Wyrażenie „rozczarować się” ma
raczej wydźwięk negatywny. Dla mnie jednak istnieją dwa znaczenia
tego wyrażenia w odniesieniu do filmów. Mianowicie można się
rozczarować negatywnie, czyli mieliśmy ogromne oczekiwania co do
filmu, a on okazał się klapą i jest nam bardzo przykro, albo można
się rozczarować pozytywnie, czyli nastawiliśmy się na obejrzenie
dobrego filmu, ale w rezultacie obejrzeliśmy zupełnie inny film niż
oczekiwaliśmy się obejrzeć, co jednak nie wpływa na jego jakość,
a nawet czyni go lepszym. Dla mnie The Hustler jest takim pozytywnym
rozczarowaniem. Spodziewałam się obejrzeć coś w stylu dramatu
sportowego (zawody w bilard, ogromne napięcie itd.), a dostałam
przejmujący dramat o ludziach zagubionych , niepotrafiących
odnaleźć swojej drogi w życiu, w którym to dramacie sport
odgrywał jedynie rolę drugoplanową.
The Hustler opowiada historię
bilardzisty i oszusta w jednej osobie, który zyskał sobie sławę
jako „Fast” Eddie Felson. Mężczyzna jest niezwykle
utalentowany, ale na wygrywanie ogromnych sum pieniędzy w
obstawianych meczach nie pozwala mu jego zuchwały charakter i
ryzykanctwo. Te negatywne cechy dają o sobie znać w bardzo
nieodpowiednich momentach, takich jak pojedynek z legendą
obstawianych meczów bilarda Minnesotą Fats. Panowie rozgrywają
pojedynek życia trwający bagatela 25 godzin, a zwycięzca może być
tylko jeden. W tym bilardowym maratonie Eddie traci nie tylko
pieniądze, ale i sens życia, przez co powoli zaczyna dotykać dna.
Pocieszenia próbuje szukać w ramionach Sarah, która wydaje się
być w życiu równie zagubiona jak Eddie.