Chyba już parę razy pojawiło się na
blogu stwierdzenie, że nie lubię się bać. Chociaż to nie byłoby
problemem, gdyby nie moja niezwykle bujna wyobraźnia, która po
obejrzeniu horrorów potrafi podsuwać mi niezmożone ilości różnych
obrazów, bądź też odtwarzać te bardziej straszne sceny. Ogólnie
efekt jest taki, że gdy idę spać, to mojej wyobraźni włącza się
piąty bieg, a mi się wydaje że w moim pokoju odgrywają się
wszystkie najstraszniejsze scenariusze. Jeżeli zaś w grę wchodzą
jakieś egzorcyzmy lub w filmie występowały wątki diabła bądź
duchów, szczególnie tych, o których krążą miejskie legendy, to
o śnie mogę zapomnieć, bo przy każdym szeleście albo najcichszym
dźwięku palpitacja serca murowana. Tak więc jeżeli jeszcze nigdy
nie spotkaliście chojraka, to teraz macie okazję czytać jego
radosną twórczość. Dlaczego więc obejrzałam pierwszy sezon
American Horror Story? Otóż z ciekawości włączyłam pierwszy
odcinek, a potem z ogromnej ciekawości obejrzałam resztę. Szczerze
mówiąc dawno nie widziałam, aż tak dobrego serialu. Dlatego już
po pierwszym odcinku doszłam do wniosku, że moje tchórzostwo nie
przeszkodzi mi w obejrzeniu American Horror Story.
Pierwszy sezon opowiada historię
pewnej rodziny, która wprowadza się do pięknego, starego domu w
LA. Dom nawet nie wymaga zbyt wielu poprawek, a jego cena jest
niezwykle kusząca. Rodzina Harmonów chce w nim zacząć nowe życie
i zapomnieć o problemach, które mają nadzieję zostawić za sobą
w Bostonie. Okazuje się jednak, że dom skrywa swoje tajemnice,
które wiążą się z tym iż figuruje on na liście nawiedzonych
domów, jako dom morderstw. Nikt jednak nie poinformował o tym
Harmonów przed dokonaniem zakupu...
Wydaje się, że nie ma w tej historii
nic oryginalnego i odkrywczego, wszak horrorów o nawiedzonych domach
mamy na pęczki. Domy morderstw, nawiedzane przez złe duchy, dobre
duchy, to wszystko już kiedyś gdzieś było. Przewagą jednak
American Horror Story jest świetny scenariusz, który czerpiąc ze
schematów garściami, potrafi z nich stworzyć historię niebanalną,
która wciąga widza w sam środek akcji. Jeżeli myślicie, że po
pierwszym odcinku wiecie już wszystko i scenarzyści niczym Was już
nie zaskoczą, to grubo się mylicie. Serial wręcz obfituje w
różnego rodzaju plot twisty i zmiany tempa, tak że momentami
ciężko jest się połapać o co chodzi. Na szczęście twórcy nie
pozwalają siedzieć skołowanemu widzowi przez długi czas, gdyż po
paru minutach sprawią, że aż podskoczy na siedzeniu, albo będzie
musiał się skupić by odzyskać kontrolę nad żuchwą.
Niejednokrotnie siedziałam z szeroko otwartymi oczami (i buzią) i
zastanawiałam się „Ale jak to?”. Szczerze mówiąc dawno się
tak nie bawiłam domyślając się kto jest kim, jakie relacje łączą
poszczególnych bohaterów i o co w tym wszystkim chodzi. Na niektóre
pytania scenarzyści odpowiadają w trakcie trwania sezonu, na
pozostałe odpowiedzi trzeba poczekać do dwóch końcowych odcinków.
Tak czy inaczej warto czekać, bo finał jest dość zaskakujący.
Oczywiście sam scenariusz nie stworzy
świetnego serialu. Potrzebna jest też dobra reżyseria, a taką
może pochwalić się American Horror Story. Przez cały czas trwania
sezonu twórcom udało się utrzymać nastrój tajemnicy i niepokoju.
Znacie to uczucie kiedy wydaje Wam się, że zaraz zza rogu wybiegnie
ktoś z pistoletem/siekierą/kijem baseballowym/łopatą i mocno
przetrzepie skórę którejś z postaci, albo pozbawi ją życia?
Takie uczucie towarzyszyło mi przez cały czas oglądania tego
serialu. Po prostu żadna postać nie może czuć się bezpieczna. I
chyba właśnie tym, a nie grozą wygrywa ten serial. Bo w praktyce
scen do których przyzwyczaiły mnie horrory jest tam dość
niewiele. Twórcy fundują widzom więcej scen, w których zmuszają
ich do myślenia i dają pole do popisu ich wyobraźni. W moim
przypadku taki „rodzaj horroru” jest dużo gorszy, wszak
dysponuję dość nieprzewidywalną wyobraźnią, która lubi mi
płatać figle. Bo czyż nie tego czego nie widzimy boimy się
najbardziej?
Ciężko jest pisać o fabule, nie
wchodząc w szczegóły i nie spojlerując połowy sezonu, dlatego
postaram się tego nie robić. Zamiast tego napiszę kilka słów o
aktorach, którzy świetnie grają i chyba świetnie się bawią
wyprowadzając widza w pole. Zacznę od aktorów wcielających się w
członków rodziny Harmonów, nowych właścicieli nawiedzonego domu.
Dylan McDermott gra Bena, głowę rodziny, psychiatrę, przez którego
życiowe błędy Harmonowie przeprowadzają się do LA. W postać
jego żony wciela się Connie Britton, za którą szczerze mówiąc
nie przepadam. Aktorka ma jakąś dziwną manierę, która sprawia że
ilekroć ją widzę, to mam ochotę ją zdzielić w głowę patelnią,
by włożyła w swoją grę trochę życia. Wszystkie jej postaci to
niby kobiety silne, mające swoje zdanie, ale z drugiej strony to
kobiety niezwykle wrażliwe, które łatwo się załamują i czekają
na rycerza na białym koniu. Vivien Harmon niezbyt ucieka od tego
schematu. Do głównej rodziny należy jeszcze nastoletnia córka
Violet, która przechodzi właśnie okres buntu, ale mimo to jest
dziewczyną twardo stąpającą po ziemi. W postać Violet wciela się
Taissa Farmiga i to ona jest najciekawszą postacią spośród
rodziny Harmonów.
Jednak wyżej wspomnieni aktorzy nie
kradną show, bo z mocnym przytupem robi to dwójka innych aktorów,
a mianowicie Jessica Lange i Evan Peters. Lange wciela się w postać
Constance, która jest sąsiadką Harmonów i dawną właścicielką
nawiedzonego domu. Constance skrywa niejedną tajemnicę i ma na
sumieniu niejeden zły uczynek. Lange gra tę postać wręcz
koncertowo. Na jej twarzy widać każdą, nawet najmniejszą emocję,
a kiedy Constance pojawia się na ekranie widz nie może być pewny
jej zamiarów i tego co się zaraz wydarzy. Evan Peters gra zaś
postać Tate'a, nastolatka z problemami, który rozpoczyna leczenie u
Bena Harmona. Dla mnie Tate to zdecydowanie najciekawsza postać
pierwszego sezonu, a Peters daje popis swoich umiejętności
aktorskich. Dawno nie widziałam w serialu postaci, której
pojawienia się na ekranie bym wręcz wyczekiwała. Jest to też ten
typ postaci, o której od początku wiemy że jest zła, ale nie
wiemy jednak dlaczego. Co gorsze jesteśmy pewni, że nie powinniśmy
jej lubić, ale nie mamy innego wyboru i po prostu darzymy ją
ogromną sympatią.
W serialu dość spore role grają też
Kate Mara, Zachary Quinto, Denis O'Hare i Frances Conroy. Każda z
tych postaci również skrywa jakąś tajemnicę, albo smutną
historię, jednak na wyróżnienie najbardziej zasługuje postać
Moiry, w którą wciela się Conroy i Alexandra Breckenridge.
Dlaczego dwie aktorki grają jedną postać? Otóż Moirę inaczej
widzą kobiety, a inaczej postrzegają ją mężczyźni. Więcej nie
napiszę, żeby nie spojlerować, ale ta postać lubi czasem
namieszać.
Kończąc muszę wspomnieć jeszcze o
dwóch rzeczach. Skomponowana przez Jamesa S. Levine muzyka idealnie
pomaga w budowaniu napięcia i przyprawia o ciarki. Czasami też
pozostawia widza w stanie konsternacji, gdyż często do dość
makabrycznej albo po prostu strasznej sceny dobrany jest radosny
motyw muzyczny. Co by jednak o niej nie napisać, to jest to muzyka
tworząca niezapomniany klimat. Drugą zaś rzeczą, po trosze
związaną z muzyką jest czołówka serialu. Zazwyczaj oglądam
czołówki seriali, jednak w tym przypadku jednokrotne jej obejrzenie
w zupełności mi wystarczyło i oglądając kolejne odcinki
przewijałam ją. Do tej pory muzyka z tej czołówki wywołuje u
mnie ciarki.
American Horror Story to bardzo dobry
serial, przynajmniej pierwszy sezon i chyba nie muszę go nikomu
polecać. Jeżeli jednak tak jak ja nie lubicie horrorów i baliście
się oglądać ten serial, to może czas się odważyć i dać mu
szansę. Z drugiej strony ja teraz oglądam sezon drugi i szczerze
mówiąc tego sezonu trochę bardziej się boję, ba niektóre sceny
przewijam, bo boję się że je zapamiętam i będą mi się śniły
w nocy. Mimo to nadal uważam, że warto się skusić i obejrzeć
American Horror Story.
AHS nie wzbudził we mnie przerażenia - bardziej odrzucała mnie spora ilość scen erotycznych, jednak scenariusz i aktorstwo godnie je zrekompensował. Evan Peters jest genialny w roli Tate'a, Jessica Lange zaś bardziej popisuje się aktorstwem w kolejnych seriach. Osobiście bardzo nie znosiłam postaci Vivien, która po prostu psuła mi cały sezon. Świetnym pomysłem twórców było pozostawienie ważniejszych nazwisk z obsady do przyszłych serii, dzięki czemu aktorzy naprawdę mogą pokazać na co ich stać, odgrywając całkowicie inne postaci.
OdpowiedzUsuńPolecam drugi sezon, który rzeczywiście sprawił, że nieraz bałam się zasnąć w nocy. Genialne postaci, świetna gra aktorska i fabuła o niebo lepsza, niż w pierwszym sezonie :)
Na razie obejrzałam cztery odcinki drugiego sezonu. Byłam zaskoczona, że drugi sezon jest zupełnie o czym innym i nie są kontynuowane jakieś wątki z pierwszego sezonu. Fakt "Asylum" ma dużo więcej z horroru niż pierwszy sezon, dlatego oglądam go tylko w dzień ;)
Usuń" Tak więc jeżeli jeszcze nigdy nie spotkaliście chojraka, to teraz macie okazję czytać jego radosną twórczość."
OdpowiedzUsuńHmm, mam wrażenie, że użyłaś tu złego słowa. "Chojrak" to ktoś bardzo zuchwały, przechwalający się swoją odwagą, przeciwieństwo cykora. Podejrzewam, że to nieuświadomiony błąd, zrodzony prawdopodobnie z oglądania kreskówki "Chojrak, tchórzliwy pies". Ja miałam to szczęście, że raz obejrzałam z mamą i mnie uświadomiła, że imie bohatera jest ironicznym przeciwieństwem jego charakteru :)
Chodziło mi o osobę tchórzliwą i byłam święcie przekonana, że chojrak oznacza właśnie taką osobę ;) A słowo oczywiście przylgnęło do mnie po obejrzeniu wspomnianej przez Ciebie kreskówki i nawet nie pomyślałam, że jej tytuł jest ironiczny. Dzięki za uświadomienie, teraz już do końca życia zapamiętam co oznacza słowo chojrak ;)
UsuńTo jest dziwny serial. ;) Widziałam pierwszy sezon, drugi porzuciłam po kilku odcinkach, nie moje klimaty, a potem obejrzałam trzeci. Trafiają się sceny/bohaterki/wątki, które mi się naprawdę podobają, i trafiają się takie, które mnie po prostu odrzucają. Lange nieustannie wzbudza zachwyt (co za kobieta! co za aktorka!). Wspomniany Evan Peters natomiast w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia, wydaje mi się jakiś nijaki (może to ta uroda). Piszesz, że Tate cię zaciekawił. Widzę, że mamy zupełnie inny gust - tego rodzaju antagoniści jakoś mnie nie interesują. ;) Żeby zakończyć pozytywnym akcentem, dodam, że podobał mi się wątek Moiry (i ogólnie sam pomysł na tę postać).
OdpowiedzUsuńZ tym, że serial jest dziwny zgadzam się w stu procentach. Fakt niektóre wątki są mało ciekawe, albo wręcz odrzucają, szczególnie te w drugim sezonie jakoś mi nie przypadają na razie do gustu, ale skoro już zaczęłam oglądać to obejrzę ten sezon do końca. Mimo wszystko na razie ciekawość tego co będzie dalej wygrywa ;)
UsuńSkoro drugi sezon na razie cię nie zachwyca, może mamy jednak odrobinę podobny gust. ;) Niby miejsce akcji interesujące, ale dużo scen mnie śmieszy (i to jest taki śmiech z zażenowaniem) albo właśnie odrzuca.
UsuńZapewne tak ;) Mnie zastanawia kto wpada na te dziwne pomysły, bo przy oglądaniu niektórych scen zupełnie nie wiem co scenarzysta miał na myśli, więc pozostaje mi jedynie patrzenie z niedowierzaniem na to co fundują widzom twórcy. Ale mimo wszystko jestem ciekawa jak zakończy się ta historia jakkolwiek dziwna i żenująca by nie była ;) Mam nadzieję, że trzeci sezon będzie bardziej w moim guście ;)
UsuńOch, sezon trzeci jest moim zdaniem gorszy od poprzednich - budzi mniej grozy, a dreszczyk emocji podczas oglądania wynika raczej ze śledzenia intryg, od których aż gęsto, niż ze strachu. Bardziej przypomina sezon pierwszy niż drugi, głównie z powodu zatartej granicy między życiem a śmiercią (choć w inny sposób niż to było w nawiedzonym domu) oraz prześladujących bohaterów konsekwencji grzechów z przeszłości (zła, które niekoniecznie było czynione przez nich). Scenariusz pod koniec sezonu jest tak pokręcony, że zdziwiłam się, jak łatwo z tego wybrnęli.
UsuńMam nadzieję, że nie popełniłam żadnych spoilerów i mimo wszystko polecam obejrzeć trzeci sezon AHH chociażby dla Jessiki Lange, Taissy Farmigi i pozostałych młodych aktorek, które zagrały całkiem dobrze i wywiązały się z zadania znakomicie, biorąc pod uwagę, że stanowiły połowę głównej obsady.
Nie zaspoilerowałaś a raczej zachęciłaś mnie do obejrzenia trzeciego sezonu ;) Ostatnio nie miałam czasu na oglądanie, ale mam nadzieję że szybko uda mi się przebrnąć przez drugi sezon i zabrać się za trzeci.
Usuń