wtorek, 25 lutego 2014

Co widzisz kiedy zamykasz oczy?, czyli bardzo dobra Eva

Podobno każdy powód jest dobry żeby obejrzeć film, dlatego nawet jeśli taki prymitywny powód jak mój sprawił, że obejrzałam dobre europejskie kino, to chyba nie mam się czego wstydzić. Mój powód nazywa się Daniel Bruhl, a raczej moim głównym powodem było jego aktorstwo w Rush. Bo widzicie rzadko zdarza się by jakaś rola wywarła na mnie aż takie wrażenie. Lauda w wykonaniu Bruhla był niesamowity i szkoda, że niemiecki aktor nie zgarnął za tę rolę Złotego Globa. Z czystej ciekawości postanowiłam zapoznać się z filmografią aktora, z której jak się okazuje widziałam zaledwie kilka tytułów. Cóż mieszkam w Europie, a na potęgę oglądam kino amerykańskie, bądź brytyjskie (już lepiej, w końcu to część Europy...), a okazuje się, że inne kraje też mogą pochwalić się ciekawą kinematografią (tak, wiem odkryłam Amerykę). Dziś chciałam więc napisać o filmie hiszpańskim, który zdobył trzy nagrody Goya, a w którym Bruhl gra główną rolę. Cóż jak się okazuje, aktor którego większość zna z Bękartów wojny Tarantino, ma kilka ukrytych talentów, np.: taki że płynnie mówi po hiszpańsku...

sobota, 22 lutego 2014

W świecie mitów i czasach magii, czyli i mnie Merlin zaczarował

Długo zastanawiałam się czy napisać na blogu o tym serialu, bo chyba nie do końca byłam przekonana czy wypada się przyznawać do oglądania tego serialu, bo raczej nie byłam jego docelowym targetem. Tak przynajmniej mi się zdawało kiedy puszczałam pierwszy odcinek Merlina. Bo wydawało mi się, że Merlin będzie taką bajką, skierowaną do młodszej widowni, a co za tym idzie będzie bardzo „poprawny politycznie” i jak to często w takich przypadkach bywa – naiwny. Jednak wcześniej takie obawy nie powstrzymały mnie przed obejrzeniem kilku odcinków jakiegoś serialu, więc i Merlin doczekał się w moim rozkładzie dnia swojego czasu antenowego. Przyznam się bez bicia, że Merlina włączyłam do tak zwanego lecenia w tle, kiedy ja zajmowałam się rzeczami ważniejszymi. Bardzo szybko jednak okazało się, że nie ma czegoś takiego jak rzecz ważniejsza od dobrego serialu, a wyprodukowany przez BBC serial dość specyficznie wykorzystujący legendy arturiańskie, bardzo szybko przekonał mnie, że zasługuje na moją pełną uwagę, a nie tylko na jej część. Również muszę się przyznać, że naprawdę wciągnęłam się w losy bohaterów, a od ostatnich odcinków ciężko było mnie oderwać i dlatego postanowiłam, że wpis o Merlinie być musi, bo to porządna bajucha jest i bardzo dobry serial.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Każdy ma swój cud, czyli nie taka znowu tragiczna „Zimowa opowieść”

Internet aż huczy od niepochlebnych recenzji pod adresem Winter's tale, a jak w takich przypadkach bywa, wybrałam się do kina żeby sprawdzić czy i mnie ten film przyprawi o poważny ból głowy. Bardzo chciałam żeby te negatywne opinie okazały się chociaż trochę nieprawdziwe, szczególnie że a) bardzo podobał mi się zwiastun, b) bardzo lubię Lady Sybil, c) nawet obecność Collin'a Farrell'a w zwiastunie nie obniżyła moich oczekiwań co do filmu, a za Farrell'em nie przepadam. Jak się okazało Zimowa opowieść nie jest złym filmem. Kiedy wyłączy się myślenie, wewnętrznemu cynikowi da wolne i przestanie się wnikać „dlaczego tak, a nie inaczej?”, to film ten można zaliczyć do kategorii całkiem niezłych bajuch. Bo jeżeli mam być szczera to czas w kinie podczas tego seansu upłynął mi nad wyraz przyjemnie. Może to dlatego, że akurat jestem w takim nastroju, że potrzebowałam akurat takiego filmu, w którym twórca traktuje widza jak etatowego naiwniaka i cóż tu dużo mówić – głupka. Tym razem mi to nie przeszkadzało, co nie znaczy że nie dostrzegłam wad filmu, a było ich niestety sporo.


piątek, 7 lutego 2014

Loczki, wszędzie loczki, czyli nie wiem co sądzić o American Hustle




Sesja sesją, nie ważne jak ciężka i pozbawiająca człowieka wszelkich sił witalnych, ale wpis być musi, albo przynajmniej być powinien. Jako że znalazło się trochę czasu między egzaminami na wypad do kina, to stwierdziłam, że napiszę kilka słów o filmie, który miał być świetną rozrywką i oderwaniem się od szarej studenckiej rzeczywistości, a okazał się chyba po trochu lekką stratą czasu i pieniędzy. Nie chcę pisać, że American Hustle to film zły, bo nie jest to obraz pretendujący do tego miana, ale kiedy wybieramy się do kina na film nominowany do tylu najważniejszych nagród i zgarniający kilka z nich, to spodziewamy się łagodnie rzecz ujmując czegoś lepszego. To zaś co otrzymujemy jest zupełnie nie tym, czego oczekujemy od Oscarowego faworyta.