Blog ten staje się ostatnio takim moim
miejscem spowiedzi z różnych filmowych/ książkowych/ serialowych
guilty pleasures. Ale cóż mogę na to poradzić, że mój gust
filmowy nie jest zbyt wysublimowany i zamiast pracowicie nadrabiać
klasyki, wolę obejrzeć film, który powstał na podstawie tzw.
young adult novel, które po sukcesie Zmierzchu wyrosły jak grzyby
po deszczu. Oczywiście jak można się domyśleć filmy te nie są
najwyższych lotów, a czasami swoją nieporadnością wręcz
przyprawiają o ból głowy. Ale zastanawiająca jest dla mnie jedna
rzecz. Otóż książki młodzieżowe, które zostały przeniesione
na ekran z dobrym skutkiem, czyli zadowoliły i fanów książek i
krytyków, a także ich produkcja zwróciła się, to książki
pozbawione postaci obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami (The
Fault in Our Stars, The Perks of being a wallflower), albo to książki
których akcja rozgrywa się w post apokaliptycznym świecie i nie ma
w nich kosmitów (seria The Hunger Games). Kiedy twórcy biorą na
warsztat jakąś powieść, w której mamy wampiry, wilkołaki,
czarownice i inne cuda niewidy, w tym też kosmitów, to film jest do
bólu przeciętny, historia nuży, a bohaterowie pozbawieni są
jakiegokolwiek charakteru. Zastanawia mnie to, kto w tym momencie
zawodzi. Czy już na wstępie zawodzi książka, chociaż według
mnie to najmniej prawdopodobne. A może zawodzi scenarzysta, który
ma w nosie książkę i nie przykłada się do swojej pracy myśląc,
że w ty przypadku nawet największy szajs się sprzeda. Czy może to
wina autora książki, który bezmyślnie sprzedał prawa do
ekranizacji i nie miał prawa głosu przy pracy nad scenariuszem. Czy
może to wina reżysera, który pracując z dość kulawym
scenariuszem nie potrafi już zrobić z tego nic przyzwoitego?
Szczerze mówiąc (czy jak kto woli pisząc) myślę, że wszystkie
te rzeczy składają się na to, że taki film już na początku nie
ma szans na bycie dobrym filmem, co udowodniono przy adaptacji The
Host, Beautiful Creatures i The Vampire Academy, o których dziś
chciałam napisać.
The Host
Książkę autorstwa Stephenie Meyer
czytałam bardzo dawno temu i chyba dobrze, że zapomniałam
większość rzeczy, bo inaczej nie wiem czy dałabym radę obejrzeć
ten film do końca. Zawsze uważałam, że The Host jest dużo lepszą
książką niż Zmierzch. Autorka sprawnie opisała wymyślony przez
siebie post apokaliptyczny świat, wymyśliła kosmitów – dusze, a
do tego bardzo ciekawie skonstruowała dialogi między Melanie i
Wandą. Czytając książkę miałam też wrażenie, że postaci są
dużo ciekawsze i mają jako taki charakter, w porównaniu z
bohaterami Zmierzchu (z drugiej strony w porównaniu z bohaterami
Zmierzchu każdy inny bohater posiada ciekawy charakter i piszę to
ja, osoba która lubi Zmierzch...). W filmie wszystkie te pozytywy,
które dostrzegałam w powieści, gdzieś się zgubiły. Czytając
książkę nie odnosiłam też wrażenia, że czytam przesłodzone
romansidło, ale to może dlatego że jak czytam w oryginale to
wszystko wydaje mi się lepsze niż jest w rzeczywistości. Tak czy
siak, The Host to straszne romansidło, nie romans, a romansidło. Do
tego scenariusz jest mocno dziurawy i wygląda tak, jakby ktoś
usunął z niego co ciekawsze sceny i zastąpił kolejną cukierkową
sceną romantyczną. Naprawdę lubię oglądać romanse, ale ten film
mnie zdecydowanie przerósł.
Dużym plusem filmu są zdjęcia.
Trzeba przyznać, że obraz jest bardzo atrakcyjny wizualnie.
Szczególnie zdjęcia pustyni i grot robią wrażenie. Niestety na
plus ciężko jest zaliczyć aktorstwo. Diane Kruger starała się
grać przekonywająco ale ze średnim skutkiem. Za to Saoirse Ronan
wcielająca się w główną postać snuje się bez wyrazu po
ekranie. Melanie/Wanda w jej wykonaniu jest bezbarwna i jakaś taka
nijaka. Ilekroć oglądam jakiś film z Ronan mam wrażenie, że
każdą swoją postać gra w ten sam sposób, próbując grać tak
jak u Joe Wrighta w Pokucie. Niestety w tym przypadku nie wypadła
dobrze, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Szczególnie nie radziła
sobie ze scenami rozmów Melanie z Wandą, które wyglądały dziwnie
i to nie wina samego konceptu, a aktorstwa właśnie.
Cóż The Host to taki film do
obejrzenia i szybkiego zapomnienia, a szkoda bo książka miała
potencjał na to, by wypaść dobrze na kinowym czy też srebrnym
ekranie.
Beautiful Creatures
Przy tym filmie jestem winna drobne
wyjaśnienie, ponieważ moja ocena tego filmu uległa ostatnio
radykalnej zmianie. Dlaczego? Ponieważ przeczytałam bardzo niedawno
książkę. Kilka miesięcy temu po raz pierwszy obejrzałam to cudo
kinematografii i nawet nieźle mi się je oglądało. Ale po seansie
dalej nie rozumiałam czemu tacy aktorzy zagrali w takim filmie. Mimo
to uważałam, że to całkiem przyzwoite filmidło. Moja
przyjaciółka uparcie twierdziła, że zmienię zdanie jak
przeczytam książkę. No i przeczytałam powieść autorstwa Kami
Garcii i Margaret Stohl, która jest przyjemną, dobrze napisaną
powieścią z kategorii tych młodzieżowych. A potem obejrzałam
ponownie film Richarda LaGravenese i nie wiem co mam napisać, oprócz
tego że reżyser i scenarzysta w jednym, zmasakrował książkę i
pozbawił wszystkiego co sprawiało, że cała historia o Obdarzonych
miała sens. Jak dla mnie LaGravenese napisał od nowa książkę,
zaproponował nowe rozwiązania fabularne, z dwóch postaci zrobił
jedną i powstał film, który fani książek powinni omijać
szerokim łukiem.
Do tego młodzi aktorzy obsadzeni w
głównych rolach wcale nie poprawili jakości filmu. Alice Englert
jako Lena Duchannes jest bardzo sztuczna, gra na siłę, a przez to
jest bardzo mało przekonywująca. Alden Ehrenreich wcale nie jest
lepszy, ale trafiła mu się ciut lepsza rola. Otóż postać Ethana,
w którą wciela się młody aktor, jest niesamowicie sympatyczna i
mocno pozytywna, i tak ją gra Ehrenreich, pomijając przy tym
towarzyszącą mu na każdym kroku sztuczność. Jak wspomniałam na
początku nie rozumiałam i nadal nie rozumiem dlaczego Jeremy Irons
i Emma Thompson zagrali w tym filmie. Za to wiem, że pokazali klasę
i zagrali świetnie. Szczególnie Emma Thompson dobrze się bawiła
grając Sarafine, bo ta Istota Ciemności w jej wykonaniu to istny
żywioł. Jak widać czasami trochę przesady jest wręcz pożądane.
Co trzeba jeszcze przyznać, to że
osoby projektujące kostiumy mogły sobie zaszaleć i stworzyć
kreacje godne największych wiedźm. To że momentami pasowały one w
danej scenie jak pięść do nosa to już inna sprawa. Beautiful
Creatures tak jak wyżej wspomniany The Host to film do obejrzenia i
zapomnienia.
The Vampire Academy
O dziwo na tym filmie bawiłam się
najlepiej. Zapewne dlatego, że wcześniej nie czytałam książki i
szczerze mówiąc nie mam zamiaru. Nie mogłam więc narzekać na
nieścisłości z fabułą książki, a co za tym idzie moje czoło
zostało uchronione przed potencjalnymi siniakami od ciągłych
facepalmów. Nie będę się więc nad tym filmem rozwodzić, bo i
nie ma bardzo nad czym. Ot całkiem niezła historia, w miarę
przyzwoicie zagrana. Za filmem tym stoją ludzie odpowiedzialni za
wyprodukowanie Mean Girls i to powinno już dużo mówić o stylu w
jakim jest The Vampire Academy. Jest zabawnie, trochę przekornie,
ale przede wszystkim z dużym dystansem do wszystkiego włącznie z
bohaterami filmu i pokazywanymi wydarzeniami. Przyjemnie ogląda się
tego rodzaju filmy, które potrafią się z siebie śmiać i pokazać
widzowi, że nie należy odbierać wszystkiego na poważnie. Za to
duży plus. Jeżeli więc nie macie ochoty na nic ambitnego i chcecie
się trochę pośmiać, to The Vampire Academy powinno dać radę.
Żadnego z tych filmów nie widziałam i raczej się nie skuszę, ale twój post skłonił mnie do refleksji nad tym jak czasy się zmieniają. Ja w wieku docelowych czytelników tych książek zaczytywałam się w Jeżycjadzie, Ani z Zielonego Wzgórza, Harrym Potterze. Kto wie jak wyglądałoby moje życie gdybym czytała Zmierzch i tym podobne? :D
OdpowiedzUsuńMoże wypatrywałybyśmy za rogiem wampirów i innych cudów niewidów, zamiast czekać na list z Hogwartu? ;) A tak na poważnie, to faktycznie to trochę smutne, że dzisiejsza młodzież zaczytuje się w tego typu książkach, które bądź co bądź pisane są na jedną nutę i jedynie prześcigają się w byciu bardziej mrocznymi. Ale tak jak napisałaś czasy się zmieniają, co niestety widać też w kreskówkach czy nawet zabawkach...
UsuńPamiętam, gdy czytałam 'Host' zaraz po lekturze Zmierzchu... jedno trzeba przyznać pani Meyers: pisze tak, by wciągnąć czytelnika i zwykle jej się to udaje. Pomysł na fabułę był zadziwiająco dobry, wykonanie niestety mniej.. gdy usłyszałam o ekranizacji gdzieś głęboko miałam nadzieję na wykorzystanie najlepszych cech książki. Niestety, wyszła hybryda gorsza niż Zmierzch - ten miał bowiem przynajmniej dobrą muzykę.
OdpowiedzUsuńZwykłam oglądać tego typu filmy dla zabawy, często się z nich "nabijając", bo w sumie po to są, warto zaś zobaczyć, co kręci dziś amerykańskich nastolatków ^^ można mieć naprawdę sporo zabawy przy seansie Zmierzchu i podobnych jeżeli podejdzie się do nich z odpowiednim dystansem i może nutką alkoholu ;)
Dzięki Tobie dowiedziałam się o istnieniu The Vampire Academy. Mean Girls wzbudziły moją sympatię, zobaczymy jak będzie z tym filmem. Pozdrawiam!
Faktycznie w "The Host" nawet muzyka nie była dobra ;)
UsuńSzczerze mówiąc z opisanych przeze mnie filmów "The Vampire Academy" jest chyba najdurniejszy, ale najlepiej się go ogląda, bo widać że twórcy na siłę nie próbowali robić z niego poważnego filmu. Więc jeśli lubisz oglądać takie filmy dla zabawy (ja mówię, że oglądam je dla odmóżdżenia ;) ) to myślę, że powinien Ci się w miarę spodobać ;)