wtorek, 25 listopada 2014

Miasto niebiańskiego ognia Cassandra Clare, czyli jak dobrze, że to już koniec

(źródło)
Są książki dobre, złe, przeciętne i te, które autor pisze na prośbę fanów. Kontynuacja trylogii Dary Anioła zalicza się do tej ostatniej kategorii i niestety podczas czytania jest to momentami mocno odczuwalne. Niby Cassandra Clare pisze drugą trylogię serii Dary Anioła w podobnym stylu i utrzymuje akcję w podobnej dynamice, ale jak można się domyśleć, nie jest to już to samo co przy pierwszej trylogii. Ostatni tom, czyli Miasto niebiańskiego ognia boleśnie pokazuje, że autorka nie miała zbyt wielu nowych pomysłów, główny zły drugiej trylogii stał się niestety dość śmieszny, żeby nie powiedzieć żałosny, a cała ta seria stała się jednym wielkim romansidłem, które o dziwo świetnie mi się czytało. Co sprawia, że zaczęłam się poważnie zastanawiać na jakim etapie rozwoju czytelniczego się zatrzymałam. Bo wydaje mi się, że nie jest najlepiej. Na moje usprawiedliwienie napiszę tylko tyle, że serię Dary Anioła darzę dużym sentymentem i jak większość czytelników, którzy zaczynają czytać jakieś serie, chciałam po prostu wiedzieć jak ta się skończy, to znaczy skończy po raz drugi. Jak możecie się domyśleć wolałam pierwsze zakończenie.

sobota, 22 listopada 2014

The Hunger Games: Mockingjay - Part 1, czyli i tak i nie

W ostatnich latach twórcy filmów na podstawie książkowych serii raczą widzów jakże cudownym zabiegiem dzielenia ostatniego tomu na dwie części i robienia z niego dwóch filmów. Tak przecież było z Harry’m Potter’em, ze Zmierzchem i niestety taki sam los spotkał Igrzyska Śmierci. O ile jednak Harry Potter wyszedł z tej całej sytuacji obronną ręką, to Zmierzch zaliczył ogromną wpadkę (żeby nie używać tutaj wyrażenia sięgnął dna) i zaserwował widzom film pod tytułem półgodzinny ślub + godzinna podróż poślubna. Igrzyska Śmierci dna nie sięgnęły, przynajmniej według mnie, ale zdecydowanie zrobienie z Kosogłosa dwóch filmów nie wyszło mu na zdrowie, a przynajmniej pierwszej części. Nie zrozumcie mnie źle, film mi się podobał, nawet powiedziałabym że momentami bardzo mi się podobał (i kojarząc trochę jak przez mgłę wydarzenia z książki, to właśnie pierwsza połowa książki była właśnie taka), ale nie da się ukryć, że patrząc na ten film nie można nie odnieść wrażenia, że to taki dwugodzinny zwiastun drugiej części Mockingjay. Czy to dobrze czy to źle? Szczerze mówiąc nadal nie potrafię zdecydować.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Orange is the New Black, czyli ja również jestem na tak


Orange is the New Black obejrzałam już jakiś czas temu, ale jakoś do tej pory nie miałam ochoty pisać o tym serialu. Może dlatego, że ciężko pisze się o dobrych serialach. Przy okazji tych gorszych można trochę się poznęcać nad twórcami i powytykać im jakieś niedociągnięcia, z kolei przy okazji tych dobrych nie wypada wypisywać samych zachwytów, a napisać coś w miarę na temat, nie nadużywając w kółko tych samych przymiotników, często okazuje się swoistym mission impossible. O Orange is the New Black nie miałam też chęci pisać z jednego prostego powodu. Otóż wydaje mi się, że wszystko na temat tego serialu już zostało powiedziane i napisane i nic, co dodam nie będzie ani zbyt odkrywcze, ani nie sprawi, że ktoś od razu siądzie przed telewizorem czy ekranem komputera i zacznie oglądać. Bo jeżeli do tej pory nie uwierzył Internetom i tego nie zrobił, to pewnie i tak go nie przekonam, nawet jak na wstępie napiszę, że tym razem Internety nie kłamały i Orange is the New Black świetnym serialem jest.

niedziela, 16 listopada 2014

Maleficent, czyli o Śpiącej Królewnie raz jeszcze



Czy wspominałam już ostatnio, że od dłuższego czasu moje wypady do kina kończą się nie pójściem do kina? Bo właśnie Maleficent bardzo chciałam zobaczyć na dużym ekranie i jak to zwykle bywa, skoro bardzo chciałam, to oczywiście jej nie ujrzałam w kinie. Jak to mówią, mówi się trudno, żyje się dalej i film ogląda się w domowym zaciszu na komputerze. Szczerze przyznam, że żałuję, iż jednak na film do kina nie poszłam, bo ta bajucha w reżyserii Roberta Stromberga bardzo przypadła mi do gustu. Zapewne jestem w gronie widzów naiwnych, którym wystarczy trochę ckliwa, ale dobrze rozpisana historia by ich wzruszyć i sprawić by nie dostrzegli podczas seansu zbyt wielu wad i dobrze się podczas oglądania filmu bawili. No i niech będzie, że jestem naiwna, ale w przypadku bajuch mogę być naiwna i czerpać radość z ich oglądania. A seans Maleficent przyniósł mi wiele radochy i wzruszeń i o to chyba chodziło.


wtorek, 11 listopada 2014

Interstellar, czyli Nolan i podróże kosmiczne

Jak dotąd po każdym filmie Nolana jaki widziałam, miałam ochotę od razu mówić o filmie, analizować go i natychmiast podzielić się z kimś moimi wrażeniami po seansie. W przypadku Interstellar po wyjściu z kina nie miałam ochoty wykrztusić z siebie ani słowa. Może to nie był dobry dzień na oglądanie tego filmu, może tym razem mój ulubiony reżyser nie przysporzył mi tyle fanowskiej radochy na jaką liczyłam, albo po prostu mówiąc kolokwialnie, wręcz bardzo kolokwialnie - Nolan rozwalił system, a przez to sprawił że dosłownie nie wiem co powiedzieć i napisać tutaj. Bo do napisania tej notki zbieram się od niedzieli i nadal nie jestem do końca pewna co chciałabym napisać, oprócz tego że Interstellar to niezwykłe widowisko pod każdym względem, fabularnym, wizualnym, aktorskim i muzycznym, ale mimo to, czegoś zabrakło i to coś nie daje mi spokoju.

Akcja Interstellar rozgrywa się w przyszłości, kiedy to stara, dobra Ziemia przestaje być odpowiednim miejscem dla ludzi. Klimat ulega gwałtownej zmianie i burze piaskowe są na porządku dziennym. W powietrzu jest tyle pyłu i kurzu, że coraz więcej ludzi umiera na choroby układu oddechowego, albo z głodu, gdyż w takich warunkach żadne rośliny nie chcą rosnąć. Okazuje się jednak, że dla ludzi jest jeszcze ratunek. Grupa naukowców z NASA odkrywa tunel czasoprzestrzenny, który może pozwolić ludziom na znalezienie nowej planety w innej galaktyce – nowego domu. Na misję ratowania świata wysłana zostaje czwórka astronautów.

piątek, 7 listopada 2014

Liebster Blog Award

Jest mi niezmiernie miło, że zostałam wyróżniona przez Ikalię z bloga Moje refleksje filmowo-książkowe. Bardzo dziękuję za pamięć :)


„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za >>dobrze wykonaną robotę<<. Jest przyznawana dla blogerów o niższej liczbie obserwatorów, co daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.” 


Oto pytania, które otrzymałam od Ikalii:

1. Którego reżysera filmowego cenisz najbardziej?
2. Jaka jest Twoja ulubiona filmowa seria?
3. Jaki jest najdziwniejszy film, jaki widziałaś/eś i dlaczego?
4. Czy masz ulubione miejsce do siedzenia w kinie?
5. Czy kiedykolwiek wyszłaś/wyszedłeś z kina przed zakończeniem seansu?
6. Jaki jest Twój ulubiony aktor i aktorka?
7. Jaką książkę teraz czytasz?
8. Na którym stanowisku przy produkcji filmu widziałbyś/widziałabyś siebie?
9. Czy oglądasz skecze kabaretowe lub komików?
10. Czy grasz na jakimś instrumencie?
11. Gdzie spędziłabyś/spędziłbyś swoje wymarzone wakacje?

poniedziałek, 3 listopada 2014

Ulubieńcy tygodnia #5

Już bardzo, ale to bardzo dawno nie było żadnego wpisu z tego cyklu, więc postanowiłam, że w końcu powinnam coś zrobić z tym fantem, no i proszę jest wpis. Wadliwej jakości niestety, ale jest.


sobota, 1 listopada 2014

Batman i Batman Returns, czyli w oczekiwaniu na kolejny odcinek Gotham

Gotham stało się moim ulubionym serialem tej jesieni i wywołało ogromną potrzebę nadrobienia filmów o Batmanie, które wyszły spod ręki Tima Burtona. Bardzo lubię osobliwy styl reżysera i jego niezwykłe poczucie mrocznej estetyki z gracją ocierającej się o kicz, ale jakoś nigdy nie mogłam się zmusić do obejrzenia jego Batmanów. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie czułam potrzeby porównania ich z nolanowskimi Batmanami. Może dlatego, że do tej pory moim jedynym słusznym Batmanem w pakiecie z Alfredem i jedynym słusznym Gotham, było to stworzone przez Nolana. Serial stacji FOX pokazał mi, że może być wiele wizji tego komiksowego świata i wcale nie ma jednej słusznej wersji, chociaż pewnie fani komiksów znienawidzą mnie za to zdanie. Jednak, jakby na to nie patrzeć, filmy Burtona okazały się świetną rozrywką i dały mi nowy wgląd w to jak może wyglądać komiksowe Gotham i o ile przyjemniejszy w odbiorze może być Batman kiedy nie jest cały czas mroczny.