Na wstępie przyznaję się bez bicia –
książki Loisa Lowry nie czytałam. Do kina poszłam jedynie znając
zwiastun, który nawet mi się spodobał i szczerze mówiąc nie
oczekiwałam żadnych fajerwerków. Spodziewałam się w miarę
sprawnie nakręconego filmu, który dobrze się ogląda. I jeżeli
mam być szczera to taki film dostałam. Oczywiście film ma wady i z
tego co powiedziały mi Internety film ma z książką niewiele
wspólnego. Ale nie czuję, że zmarnowałam pieniądze i czas na
wyjście do kina na ten film, bo jakby nie było, to film porusza
dość ciekawe kwestie, szkoda tylko że robi to w sposób dość
nieudolny.
Film można zaliczyć do ostatnio dość
popularnych utworów antyutopijnych. Mamy więc dość niewielką
społeczność zamieszkującą ograniczony stromymi zboczami obszar,
która żyje w dostatku i pokoju, gdyż ludzie zostali pozbawieni
wszelkich emocji. Za ten brak emocji, a raczej ich mocne stłumienie,
odpowiedzialna jest codzienna dawka leków, które każdy obywatel
musi przyjmować. Pieczę nad społecznością sprawuje dowódca
starszyzny, zaś w kryzysowych sytuacjach pomocą służy mu Dawca
pamięci, jedyna osoba która posiada wspomnienia ze wszystkich
czasów istnienia świata. Przychodzi jednak czas, kiedy Dawca
pamięci musi przekazać swą wiedzę następcy, którym zostaje
Jonas, chłopak wybrany przez starszyznę.
Może zacznę od plusów. Bardzo
podobało mi się to, że duża część filmu jest czarno-biała.
Owa monochromatyczność ma pokazywać brak emocji członków
społeczności i to jak ich życie pozbawione jest radości, ale też
i bólu. Dopiero kiedy Jonas otrzymuje kolejne wspomnienia od Dawcy,
na ekranie zaczynają pojawiać się kolory. Ciekawym zabiegiem było
też tonowanie barw. W ten sposób Jonas postrzega świat swojej
społeczności w kolorach dość stonowanych, zaś wspomnienia
tryskają żywymi, mocno kontrastowymi barwami, które często są
jaskrawe. Dużym plusem jest też aktorstwo, ale tyczy się to
jedynie aktorów wcielających się w głównych bohaterów. Jeff
Bridges jako Dawca jest fenomenalny. Meryl Streep może nie gra jakoś
wybitnie, ale i jej rola Dowódcy starszyzny nie jest zbyt
wymagająca. Zresztą to Mery Streep, ona poniżej pewnego (czytaj
wysokiego) poziomu nie schodzi. Brenton Thwaites jako Jonas nie kupił
mnie całkowicie, ale nie sprawił też, że zgrzytałam na jego
widok zębami. Ogólnie było przyzwoicie. Ostatnim plusem jest zaś
przesłanie filmu, a raczej to że The Giver zmusza do myślenia, do
refleksji nad tym jaki świat byłby lepszy, taki w jakim żyjemy,
czy taki pozbawiony wojen, bólu, cierpienia ale także i miłości.
Czy warto jest poświęcić miłość i emocje dla braku bólu i
cierpienia? Film nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, co
jest zabiegiem bardzo trafionym, bo pozwala widzowi po wyjściu z
kina dalej dumać nad tym jakiej on by udzielił odpowiedzi na to
pytanie.
Niestety The Giver ma wiele minusów.
Po pierwsze przez cały czas odnosiłam wrażenie, że oglądam
kolejny film dla młodzieży, tylko że trochę mądrzejszy. Jednak
jak na złość twórcy filmu robili wszystko by na pierwszy plan
wysunąć efekciarstwo i niepotrzebnie brnęli w zrobienie z tego
filmu kolejnego Divergent, przez co cała ta refleksja momentami
ginie i schodzi na dalszy plan. Do tego bardzo denerwujące były dla
mnie niedopowiedzenia odnośnie całej tej społeczności i jej
funkcjonowania. Nie wiadomo w jaki sposób powstała społeczność,
kto wybiera starszyznę, jak ta społeczność rozwinęła się na
tym dziwnym terenie, ani też dokładnie na jakich zasadach to
wszystko tak dobrze funkcjonuje. Film dostarcza jedynie strzępków
informacji i każe widzowi skupić się na akcji, która również
pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie napięcie było dość
kiepsko rozłożone, a do tego nielogiczne zachowanie głównego
bohatera przyprawia o ból głowy. Scenarzystom też nie powiódł
się wątek romantyczny. Jest on strasznie nieporadny, chociaż może
dostarczyć kilku powodów do śmiechu.
Na koniec chciałam jeszcze napisać o
aktorach drugoplanowych, którzy wyglądają i grają tak, że aż
żal na nich patrzeć. Alexander Skarsgard paraduje po ekranie z
dziwnie przylizanymi włosami, mając na twarzy wyraz takiego smutku,
że widz ma jedynie ochotę go przytulić i powiedzieć, że jeżeli
nie chce, to wcale nie musi grać w tym filmie. Katie Holmes jest zaś
tak irytująca, że aż przykro na nią patrzeć, a jej rola w
większości ograniczała się do przypominania Jonasowi o precyzji
językowej. Młodzi aktorzy wcielający się w przyjaciół głównego
bohatera są dość nijacy, ale w swojej nijakości nie dorównują
Skarsgardowi, który bije wszystkich na głowę.
Po moich narzekaniach można
wywnioskować, że The Giver nie jest wart uwagi i można sobie
przejść obok tego filmu zupełnie obojętnie. Mimo jednak tych
minusów, to nie jest zły film. To jest film, który dobrze się
ogląda i ja w kinie całkiem nieźle się bawiłam i wciągnęła
mnie ta historia. Na pewno można to było zrobić lepiej, ale tak
jak jest, wcale nie jest aż tak źle jak huczą Internety. Możecie
też uznać, że nie mam gustu (co wcale nie przeczę, może się
okazać prawdą) i nie wiem co piszę i machnąć ręką na The
Giver. Ja Was jednak zachęcam do obejrzenia i wyrobienia sobie
własnej opinii, wszak nie wszystkim musi się to samo podobać.
Właściwie zgadzam się z tobą w 100 %. Ja czytałam książkę i wszystkie elementy, które czynią z tego filmu kolejną Niezgodną zostały dodane (w książce nie ma wątku romansowego), ale i w książce nie jest wyjaśnione jak działa to społeczeństwo i nawet ją czytając czułam niedosyt przesłania i może nawet w filmie nieco lepiej to pokazano starając sie wszystko udramatyzować.
OdpowiedzUsuńCzyli chyba po raz kolejny sprawdza się zasada, że niektóre książki po prostu nie wypadają dobrze na ekranie, a dopisane wątki wcale nie poprawiają końcowego efektu ;) Ale szkoda że scenarzyści nie pokusili się o dopisanie scen, które wyjaśniałyby jak powstała i działała ta społeczność, bo może akurat to by im lepiej wyszło niż wątek romansowy...
UsuńBardzo lubię książkę i czytałam recenzję Myszy, która też jest jej wielbicielką i napisała, że ten film jest zły i trochę szkoda mi wydawać kasy na kino. Tym bardziej, że tyle premier się szykuje ;)
OdpowiedzUsuńPewnie poczekam jednak na DVD.
The Giver to książka, w której samemu odkrywasz, że świat głównego bohatera jest czarno biały i to niezapomniane wrażenie, bo autor naprawdę ciekawie wprowadził widzenie kolorów jako anomalię ;) Poza tym jest bardzo mądra i każe czytelnikowi zadawać sobie dosyć poważne pytania i myśleć. Fabuła nie pędzi jak szalona. Mamy naprawdę sporo na własne przemyślenia. Wiem, że w USA jest lekturą w kilku stanach i z chęcią wprowadziłabym ją też do nas, bo w przeciwieństwie do szkoły nie pokazuje CO myśleć, ale JAK.
Twórcy filmu na pewno chcieli, żeby pieniążki się zgadzały, więc wprowadzili więcej akcji i romans (WTF???). Oj chyba będzie mnie boleć oglądanie, chociaż tyle na niego czekałam :(
Po Twoim komentarzu jestem bardzo ciekawa książki. Jeżeli wpadnie w moje ręce to na pewno ją przeczytam :)
UsuńTak, jest romans :P Niestety wątek romantyczny jest mocno naciągany i bardzo sztuczny...