Jest wielu zwolenników prozy Browna,
jest też wielu jej przeciwników, ja pozostaję jednak neutralna.
Lubię jego książki, ale nie dałabym się za nie pokroić i
zapewne na pytanie „Jaki jest twój ulubiony autor?” nie odpowiem
Dan Brown. Dla mnie to naprawdę ciekawie napisane powieści, które
mogą umilić kilka wieczorów, ale nic więcej. Z jednego prostego
powodu. Są to książki pisane ciągle na jedno kopyto. Wydaje mi
się również, że i napięcie jak i akcja rozkładają się w
każdej z jego książek bardzo podobnie, a bohaterowie są dosłownie
kopiowani, tak jakby autorowi nie chciało się tworzyć nowych
postaci, więc tylko zmienia ich imiona i wygląd i wspaniałomyślnie
obdarza je charakterem jakiejś postaci z poprzedniej książki.
Skoro już na wstępie narzekam, to pewnie zastanawiacie się po co
ja te książki czytam? Z prostego powodu. To są bardzo wciągające
książki i dobrze się je czyta. Inferno nie odbiega od tej reguły.
Świat jest w ogromnym
niebezpieczeństwie, więc nasz ulubiony profesor z Harvardu musi
wdziać swoją tweedową marynarkę i ruszyć mu na pomoc. Bo
przecież kiedy nad światem wisi widmo zagłady, jedynym który może
mu pomóc, jest nie kto inny jak akademicki profesor historii, znawca
sztuki i miłośnik symboli. Tym razem Langdon musi się wykazać
szczegółową znajomością jednego z najsłynniejszych dzieł
literatury wszech czasów – Boskiej Komedii Dantego. Oczywiście
jak przystało na podstarzałego akademika, u jego boku staje piękna,
młoda i niezwykle inteligentna lekarka, która chce mu pomóc w
poskładaniu wszystkich puzzli i powstrzymaniu szaleńca, który
chcąc rozwiązać problem nieuchronnego przeludnienia Ziemi,
obmyślił diabelski plan.
Jak zwykle Langdon i jego zabójczo
piękna towarzyszka muszą rozwikłać zagadkę umieszczenia
„zapalnika” owego planu przed konkretną datą. Jak też można
się domyśleć, nie rozwiązują zagadki w sprzyjających do tego
warunkach. Mają na karku policję, ludzi z WHO, a także
profesjonalistów ochraniających „tego złego” i jego plan.
Czyli jak to u Browna, dzieje się dużo i to dzieje się w szybkim
tempie, szczególnie że tym razem nie ma powolnego wprowadzenia,
tylko autor wrzuca czytelnika w sam środek akcji. Ten zabieg jest
całkiem udany, bo Brown postawił na całkowitą dezinformację. W
praktyce Langdon nic nie wie, a czytelnik tym bardziej. Stąd jest
więcej zabawy w rozwiązywaniu zagadki, co ułatwiają krótkie
rozdziały. Mówcie co chcecie, ale ja bardzo lubię jak w tego typu
książkach autor stawia na pisanie krótkich rozdziałów, w ten
sposób, przynajmniej dla mnie, akcja wydaje się trochę bardziej
uporządkowana, a i ma się wrażenie że wszystko dzieje się
szybciej.
Są też minusy. Przede wszystkim
wydaje mi się, że jest dużo dziur w fabule, co jest w tego typu
powieściach nieuniknione, ale w Inferno jest tego całkiem sporo.
Może też zaczęłam zbyt wielką uwagę przykładać do realizmu
wymyślonych przez autora wydarzeń, ale tu nielogiczność
niektórych sytuacji aż wywołuje głupawy uśmiech podczas
czytania. Rozumiem, że specyfika tego gatunku literatury jest taka a
nie inna, ale momentami aż wydawało mi się to wszystko zbyt mało
realistyczne i mało logiczne. Z drugiej strony o czym ja mówię?
Wymagam większego realizmu od książki, w której świat ratuje
profesor Harvardu, który przez pół książki ubolewa, że zabrano
mu zegarek z Myszką Miki...
Trzeba jednak przyznać, że Brown znów
bardzo szczegółowo opisał miasta, w których rozgrywa się akcja
Inferno. Tym razem padło na Florencję i Wenecję. Czytelnik może
się wiele dowiedzieć o zabytkach i historii tych miast. Oczywiście
są to jedynie jakieś strzępki historycznych informacji, ale zawsze
to już coś. Kilka lat temu miałam okazję zwiedzić te miasta i
dzięki Brownowi znów mogłam je odwiedzić i usłyszeć jakieś
nowe historie. Mogę sobie narzekać na autora ile chcę, ale mam do
niego ogromny szacunek za pracę jaką musi wkładać do każdego
researchu. Co by nie powiedzieć, to jego książki pod tym względem
są naprawdę dopracowane, a odpowiednie informacje i fakty
historyczne ciekawie wykorzystane.
Jeżeli więc lubicie tego typu
powieści, to Inferno powinno Wam się spodobać. Niektóre
rozwiązania fabularne kuleją, ale nie przeszkadzają w czytaniu.
Dalej jednak trzymam się mojej opinii o Brownie, a mianowicie tego
że cały czas pisze na jedną modłę. Z drugiej strony, ten typ
konstrukcji powieści sprawdza się i sprzedaje, więc po co
narzekać. Wystarczy tylko nie czytać tych książek pod rząd, bo
zaczną się mieszać. Czasu spędzonego z Inferno nie uważam za
stracony i mogę Wam polecić Inferno jako wakacyjną rozrywkę.
Książka bierze udział w wyzwaniu Opasłe tomiska.
tytuł: Inferno
autor: Dan Brown
liczba stron: 592
wydawnictwo: Wydawnictwo Sonia Draga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz