niedziela, 26 maja 2013

Pomocny Igor i spółka, czyli Żelazny Człowiek po raz trzeci

Zauważyłam niepokojącą prawidłowość w mojej postawie kinomaniaka, a mianowicie kiedy bardzo, ale to bardzo czekam na jakiś film, to bankowo nie trafię na niego do kina w dzień premiery. Zawsze będzie coś innego do zrobienia, albo będzie trzeba gdzieś pojechać i mój seans niepokojąco oddala się w czasie. Można znaleźć w tym też plusy, bo idąc do kina znam już opinie innych i wiem mniej więcej czego się spodziewać, a po drugie mogę liczyć na to, że sala kinowa nie będzie po brzegi wypełniona kinomaniakami chcącymi zobaczyć najnowszy film ze stajni Marvela. Jednak kiedy nadarzyła się pierwsza okazja żeby w końcu zobaczyć film, w praktyce rzuciłam wszystko i poszłam do kina. I nie żałuję mojego nikczemnego postępku, zdecydowanie nie żałuję też, że obejrzałam napisy końcowe, bo scena po nich była tego warta (w końcu to film Marvela, w nich sceny po napisach są warte czekania). 


Dalej mogą się pojawić SPOJLERY i myśli równie chaotyczne jak te w powyższym prowizorycznym wstępie.


W trzeciej części przygód żelaznego człowieka, Tony Stark stara się wieść normalne życie, konstruując coraz to nowsze żelazne kostiumy, czyli robiąc to co najbardziej lubi. Sprawami firmy zajmuje się Pepper, która nie do końca potrafi pomóc Tony'emu zmagającemu się z tym co go spotkało w Nowym Jorku, a na horyzoncie pojawia się nowy wróg, nazywający siebie Mandarynem. Jak się okazuje ów wróg nie jedną ma twarz... 

W trzeciej odsłonie historii Tony'ego Starka nareszcie możemy zobaczyć jego ludzką twarz, a mianowicie sam bohater nareszcie rozumie, że nie jest superbohaterem z powołania, a stał się nim z dnia na dzień zupełnie się o to nie prosząc. Teraz jest na ustach całej opinii publicznej, ludzie go uwielbiają za to co zrobił w Nowym Jorku i mogłoby się wydawać, że szum wokół Tony'ego to coś co mężczyźnie będzie niezwykle leżeć, jak dobrze skrojony garnitur, ale okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Starka dręczą wspomnienia swojego wyczynu, kiedy to bronił świat przed Lokim. I kiedy myślimy, że to właśnie Stark nie będzie miał problemu z powrotem do codziennej rzeczywistości, okazuje się, że nie mogliśmy się bardziej pomylić. Tony już nie potrafi wszystkich problemów zwalczyć sarkazmem i kpiną i tym, że jest Tonym, stąd ten dojrzały mężczyzna chyba pierwszy raz w swoim życiu przeżywa napady paniki, a strach w końcu daje o sobie znać. Jest to chyba najlepszy wątek tego filmu, bo czego można sobie więcej zażyczyć niż świetnie grającego takie trochę ni to dramatyczne ni to komiczne sceny, Downeya Jr. Chyba niczego więcej. A nie, chwila, można zażyczyć sobie tak grając Paltrow, ale to chyba niemożliwe. Pepper w jej wykonaniu jest jakaś taka mdła i pozbawiona charakteru, a raczej posiadająca kryształowy charakter. Bo wszystko co robi panna Potts jest idealne, najlepsze i nawet jak dostaje super moc, to też musi być idealna. A to no cóż, jest nudne, bo jak wypadałoby mniemać ludzie idealni nie istnieją, nawet w filmach...


Na wyróżnienie jednak zasługują aktorzy, którzy dostali szansę przebywania chociaż przez chwilę w uniwersum Marvela. Jednym ta sztuka wyszła trochę lepiej, innym zaś trochę gorzej, ale po kolei. Jak dla mnie najlepszy, zaraz po Starku, w tej części przygód Iron Mana, był Mandaryn. Żeby nie zdradzić zbyt wiele, mogę tylko napisać, że zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i nie spodziewałam się, że Ben Kingsley jest nie tylko świetnym aktorem dramatycznym (zawsze widywałam go w bardziej poważnych rolach, a tu ogromne zaskoczenie, na plus oczywiście). Co się tyczy, Guya Pearca, to wiadomo, że kiedy pojawia się on na ekranie, to jego bohater raczej nie będzie stał po stronie dobra. A szkoda, bo wydaje mi się, że obsadzenie tego świetnego aktora w roli człowieka nie do końca złego, mogłoby być bardzo ciekawe i dla samego aktora i dla widza. Bo przecież ile można grać typów spod ciemnej gwiazdy. Oczywiście Pearce świetnie się sprawdza w takich rolach, ale powoli zaczyna się to robić nudne, bo oglądając film i patrząc na niego już na starcie wiemy, że to jest nasz główny podejrzany do stania po złej stronie barykady. Kończąc to narzekanie, muszę wspomnieć o genialnej pracy charakteryzatorów, którzy sprawili, że na początku wcale nie byłam do końca przekonana, czy to Guy Pearce, czy to nie on. Gościnny występ w tej części Iron Mana zaliczyła również Rebecca Hall, aktorka z którą mam od zawsze mały problem. Po prostu dla mnie wszystkie jej bohaterki są takie same. Jak Pearce gra tych złych, to Hall, przynajmniej w tych filmach, które na razie z nią widziałam, gra takie dobre, sympatyczne kobiety, ale niezwykle nudne, zaryzykowałabym stwierdzenie „takie ciepłe kluchy”. Tutaj miało być inaczej, tutaj jej bohaterka, błyskotliwa pani naukowiec, miała mieć werwę, zacięcie i być bohaterką ciekawą. Wyszło to trochę nie najlepiej, ale to raczej nie jest wina samej aktorki, a scenariusza, bo jak dla mnie potencjał tej postaci został bardzo zmarnowany. To mogła być postać ciekawa nie tylko z założenia, a tak dostaliśmy pojawiającą się trochę bez ładu i składu bohaterkę, której równie dobrze mogłoby nie być, a raczej bardzo łatwo można było jej zasługi przypisać komuś innemu i nie wprowadzać kolejnego bohatera. 

Genialny Ben Kingsley.

Trochę sobie ponarzekałam i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie mogę jednak napisać, że film mi się nie podobał, bo podobał mi się bardzo i bawiłam się na nim świetnie. Jak przystało na film Marvela uraczono mnie dużą porcją sytuacyjnego humoru, świetnymi efektami specjalnymi i wartką akcją, stąd zdecydowanie się nie nudziłam. Ale jednak myślałam, że po wyjściu z kina doświadczę takich emocji, jak rok temu po The Avengers, a tutaj nie było tego ogromu entuzjazmu i chęci natychmiastowego zobaczenia filmu po raz drugi. A szkoda, bo to był mój główny motor napędowy, by czekać na ten film i kolejne, które mają doprowadzić widzów do drugiej odsłony Mścicieli. Mimo to, zdecydowanie polecam iść do kina na Iron Mana 3, bo to kawał dobrej rozrywki, dla fanów filmów Marvela, jak i fanów Roberta Downey'a Jr. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz