sobota, 28 listopada 2015

The Hunger Games: Mockingjay - part 2, czyli w miarę poprawne zakończenie filmowej tetralogii



Jak to się ładnie mówi, coś się kończy, coś się zaczyna. Jedna filmowa seria oparta na młodzieżowych książkach dobiegła końca, a zapewne niedługo zastąpi ją jakaś inna, bo wszak moda na ekranizowanie książek z gatunku „young adult” trwa w najlepsze. Oczywiście raz wychodzi to z lepszym, a raz z gorszym skutkiem, co nie przeszkadza producentom na chwytanie kolejnego bestsellera i przenoszenie go na ekrany kin czy też telewizorów. Jednak dzisiaj nie o modzie na kręcenie filmów na podstawie książek młodzieżowych, a o Mockingjay part 2, który niestety nie zachwycił. A przynajmniej nie wywarł na mnie takich emocji, jakich po nim oczekiwałam. I teraz tak sobie myślę, że właśnie tym filmem twórcy udowodnili, że czasami by uszanować treść książkowego pierwowzoru nie należy materiału wyjściowego na siłę dzielić na dwie części. Bo dość często tego typu genialny plan okażę się takim niegroźnym strzałem w stopę, niby można po nim dalej iść, ale bez bólu się nie obejdzie.



piątek, 20 listopada 2015

Once Upon a Time, czyli ale się teraz porobiło...

Ilekroć piszę jakiś wpis o Once Upon a Time, tylekroć wspominam o tym, że choć nie zawsze podobają mi się zagrania scenarzystów, tak wyobraźni odmówić im nie mogę. W tym zaś sezonie, twórcy tego bajkowego serialu udowadniają, że nadal mają jeszcze wiele niewykorzystanych pomysłów i zagrań, które potrafią wbić widza w fotel. Jeden z takich cudownych plot twistów zaserwowali w ósmym odcinku tego sezonu. Po czym zrobili coś czego robić nie powinni. Mianowicie w niedzielę emitowany był nie jeden, a dwa odcinki. Pierwszy z genialnym zakończeniem i drugi, który do tego pierwszego pasował jak pięść do nosa. I nie chodzi o to, że dziewiąty odcinek jest zły, bo fabularnie to naprawdę ciekawy odcinek, ale po prostu takich rzeczy widzom się robi. Szczególnie, jeżeli na kolejną wizytę w Storybrooke mają czekać dwa tygodnie.

Dalej oczywiście spoilery.


sobota, 14 listopada 2015

Flesh and bone, czyli pot i łzy i dużo baletu

W poprzednim wpisie narzekałam, że znalazłam się w tym jakże nieznośnym serialowym dołku i nie mam ochoty na żadne nowości, a w dzisiejszym poście piszę o nowym serialu. Jak widać jestem bardzo konsekwentna w swoim nieoglądaniu seriali, albo po prostu potrzebowałam dobrej zachęty. A Flesh and bone, czyli najnowszy serial stacji Starz jest bardzo dobrą zachętą, szczególnie jeżeli można obejrzeć wszystkie odcinki za jednym zamachem. Co oczywiście radośnie uczyniłam, bo na jednym nie byłam w stanie poprzestać. Żałuję tylko jednej rzeczy, a mianowicie tego, że pierwszy sezon liczy sobie jedynie 8 odcinków...

Serial opowiada historię Claire, młodej baletnicy, która postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie i uciec do Nowego Jorku, by spełnić swoje marzenie o zostaniu primabaleriną. Dziewczynie udaje się dostać do American Ballet Company, jednak ten szybki i niespodziewany sukces niesie ze sobą przykre konsekwencje. Bo zespół baletowy jest jak rodzina, z którą dobrze wychodzi się jedynie na zdjęciach, a do tego nie tylko nowe demony spędzają Claire sen z powiek, demony z przeszłości również starają się o swoje pięć minut.

niedziela, 8 listopada 2015

Flash vs Arrow, czyli o nowych sezonach seriali od DC

Tej jesieni oglądanie seriali nie idzie mi zbyt dobrze, a raczej nie idzie w ogóle. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego. Skusiłam się jednak ostatnio na nadrobienie najnowszych odcinków Arrow i Flasha i pomyślałam, że o nich napiszę. Wszak pamiętam, że wczoraj powinien ukazać się wpis o nowych odcinkach OuaT (których, niespodzianka, nie obejrzałam jeszcze), stąd pomysł na wpis o wybranych serialach od DC. Zanim jednak przejdę do mojego zrzędzenia i kilku zachwytów, chciałam zapytać czy polecacie jakieś nowości serialowe? Szczerze mówiąc żaden serial swoim opisem nie skusił mnie na tyle bym była chociaż w stanie obejrzeć jego pierwszy odcinek. Ale może się mylę i jednak powinnam dać któremuś szansę?

Jak zwykle przy tego typu wpisach, dalej należy spodziewać się spoilerów.

wtorek, 3 listopada 2015

The Age of Adaline, czyli prosta historia w ładnej oprawie

Ostatnimi czasy nie mam ochoty oglądać żadnych ambitniejszych produkcji, więc sięgam po wszystkie filmy z kategorii „przyjemnych filmideł”. Niestety tego typu filmowa kategoria niesie ze sobą niebezpieczny ładunek wielu prostych i kiczowatych historii o miłości. Oczywiście nie twierdzę, że owe kiczowate romansidła źle się ogląda, ale zazwyczaj nie są to filmy najwyższych lotów. A szkoda, bo w wielu przypadkach takie historie mają w sobie sporo potencjału, by uczynić je na ekranie dobrymi filmami. Twórcy Wieku Adaline mocno starali się, by ich produkcja wyszła poza ramy przeciętnego filmu z kategorii tych przyjemnych romansideł i by z pomocą dodatku w postaci pierwiastka fantastycznego, wspięła się na wyższy poziom w filmowej drabince. Czy im się to udało? No cóż, według mnie tak sobie.

The Age of Adaline opowiada historię niejakiej Adaline Bowman, która urodziła się na początku XX wieku. Życie Adaline niczym się nie wyróżniało na tle innych osób, do czasu, kiedy pewnej nocy kobieta miała wypadek samochodowy. Wtedy to, w dość magicznych okolicznościach, Adaline nie tylko przeżyła ów wypadek, ale i przestała się starzeć. Mija 80 lat, a tytułowa bohaterka nie postarzała się nawet o dzień. Przez ten cały czas kobieta żyła samotnie, w obawie, że ktoś może odkryć jej sekret i w ten sposób zaszkodzić jej i jej bliskim. Pewnego dnia Adaline poznaje Ellisa, który sprawia że jej uporządkowane życie zaczyna się rozpadać.