wtorek, 7 października 2014

Forever, czyli zlepek znanych schematów, któremu nie brakuje oryginalności

Ostatnio zupełnie nie miałam czasu na blogowanie i nie będę się tu usprawiedliwiać co, dlaczego i po co. Obiecywanie poprawy chyba też nie ma sensu. Może więc od razu przejdę do tematu dzisiejszego wpisu, a mianowicie pewnego serialu stacji ABC. Bo przecież jak człowiek nie ma na nic czasu, to znaczy że ma czas na obejrzenie chociaż jednego odcinka serialu dziennie. Jak można się domyśleć nie jestem wyjątkiem od tej reguły. Przyszła jesień i wróciły z nowymi sezonami stare seriale oraz do ramówki trafiły też nowe pozycje, więc w niedługim czasie zapewne naskrobię kilka słów o serialach, które obecnie oglądam. Dziś jednak będzie o serialu, który jest dość wtórny i garściami czerpie z innych seriali, ale jest przy tym tak uroczy i wciągający, że jeżeli stacja ABC mi go skasuje to będzie mi bardzo, ale to bardzo przykro.

Forever, bo o tym serialu jest mowa, opowiada historię dr Henrego Morgana, który pracuje w kostnicy i pomaga nowojorskiej policji w rozwiązywaniu zagadek morderstw. Morgan nie jest jednak zwykłym koronerem. To niezwykle inteligentny mężczyzna, który ma na karku ponad 200 lat i chce w końcu rozwiązać zagadkę, która trapi go przez prawie całe jego życie, czyli jak przestać być nieśmiertelnym.


Wspominałam na początku, że serial na pierwszy rzut oka wydaje się być do bólu wtórny i na każdym kroku można go przyrównywać do kolejnych seriali. Od razu nasuwa się skojarzenie z Castle, bo Henry pomaga w rozwiązywaniu spraw pięknej pani detektyw Jo Martinez, która jest inteligentną, ambitną policjantką. Nie można też uniknąć porównania do New Amsterdam. Henry badając zwłoki jest jak Bones, albo jak policjanci z CSI, wszak żaden szczegół mu nie umknie. Jeżeli jestem przy Bones to Forever ma jeszcze jedną rzecz wspólną z tym serialem, a mianowicie aktora – Joel David Moore w Bones grał stażystę, a tu gra asystenta dr Morgana. Trudno więc powstrzymać się od porównań. Henry zauważa też z ogromną łatwością szczegóły, na które zwykli ludzie nie zwracają zbyt wielkiej uwagi, a które dużo mówią o drugiej osobie, jest więc kimś na kształt Sherlocka Holmesa i Patricka Jane'a z Mentalisty. Najlepszy przyjaciel Henrego, Abraham też ma dość ciekawą historię, która mi przypomina trochę tę z Moonlight.



Jak widać podobieństw do innych seriali jest cała masa. Dlaczego więc Forever jest ciekawym serialem? Przede wszystkim dlatego, że potrafi się dobrze sprzedać i ma dobrze napisaną postać pierwszoplanową. Scenarzyści ze zlepku dość ogranych motywów stworzyli coś oryginalnego, co nadal potrafi wciągnąć i pozwolić widzowi zapomnieć o rzeczywistości na czas trwania odcinka. Formuła serialu jest również dość oklepana. W końcu Forever jest proceduralem, więc w każdym odcinku dr Morgan współpracuje przy innej sprawie, a widz powoli poznaje historię jego i jego współlokatora. Oczywiście jak w każdym tego typu serialu musi być jakiś główny zły/tajemniczy człowiek sezonu/serialu, który przewija się gdzieś w tle i miesza w spokojnym życiu głównego bohatera.



Dużym plusem serialu jest humor, który jak dla mnie jest trafiony w punkt. Jak na razie w każdym odcinku jest jakiś subtelny żart, który tyczy się rozwiązywanej sprawy, ale przy tym ciekawie odnosi się do nieśmiertelności Henrego, co sam bohater zawsze zauważa z dość zabawnym wyrazem twarzy. Jeżeli jestem przy nieśmiertelności to niesie ona ze sobą pewne przykre dla głównego bohatera konsekwencje. Możecie jednak odetchnąć z ulgą, bo Henry ani nie jest wampirem, ani nie świeci się w słońcu. Otóż dr Morgan kiedy umiera, to znika z miejsca wypadku/śmierci i odradza się w wodzie. Z tą wodą jest jednak mały problem, gdyż bohater budzi się w rzece nagi, a do domu przecież trzeba jakoś wrócić...



Główną rolę w serialu gra Ioan Gruffudd, którego zupełnie nie kojarzę z żadnego filmu, a kilka produkcji z jego udziałem widziałam, co jest trochę dziwne. Cóż, po Forever na pewno go zapamiętam, bo już dawno żaden aktor grający w serialu nie zrobił na mnie takiego pozytywnego wrażenia jak Gruffudd. Dr Morgan w jego wykonaniu to postać, której nie da się nie lubić. Raz zachowuje się jak duże dziecko, by za chwilę przyjąć postawę poważnego, wykształconego arystokraty wypowiadającego się niby w znanym języku, a jednak używającego zbyt mądrych słów dla przeciętnego człowieka. Gruffudd tworzy na ekranie idealny duet z Juddem Hirschem, który wciela się w postać współlokatora Henrego. Ta dwójka tworzy na ekranie mój nowy ulubiony bromance. Na razie przy tej dwójce, Alana De La Garza w roli detektyw Jo Martinez wypada dość blado, ale mam nadzieję, że wraz z rozwojem akcji aktorka dostanie trochę więcej do grania.


Forever zdecydowanie wywalczył sobie miejsce w moim jesiennym serialowym rozkładzie jazdy. Serial bardzo przypadł mi do gustu i mam nadzieję, że nie zostanie zdjęty z anteny, bo oglądanie go przynosi mi zbyt wiele radochy, by ktoś mógł mi go skasować.  

10 komentarzy:

  1. Oj miałam sobie tę nowość odpuścić po przesłuchaniu Myszmasza i wpisowi u Myszy, ale Ty mnie zachęciłaś, żeby jednak dać szansę Forever :)
    Aktora kojarzę tylko z Króla Artura i chyba mignął mi gdzieś w Titanicu, ale sprawia sympatyczne i estetyczne wrażenie ^^

    Twoja opinia jest tylko po pilocie, czy po kilku odcinkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, teraz czuję na barkach wielką presję, bo jak Ci się nie spodoba, to będzie na mnie (ale wtedy będziesz też wiedziała, że trzeba się słuchać Myszy) ;)
      Wpis był napisany po obejrzeniu trzech odcinków.

      Usuń
    2. Obejrzałam dwa odcinki i bardzo mi się podoba! Pewnie, że schematy, pewnie, że wszystko już było, ale ma ten serial w sobie coś, co przyciąga i już go lubię :)

      Usuń
    3. Uff to odetchnęłam z ulgą ;)

      Usuń
  2. Forever wzbudziło we mnie bardzo ciepłe uczucia i oglądanie go jest czystą przyjemnością - mimo, że nie należy do arcydzieł. Morgan jest ostatnio moim ulubieńcem i możliwe, że to przez cudowny akcent Gruffudda, który czyni pierwsze kilka minut każdego odcinka powalającymi :)
    Mój blog również przeżywa kryzys, ponieważ nie mogę zabrać się do pisania niczego kreatywnego. Jesień nadeszła. Brr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och zgadzam się w stu procentach odnośnie akcentu Gruffudda. Bardzo przyjemnie się go słucha ;)
      Ja mam ten problem z pisaniem bloga, że próbuję połączyć pracę ze studiami (więc jak nie jestem w jakiś dzień na uczelni, to jestem w pracy) i na bloga mam bardzo mało czasu, czyli prawie wcale... :(

      Usuń
  3. Forever jest idealną mieszanką wszystkiego, co lubię <3 Humor, szczypta fantasy, kryminału, romansu... no pychota <3 Ja akurat Ioana znałam z "Fantastycznej czwórki" i "Króla Artura", ale sama się zdziwiłam, że z tak niewielu filmów. Bo zagrał w całkiem wielu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się :) Każdy kolejny odcinek sprawia, że coraz bardziej uwielbiam ten serial. Ja za to Ioana zupełnie nie kojarzę z "Króla Artura". Chyba będę musiała zrobić sobie powtórkę z tego filmu, jak znajdę czas ;)

      Usuń
  4. Nie słyszałam o tym serialu, ale nie przepadam za odcinkowcami. Kiedyś oglądałam, przestałam, a ilość kolejnych sezonów mnie przeraziła.
    Pozdrawiam, Shelf of Books :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam oglądać seriale jak poszłam na studia i strasznie mnie to wciągnęło. Ale jedni lubią seriale, inni filmy, inni książki, a inni (tak jak ja) wszystko po trochu ;) Może kiedyś trafisz na swój serial i wciągnie Cię tak, że 5 sezonów okaże się zbyt małą ilością ;)

      Usuń