaś rola wywarła na mnie aż takie
wrażenie. Lauda w wykonaniu Bruhla był niesamowity i szkoda, że
niemiecki aktor nie zgarnął za tę rolę Złotego Globa. Z czystej
ciekawości postanowiłam zapoznać się z filmografią aktora, z
której jak się okazuje widziałam zaledwie kilka tytułów. Cóż
mieszkam w Europie, a na potęgę oglądam kino amerykańskie, bądź
brytyjskie (już lepiej, w końcu to część Europy...), a okazuje
się, że inne kraje też mogą pochwalić się ciekawą
kinematografią (tak, wiem odkryłam Amerykę). Dziś chciałam więc
napisać o filmie hiszpańskim, który zdobył trzy nagrody Goya, a w
którym Bruhl gra główną rolę. Cóż jak się okazuje, aktor
którego większość zna z Bękartów wojny Tarantino, ma kilka
ukrytych talentów, np.: taki że płynnie mówi po hiszpańsku...
Akcja filmu rozgrywa się w 2041 roku.
Alex Garel, genialny inżynier cybernetyki, wraca w rodzinne strony
by dokończyć porzucony przed laty projekt. Alex pracował nad
stworzeniem idealnego dziecka robota. Stworzenie jednak sztucznej
inteligencji, która odzwierciedlałaby dość zmienne i
skomplikowane uczucia dziecka nie jest zadaniem łatwym. Alex
postanawia znaleźć dziecko obdarzone niezwykłą osobowością,
które mogłoby posłużyć jako wzór. Okazuje się, że mężczyzna
nie musi daleko szukać. Eva, córka jego brata i Lany - dawnej
przyjaciółki, zdaje się być idealną, charyzmatyczną
dziewczynką, na której cechach osobowości można by oprzeć
sztuczną inteligencję. Wszak robot z nieciekawą osobowością to
robot nudny, a nikt nie chce mieć w swoim domu nudnego robota. Alex
zaczyna pracować z Evą i od razu się z nią zaprzyjaźnia. Przy
okazji zaczynają wychodzić na światło dzienne sekrety z
przeszłości.
Bardzo podobał mi się pomysł pokazania jak tworzy się sztuczną inteligencję. |
Wizja przyszłości ukazana w filmie to
dość przyjemna wizja. Świat nie jest jeszcze całkowicie
zmechanizowany, ludzie nie ubierają się na biało i nie jeżdżą
supernowoczesnymi autami. W praktyce nic się nie zmienia oprócz
tego, że każdy może mieć swojego robota. Problem w tym, że owe
roboty mają prawie zerowy poziom emocji, a raczej mają kilka
poziomów emocjonalności, ale można je w łatwy sposób regulować.
Bo po co lokaj ma być przyjazny, skoro ważne jest by wykonywał
dobrze swoje obowiązki? Jeżeli zaś chcemy porozmawiać z lokajem,
wyżalić mu się, to wystarczy wcisnąć przysłowiowy guzik i
załatwione. Główny bohater nie chciał, by dziecko robot było
takim lokajem. Chciał, by dziecko robot zachowywało się jak
dziecko, czyli było nieobliczalne, kapryśne, spontaniczne, ale przy
tym wszystkim żeby nie okazywało nadmiernej agresji. Jak twórcy
filmu pokazują, nie jest to takie łatwe zadanie. Bardzo łatwo
dodać jeden pierwiastek osobowości za dużo i robot staje się
niestabilny.
Film momentami może wydać się
nudnawy, ze względu na czasami zbyt długie ujęcia, w których
próżno szukać dialogów. Wydaje mi się jednak, że te ujęcia
były bardzo potrzebne, bo mówiły więcej niż niejeden ogrom słów
i w dość zgrabny sposób ukazywały skomplikowane relacje między
bohaterami. Co trzeba przyznać scenarzystom, to że akcja filmu do
końca trzyma w napięciu. Widz może domyślać się kilku dróg
jakimi może podążyć akcja, ale chyba do końca nie ma pewności
jak się to wszystko skończy. Ogromną zaletą filmu są efekty
specjalne. Niezwykle urzekł mnie sposób, w jaki przedstawiono jak
tworzy się sztuczną inteligencję, jak dobiera się kolejne
pierwiastki osobowości. Wygląda to naprawdę bajecznie. Za to
należy się filmowi ogromny plus. Do zalet filmu należałoby
zaliczyć również zdjęcia. Akcja Evy rozgrywa się w zimowych
krajobrazach, które na ekranie prezentują się bardzo ładnie i
dość ciekawie dopełniają wizję przyszłości reżysera. Tworzą
taki nastrój samotności – wewnętrznego zimna i jednocześnie
szukania przez ludzi ciepła drugiego człowieka, które próbują
zastąpić robotami.
Wypadałoby jeszcze napisać kilka słów
o aktorstwie. Daniel'owi Bruhl'owi przypadła do zagrania rola
genialnego naukowca, który nie grzeszy śmiałością. Jest to ten
typ bohatera, który woli przebywanie w swoim laboratorium pracując
nad udoskonalaniem swojego wynalazku, niż przebywanie z innymi
ludźmi. Bruhl wszystko to oddał na ekranie, ale jednak miał u
swego boku małą złodziejkę, która ukradła mu wiele scen.
Młodziutka Caludia Vega wcielająca się w rolę Evy pokazała
ogromny potencjał i całkiem niezły zestaw umiejętności
aktorskich. To jedna z tych dziecięcych aktorek, które potrafią
zachowywać się przed kamerą bardzo naturalnie, przez co miło się
je ogląda, a nie tylko patrzy jak recytują z pamięci tekst. Jednak
to Lluis Homar za swoją rolę robota lokaja zgarnął nagrodę Goya
za najlepszą rolę drugoplanową. Homar może nie stworzył aż tak
genialnej postaci robota jak zrobił to Fassbender w Prometeuszu, ale
Max w jego wykonaniu to naprawdę świetna postać.
Po obejrzeniu Evy – debiutanckiego
filmu Kike Maillo, w głowie dźwięczało mi jedno pytanie. Dlaczego
w Polsce nie kręci się takich filmów? Dlaczego w kółko kręcimy
te same komedie romantyczne, albo filmy wojenne, albo pokazujemy jaki
Polak jest zły? Ewentualnie pokażemy jak zachowują się polskie
nastolatki, które na okrągło ćpają, balują, szwendają się po
galeriach handlowych albo ewentualnie spędzają swoje życie w
wirtualnej rzeczywistości. Eva może nie jest bardzo dobrym filmem,
ale to kawałek dobrego kina, które warto zobaczyć. Jeśli jednak
ktoś spodziewa się po tym filmie dobrego science fiction, to może
się mocno zawieść. Evie bliżej do dobrego dramatu, niż sci-fi,
ale na pewno nie działa to na niekorzyść filmu.
Zaciekawiłaś mnie Evą. Z tego, co piszesz trochę przypomina Her (jeśli chodzi o wizję przyszłości i długie ujęcia).
OdpowiedzUsuńDlaczego w Polsce nie kręci się takich filmów? Nie ma kto ich kręcić. Producenci wolą sprawdzone sposoby na zarobek, czyli te głupie komedie romantyczne, na które i tak chodzi bardzo dużo ludzi. Te same gęby aktorów też nie pomagają.
Umiemy kręcić przejmujące filmy, ale są to filmy smutne, okrutne, brzydkie, depresyjne, ale dobre.
Nikt nie chce ryzykować kręcić czegoś innego, bo boi się, że film na siebie nie zarobi.
Może się to zmieni, kiedy komedie romantyczne przestaną zarabiać...
Trudna sprawa z tym kinem polskim.
Chyba jestem jedyną osobą, która nie widziała "Her". Coraz gorzej czuję się z tym faktem, szczególnie że Phoenix to jeden z moich ulubionych aktorów...
UsuńSzkoda, że producenci boją się zaryzykować, bo naprawdę kolejna głupawa komedia romantyczna z Adamczykiem czy Karolakiem, to nie jest coś na co mam ochotę wydać te 20zł na bilet do kina... Chętnie poszłabym do kina na coś w klimacie "Imagine" (w końcu reżyserem był Polak ;) ), ale takich filmów w polskim wykonaniu można szukać chyba jak igły w stogu siana...
Bardzo mnie zaciekawiłaś, bo ja Bruhla kojarzę z "Goodbye, Lenin", swoją drogą świetnego filmu :) a i "Wyścig" przede mną. Teraz dopisze sobie też "Evę" :)
OdpowiedzUsuńAkurat "Good Bye Lenin" jeszcze nie widziałam, ale jesteś kolejną osobą, która twierdzi że to świetny film, więc chyba w końcu muszę go obejrzeć ;)
Usuń