sobota, 22 lutego 2014

W świecie mitów i czasach magii, czyli i mnie Merlin zaczarował

Długo zastanawiałam się czy napisać na blogu o tym serialu, bo chyba nie do końca byłam przekonana czy wypada się przyznawać do oglądania tego serialu, bo raczej nie byłam jego docelowym targetem. Tak przynajmniej mi się zdawało kiedy puszczałam pierwszy odcinek Merlina. Bo wydawało mi się, że Merlin będzie taką bajką, skierowaną do młodszej widowni, a co za tym idzie będzie bardzo „poprawny politycznie” i jak to często w takich przypadkach bywa – naiwny. Jednak wcześniej takie obawy nie powstrzymały mnie przed obejrzeniem kilku odcinków jakiegoś serialu, więc i Merlin doczekał się w moim rozkładzie dnia swojego czasu antenowego. Przyznam się bez bicia, że Merlina włączyłam do tak zwanego lecenia w tle, kiedy ja zajmowałam się rzeczami ważniejszymi. Bardzo szybko jednak okazało się, że nie ma czegoś takiego jak rzecz ważniejsza od dobrego serialu, a wyprodukowany przez BBC serial dość specyficznie wykorzystujący legendy arturiańskie, bardzo szybko przekonał mnie, że zasługuje na moją pełną uwagę, a nie tylko na jej część. Również muszę się przyznać, że naprawdę wciągnęłam się w losy bohaterów, a od ostatnich odcinków ciężko było mnie oderwać i dlatego postanowiłam, że wpis o Merlinie być musi, bo to porządna bajucha jest i bardzo dobry serial.

Panowie i Panie - Merlin. Narzekam na efekty specjalne, ale ten mi się całkiem podoba.

Jak już wspomniałam serial trochę przekręca i przeinacza legendy arturiańskie, przynajmniej ja znałam je w trochę innej formie. Dlatego akcja serialu zaczyna się kiedy rządy w Camelocie sprawuje Uther, a książę Artur wiernie trwa u boku swego ojca, przygotowując się do sprawowania w przyszłości rządów. Jak każdy przyzwoity książę, Artur nic by nie zrobił gdyby nie miał na każde swoje zawołanie, dobrego i kapryśnego zarazem sługi. Owym sługą nie jest żaden paniczyk, albo zwykły, szary obywatel Camelotu. Żeby było ciekawiej owym sługą zostaje nie kto inny jak Merlin, który ma tyle wiosen co Artur i dodatkowo pomaga królewskiemu medykowi z bogatą przeszłością. Na królewskim dworze ważną personą jest również wychowanica króla – Morgana, piękna i dobra szlachcianka, a na dodatek sierota. Jej służką jest Ginewra, ciemnoskóra dziewczyna o złotym sercu. A żeby tego było mało to Merlin jest czarodziejem (ale cicho sza!), w Camelocie magia jest zabroniona, a każdy kto posiada magiczne zdolności jest wrogiem Camelotu. I tak biedny Merlin musi zmagać się ze swoim przeznaczeniem – czyli chronieniem Artura i ukrywać swoją magię przed wszystkimi (no, z małymi wyjątkami). Zapomniałabym dodać, że król mieszka w pięknym zamku, z pięknymi wielkimi grotami pod swymi fundamentami, w których więziony jest ostatni smok. Żeby jednak nie przestraszyć czytelników, to żadne prawa smoków nie są łamane, gdyż smok uwiązany jest na grubym łańcuchu, a że groty pod zamkiem są duże, a łańcuch długi smok może sobie swobodnie polatać na boki i w pionie (niestety nie zarejestrowałam by ktoś przynosił smokowi jedzenie, może smoki nie jedzą, albo zostają zaspokojone fauną groty...).

Merlin (Colin Morgan) raz jeszcze. W końcu serial nosi tytuł Merlin nie bez powodu...

Ogólnie cała idea serialu opiera się na tym, że Merlin musi chronić Artura, w końcu to jego przeznaczenie, ale przy tym nie może się zdradzić ze swoimi magicznymi umiejętnościami, wszak w Camelocie magia jest zabroniona. Jako, że Merlin to dość chuderlawy chłopak (przynajmniej w pierwszych powiedzmy, że trzech sezonach), który niezbyt potrafi posługiwać się bronią, a do tego jest troszkę niezdarny, a raczej takiego udaje, to Artur traktuje go jak ostatnią łamagę. Bo talentem Merlina jest magia, ale w Camelocie nikt go z nią nie zaakceptuje, stąd Merlin musi żyć incognito. Jak można się domyśleć serial jakby nie było fantasy, opowiadający jedynie o życiu dworskim byłby strasznie nudny, dlatego scenarzyści postarali się by główni bohaterowie byli uczestnikami wielu przygód. Tak więc, jeżeli żaden rozgoryczony czarnoksiężnik, czarownica lub inne magiczne stworzenie nie ma akurat ochoty zemścić się na Utherze za stłamszenie magii w Camelocie i wymordowanie wielu ludzi obdarzonych magią, to szlachetny i uparty jak osioł książę Artur na pewno znajdzie sposób by wpaść w jakieś tarapaty. Ewentualnie Merlin może przypadkiem coś przeskrobać i będzie trzeba ratować albo Artura, albo Merlina, abo Camelot. Jeżeli wyczerpią się już tego rodzaju pomysły, scenarzyści wracają do sprawdzonych sposobów budowania napięcia, a mianowicie zdrajca w zamku, to zawsze dobry pomysł na rozprowadzenie akcji na kilka odcinków. Co jest ciekawe scenarzystom jakoś tak kiepsko wychodziło budowanie napięcia przez wszechobecne w serialu przepowiednie. Przynajmniej mnie one jakoś niezbyt ruszały, bo jak się można domyśleć przepowiednia to bardzo złośliwa i podstępna istota jest, więc i tak to co się wydaje prawie na pewno nie jest tym czym się wydaje. I tak stanie się coś innego, żal tylko Merlina, który za każdym razem próbuje przeciwdziałać owym przepowiedniom, co zawsze źle się kończy.

Gdzie Artur tam i jego wierny sługa, który zasługuje na pochwały za to,
że wytrzymuje z takim osłem.

Niestety mocną stroną serialu nie są efekty specjalne. Jest to serial fantasy, ale magiczne stworzenia wcale nie wyglądają jakoś tak bardzo magicznie, a szkoda. Chociaż rozumiem, że nie jest to produkcja na miarę Władcy Pierścieni (powiedzmy to sobie szczerze, Merlin dorasta Władcy do pięt, nie wyżej), jest to serial, który miał być skierowany do młodszej widowni, a co za tym idzie serialowy budżet nie dorasta do pięt budżetom superprodukcji, stąd te momentami dość słabo wyglądające wstawki stworzone komputerowo. Mimo to w ważnych dla fabuły serialu momentach efekty specjalne dają radę. Chociaż jednej rzeczy nie mogę przeboleć, a raczej dwóch. Pierwsza rzecz to wykorzystywanie w walkach czarodziejów jednego i tego samego zaklęcia, które w rezultacie wymagało jednego i tego samego efektu specjalnego. Coś na zasadzie ja wystawiam dłoń, albo wrogo się patrzę, a ty przeciwniku lecisz do tyłu, jakby cię wystrzelono z katapulty. Drugi zarzut to zaanimowanie smoka. Smok w Merlinie to dość ważna persona. To stworzenie magiczne, a więc pobratymiec naszego głównego czarodzieja i skarbnica wiedzy. Gdy Merlin nie wie co robić, smok zazwyczaj mu pomoże, albo postąpi na przekór. W końcu mówi głosem Johna Hurta, a to oznacza, że wszystko mu wolno i wszystko można mu wybaczyć. No może nie wszystko, bo chyba specom od efektów zabrakło pieniędzy na porządne zaanimowanie lecącego smoka. Bo widzicie kiedy Merlin rozmawia z Kilgharrah (tak ów smok ma na imię), to wszystko bardzo ładnie wygląda, problem zaczyna się wtedy kiedy rozmowa się kończy i smok powinien efektownie odlecieć. I tu jest problem, bo wygląda to źle. Jeszcze wzbijanie się w powietrze można przeboleć, ale lotu już nie, lot wygląda bardzo źle. Rozumiem, że potrzebne były owe lotne sceny, ale można było włożyć w nie więcej wysiłku, bo rezultat który przedstawiono widzom wygląda trochę tandetnie i jak na XXI wiek, strasznie nieprofesjonalnie.

Wszystko jest dobrze do momentu kiedy smok nie zacznie latać.
Swoją drogą to strasznie duże te groty pod zamkiem, dziwne że się nie zawalił. 

Ale ja tu narzekam, a przecież na początku pisałam że serial jest bardzo dobry. Za ową jakością serialu stoi kilka rzeczy. Przede wszystkim scenarzyści mieli talent do napisania bardzo ciekawego bromance'u. Miło się patrzy na sprzeczki Merlina z Arturem, szczególnie kiedy Artur jest księciem, a Merlin zwykłym sługą. To jak rozwijają się relacje bohaterów i prowadzą do tego wyczekiwanego przez wszystkich momentu kulminacyjnego serialu, to naprawdę kawał dobrej roboty scenarzystów. Nie bez powodu serial nosi tytuł Merlin. Obsadzony w głównej roli Colin Morgan stworzył według mnie jedną z ciekawszych serialowych postaci, jakie ostatnio chodziły po srebrnym ekranie. Na pewno pomógł mu w tym dobrze napisany scenariusz, ale i ogromna charyzma aktora. Bo trzeba przyznać, że jeżeli zaczynasz darzyć fanowską miłością chuderlawego fajtłapę z fryzurą ciętą przy pomocy garnka zamiast gościa, który gra księcia, to wiedz, że ów aktor musiał bardzo dobrze grać. Szczególnie umiejętności aktorskie widać po tym jak postać Merlina ewoluuje przez cały czas trwania serialu. Na początku mamy beztroskiego chłopaka, który jest przytłoczony swoim przeznaczeniem oraz świadomością, że mimo iż są z Arturem przyjaciółmi to nie może mu powierzyć swojego sekretu. W kolejnych sezonach Merlin dorośleje, poważnieje, ale dalej można dostrzec młodzieńczą beztroskę, szczególnie w wyrazie twarzy. Wydaje się, że Colin Morgan do perfekcji opanował granie twarzą, w jednej sekundzie mamy młodzieńca, a w następnej widzimy zmęczonego życiem człowieka, który zmaga się ze zbyt wieloma rzeczami. 

Lady Morgana.

Nie można jednak zapomnieć o innych aktorach. Szczególnie na wyróżnienie zasługuje Katie McGrath wcielająca się w postać Morgany. To również jedna z tych postaci, które przechodzą ogromną metamorfozę i fizyczną i psychiczną, a raczej wypadałoby powiedzieć, że gdzieś w połowie serialu wybierają drugą stronę barykady. W praktyce to przez pierwsze bodajże dwa sezony czeka się, aż w końcu Morgana stanie się tą Morganą, którą znamy z legend arturiańskich. Mi osobiście podobał się jeszcze wątek przeznaczenia i zarazem zguby Morgany, której powodem miał być niejaki Emrys. To naprawdę ciekawie rozpisany na kilka sezonów wątek, który przybiera różne zaskakujące zwroty akcji, szczególnie kiedy my, jako widzowie, wiemy kim jest Emrys. Nie wiem czemu, ale jeżeli chodzi o postaci Ginewry i Artura, to były mi dość obojętne, szczególnie ta pierwsza. Ginewra jest tym typem irytującej postaci o dobrym sercu, która zawsze postępuje dobrze, nigdy nie powija jej się noga, a gdy ktoś niesłusznie ją oskarży bądź też skrzywdzi ją, ona zaraz mu przebacza, bo przecież ma dobre serce. Do tego kiedy w końcu jest z Arturem (raczej nikt nie powinien uważać tej informacji za spojler roku, przecież wiadome jest, że Ginewra musi być z Arturem), to staje się taka strasznie nijaka. Ginewra - służąca przynajmniej była nieustraszona, a Ginewra - żona Artura, wspiera męża i służy radą, ale jakoś tak przydzielono jej w większości przypadków rolę albo zmartwionej żony, albo męczennicy, a to bardzo w pewnych momentach irytuje. Co się tyczy Artura, to na początku jest rozpuszczonym księciem, upartym jak osioł, ale o szlachetnym sercu i imponujących umiejętnościach rycerskich, a potem, wraz z rozwojem akcji mądrzeje, stara się być dobrym królem, ale dalej jest, jak często stwierdza to Merlin – upartym osłem. 

Artur i Ginewra.

Scenarzyści i ludzie od castingu mieli za to bardzo dobrą rękę do pisania i tworzenia postaci drugoplanowych. W pamięci szczególnie zapadają: Nimueh – zła wiedźma, która starała się zemścić na Utherze za Wielką Czystkę, honorowy Lancelot (i to nie tylko dlatego, że grający go Santiago Cabrera to bardzo przystojny mężczyzna i miło się na niego patrzyło), często bardzo nierozważny Gwaine, wiedźma Morgause, która została świetnie zagrana przez Emilię Fox oraz nie można zapomnieć o dość ważnej w legendach arturiańskich postaci Mordreda. Mordred pojawia się w pierwszym sezonie jako kilkuletni druid i kradnie serca wszystkich fanów serialu. Asa Butterfield mimo że występuje jedynie w trzech odcinkach, swoją niedużą rolą potrafił zapaść w pamięć i wywrzeć ogromne wrażenie. Stąd rozumiem tych fanów serialu, którzy nie byli zbyt szczęśliwi, że ktoś ma zastąpić młodego aktora w ostatniej odsłonie serialu. Butterfield jednak jest zapracowanym aktorem i raczej nie wygląda jeszcze zbyt dorośle, a Mordred w piątym sezonie ma mieć już bodajże 18 lat, stąd wybór padł na Alexandra Vlahosa, który chyba kupił większość fanów. Mnie przynajmniej do siebie przekonał. Jego występ to naprawdę kawałek dobrego aktorstwa, bo do końca nie wiadomo co Mordred myśli, co zaraz zrobi i po której stronie stanie w decydującej bitwie.

Młody Mordred...

Rozpisałam się, ale ciężko jest napisać krótko o serialu, który przyniósł mi tyle radości i umilił ten zły, dołujący i okropny czas w życiu każdego studenta, jakim jest sesja. Na koniec chciałam jeszcze dodać, że w kluczowych dla akcji momentach twórcy przypominają sobie, że ich serial bądź co bądź bazuje na znanych wszystkim legendach arturiańskich i w końcu wracają do kanonu. Nawet jeżeli za bardzo poniesie ich ułańska fantazja, to całkiem zgrabnie potrafią wrócić do toku wydarzeń jaki powinien być. Pojawia się więc i Excalibur wykuty w smoczym oddechu (chociaż chyba nazwa nigdy nie pada) i słynna scena z wyciągnięciem przez Artura miecza ze skały, jest również Pani Jeziora i wyspa Avalon i powiem Wam, że to jedne z lepszych scen, jedne z tych które potrafią wzruszyć do łez, albo dostarczyć takiej miłej, pozytywnej niespodzianki.

i ten trochę starszy.

Jeżeli więc mieliście kiedyś ochotę żeby zacząć oglądać tę bajuchę, ale nie byliście do końca przekonani czy warto, to odpowiedź brzmi warto. Nie będzie to na pewno najlepszy serial jaki kiedykolwiek obejrzycie, ale to dobry serial, który potrafi wciągnąć, który potrafi dostarczyć wiele pozytywnych emocji i trzymać w napięciu do samego końca. Czasami doprowadza do łez, czasami irytuje, ale nigdy nie nuży. I można się nie zgadzać z zakończeniem, może się ono nie podobać, ale według mnie to całkiem dobre zakończenie tej wersji przygód Artura i Merlina jaką zaserwowali nam twórcy serialu, szkoda tylko że już nie będzie kontynuacji. Cóż taki urok oglądania zakończonych seriali.


3 komentarze:

  1. Obejrzałam pierwszy sezon tylko i wyłącznie dla Katie McGrath , którą bardzo lubię, ale jej Morgana jest tak szlachetna i dobra jak Ginewra (oprócz jednego odcinka). Zauważam jednak jej niechęć do Uthera i skłonności w kierunku magii, więc myślę, że za kilka sezonów to może być ciekawa postać ;)
    Bromance Arthura i Merlina jest przezabawny i bardzo lubię ich razem. Jednak nie mogę zrozumieć tego, że chłopaki są prawdziwymi przyjaciółmi, więc dlaczego Merlin nie przyzna się do swoich zdolności?
    Ginewra jest bardzo nudna i naprawdę nie wiem, w jaki sposób zostanie królową... Oj nie widzę jej w tej roli.

    Pewnie dla Katie pociągnę następne sezony, bo naprawdę bardzo chcę zobaczyć jej mroczną Morganę. Efekty specjalne są strasznie tanie, ale przetrwałam Doctora Who i mnóstwo starych baśni filmowych, więc przetrwam i to ;)

    Dzięki, że napisałaś o Merlinie i mi o nim przypomniałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż z Morganą jest dość długa historia. Ale kiedy zaczyna sobie zdawać sprawę ze swoich zdolności magicznych i odkrywa pewne fakty ze swojej przeszłości, to zaczyna być ciekawą postacią i dość mocno mącić. Zresztą nie mąci sama, ale nie piszę nic więcej żeby nie spojlerować ;) Ogólnie mroczna Morgana to bardzo dobrze zagrana postać, momentami nawet zabawna z tą swoją "mrocznością" i dziwnymi obsesjami.

      A co do przyjaźni to wydaje mi się, że Merlin nie może powiedzieć Arturowi, że jest czarodziejem bo magia jest zabroniona w Camelocie i gdyby Uther się dowiedział to kazałby go spalić na stosie, a nie wiem czy Artur potrafiłby ukrywać taki sekret przed swoim ojcem. Ale mimo wszystko Merlin bał się reakcji Artura, a im dalej tym ciężej było mu wyjawić prawdę.

      Mam nadzieję, że dalsze sezony co do rozwoju postaci Morgany Cię nie zawiodą :) Niestety Ginewra dalej jest nudna, ale ma na szczęście ograniczony czas antenowy ;)

      Usuń
    2. Dziękuję w takim razie za odpowiedź. Zachęciłaś mnie i na pewno obejrzę kolejny sezon (lub sezony) :)
      Dla Morgany ;)

      Usuń