piątek, 29 sierpnia 2014

The Giver, czyli nie było aż tak źle

Na wstępie przyznaję się bez bicia – książki Loisa Lowry nie czytałam. Do kina poszłam jedynie znając zwiastun, który nawet mi się spodobał i szczerze mówiąc nie oczekiwałam żadnych fajerwerków. Spodziewałam się w miarę sprawnie nakręconego filmu, który dobrze się ogląda. I jeżeli mam być szczera to taki film dostałam. Oczywiście film ma wady i z tego co powiedziały mi Internety film ma z książką niewiele wspólnego. Ale nie czuję, że zmarnowałam pieniądze i czas na wyjście do kina na ten film, bo jakby nie było, to film porusza dość ciekawe kwestie, szkoda tylko że robi to w sposób dość nieudolny.

Film można zaliczyć do ostatnio dość popularnych utworów antyutopijnych. Mamy więc dość niewielką społeczność zamieszkującą ograniczony stromymi zboczami obszar, która żyje w dostatku i pokoju, gdyż ludzie zostali pozbawieni wszelkich emocji. Za ten brak emocji, a raczej ich mocne stłumienie, odpowiedzialna jest codzienna dawka leków, które każdy obywatel musi przyjmować. Pieczę nad społecznością sprawuje dowódca starszyzny, zaś w kryzysowych sytuacjach pomocą służy mu Dawca pamięci, jedyna osoba która posiada wspomnienia ze wszystkich czasów istnienia świata. Przychodzi jednak czas, kiedy Dawca pamięci musi przekazać swą wiedzę następcy, którym zostaje Jonas, chłopak wybrany przez starszyznę.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Wojna i Pokój (1956), czyli gdzie się podział scenariusz?

Do obejrzenia tego filmu zbierałam się już od dłuższego czasu. Perspektywa spędzenia przed telewizorem 200 minut, jednak skutecznie mnie do tej pory odstraszała. Kiedy jednak mój komputer dosięgnął mały kryzys i musiałam się z nim rozstać na kilka dni, postanowiłam że DVD z Wojną i Pokojem w końcu trafi do odtwarzacza. Oczywiście nie obyło się bez przerwy w połowie seansu, ale udało mi się dotrwać do końca tego filmu. Niestety zupełnie nie wiem co o tym filmie sądzić. Z jednej strony bardzo mi się podobał, a z drugiej momentami był męczący i nudny.

Jeżeli ktoś się jeszcze nie domyślił, to film Kinga Vidora jest ekranizacją powieści Lwa Tołstoja Wojna i Pokój. Nigdy nie czytałam powieści Tołstoja więc nie mogę pisać o zgodności filmu z książką. Mimo to mogę napisać, iż me źródło donosi, że film ma z książką niewiele wspólnego jeżeli chodzi o wątek romantyczny. Źródło książkę czytało dawno temu i ręki nie da sobie uciąć, ale twierdzi iż cytuję „to było zupełnie inaczej”. Kilka lat temu widziałam wersję telewizyjną Wojny i Pokoju z 2007 roku, ale szczerze mówiąc mało z niej pamiętam, więc też nie mogę porównać tych dwóch wersji. Zresztą produkcja telewizyjna trwa bodajże dwa razy dłużej, więc duże prawdopodobieństwo że jest zgodna z literackim pierwowzorem. Ja zaś po obejrzeniu filmu wyciągnęłam jeden możliwy wniosek – muszę przeczytać powieść Tołstoja i skonfrontować potem z nią film. Ale że powieść jest obszerna, to niczym to nastąpi, to upłynie trochę wody w Wiśle, a może nawet sporo.

sobota, 23 sierpnia 2014

Love Never Dies, czyli miłość nie umiera nigdy, ale sens tej opowieści niestety tak

Rusty Angel niedawno napisała o Love Never Dies, musicalu którego nie miałam ochoty oglądać z dwóch powodów. Po pierwsze słyszałam, że dzieją się w nim cuda niewidy, a historia jest tak niewiarygodna, że aż śmieszna. Po drugie o Love Never Dies usłyszałam wtedy kiedy miałam moją małą obsesję na punkcie Ramina Karimloo (na półce stoi rocznicowe wydanie DVD Upiora w Operze i płyta CD, jak szaleć to szaleć ;) ) i nie mogłam przeżyć tego, że wydanie DVD Love Never Dies jest z obsadą australijską a nie londyńską. Dlatego moja znajomość kontynuacji Upiora w Operze ograniczyła się do trzech piosenek, oczywiście w wykonaniu obsady londyńskiej. Jednak po wpisie RustyAngel postanowiłam obejrzeć Love Never Dies i jakkolwiek głupi nie był ten musical, to piosenki są genialne i warte uwagi, nawet w wykonaniu obsady z Australii.

czwartek, 21 sierpnia 2014

The Sting (Żądło), czyli nadrabiam klasyki #5

Z nadrabianiem klasyków kina są dwa problemy. Po pierwsze ich lista jest dość długa i zupełnie nie wiadomo, który film obejrzeć. Po drugie nie da się ich wszystkich obejrzeć jednocześnie, więc jednak trzeba coś wybrać. Tym razem z pomocą przyszła mi moja kochana rodzicielka, która widząc moje niezdecydowanie i objawy mojego powolnego załamania, postanowiła mi pomóc w wyborze. Stwierdziła, że skoro uwielbiam Ocean's Eleven i obejrzałam Vabank to powinno mi się spodobać i Żądło. Propozycji spędzenia wieczoru z młodym Robertem Redfordem i Paulem Newmanem się nie odrzuca, więc miałam okazję obejrzeć film Georga Roya Hilla w doborowym towarzystwie. Film zaś okazał się strzałem w dziesiątkę.

Akcja Żądła rozgrywa się w latach 30. ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych. Dwóch oszustów chce się zemścić na gangsterze za zabójstwo ich przyjaciela. Mężczyźni nie planują jednak żadnego rozlewu krwi. Zemsty dokonają w sposób najlepiej im znany, czyli próbując oszukać owego gangstera na dużą sumę pieniędzy.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Boję się, ale się nie boję, czyli American Horror Story (sezon 1)

Chyba już parę razy pojawiło się na blogu stwierdzenie, że nie lubię się bać. Chociaż to nie byłoby problemem, gdyby nie moja niezwykle bujna wyobraźnia, która po obejrzeniu horrorów potrafi podsuwać mi niezmożone ilości różnych obrazów, bądź też odtwarzać te bardziej straszne sceny. Ogólnie efekt jest taki, że gdy idę spać, to mojej wyobraźni włącza się piąty bieg, a mi się wydaje że w moim pokoju odgrywają się wszystkie najstraszniejsze scenariusze. Jeżeli zaś w grę wchodzą jakieś egzorcyzmy lub w filmie występowały wątki diabła bądź duchów, szczególnie tych, o których krążą miejskie legendy, to o śnie mogę zapomnieć, bo przy każdym szeleście albo najcichszym dźwięku palpitacja serca murowana. Tak więc jeżeli jeszcze nigdy nie spotkaliście chojraka, to teraz macie okazję czytać jego radosną twórczość. Dlaczego więc obejrzałam pierwszy sezon American Horror Story? Otóż z ciekawości włączyłam pierwszy odcinek, a potem z ogromnej ciekawości obejrzałam resztę. Szczerze mówiąc dawno nie widziałam, aż tak dobrego serialu. Dlatego już po pierwszym odcinku doszłam do wniosku, że moje tchórzostwo nie przeszkodzi mi w obejrzeniu American Horror Story.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

The Godfather III, czyli o rodzinie Corleone po raz ostatni

Moja przygoda z rodziną Corleone dotarła do półmetku. Udało mi się obejrzeć wszystkie filmy, teraz pozostała przede mną już tylko książka Mario Puzo. Trzeci film dzieli z poprzednimi częściami ponad piętnastoletnia przerwa. Można się więc domyśleć, że i akcja Ojca Chrzestnego III toczy się długo po wydarzeniach z części drugiej. Czy to dobrze? Szczerze mówiąc nie jestem pewna, gdyż według mnie ta trzecia część trochę odstaje poziomem od poprzednich. Nie znaczy to jednak, że Coppola nakręcił zły film. Ojciec Chrzestny III to bardzo dobry film, który stara się nawiązać do tradycji, ale jednak coś nie do końca gra i to już nie jest aż tak bardzo dobry film.

W Ojcu Chrzestnym III Michael Corleone jest już człowiekiem zmęczonym życiem. Jego dzieci dorosły, on doprowadził do zalegalizowania prawie wszystkich swoich interesów i otrzymał nawet order od papieża za działalność charytatywną. Mimo że Michael stara się zerwać z mafijną działalnością, to ona nadal potrafi go dopaść, a niektóre rodziny ciągle zwracają się do niego z prośbą o wyświadczenie przysługi bądź też z prośbą o rozsądzenie jakiegoś sporu. Ojciec chrzestny jest jednak tym wszystkim zmęczony, szczególnie tym, że ktoś ciągle czyha na jego życie. Postanawia więc wziąć pod swoje skrzydła bękarta swojego brata i przekazać mu całą swą wiedzę, a w niedalekiej przyszłości i władzę.

sobota, 16 sierpnia 2014

Cyrk nocy Erin Morgenstern, czyli wcale nie tak magicznie

(źródło)
Od dłuższego czasu chciałam przeczytać książkę Erin Morgenstern. Skusiła mnie przede wszystkim okładka i bardzo ładne wydanie, ale ciekawość wzbudzał także dość enigmatyczny opis. Patrząc w księgarni na książki, po prostu ciężko było przejść koło tej pozycji obojętnie. Kiedy więc wygrzebałam Cyrk nocy w koszu z tanimi książkami, postanowiłam w końcu się skusić i zapoznać z historią, która od dłuższego czasu mnie intrygowała. Magia, iluzjoniści, tajemniczy cyrk, co mogłoby pójść nie tak? A jednak coś nie zagrało i niestety magiczna historia bardzo szybko traci swoją magię, ale po kolei.

Jak łatwo się domyśleć Cyrk nocy opowiada historię pewnego cyrku. Nigdy nie wiadomo gdzie pojawi się cyrk, ani kiedy. Nie jest to też typowy cyrk. Tworzy go kilkanaście namiotów, a w każdym chowa się inna atrakcja. Można zobaczyć akrobatów, wejść do gabinetu luster, zobaczyć pokaz iluzjonistki albo treserów dzikich zwierząt, można też odwiedzić wróżkę, by poznać swoją przyszłość. Wszystkie namioty są w biało czarne paski, a artyści ubrani są w stroje barwy czarnej, bądź białej, bądź obu. Aby utrzymać jeszcze większy nastrój tajemnicy cyrk otwierany jest dopiero po zmroku. Niewielu jednak wie, że w tym miejscu przeróżnych cudowności toczy się niecodzienny pojedynek dwójki magików, który może zakończyć się jedynie gdy jedno z rywali umrze.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Into the storm, czyli Richard Armitage i scyzoryk

Nie jestem ogromną fanką filmów katastroficznych. Nigdy nie byłam na żadnym w kinie, a te kilka które obejrzałam to tylko i jedynie dzieło przypadku. Jednak kiedy przed seansem Guardians of the Galaxy puszczano zwiastuny, moja przyjaciółka, która lubi patrzeć na efekty specjalne w tego typu filmach, stwierdziła że trzeba zobaczyć ten film. Zarażona jej entuzjazmem przytaknęłam, a potem zaczęłam się zastanawiać co ja najlepszego zrobiłam. Na szczęście moje najczarniejsze scenariusze się nie sprawdziły i sama się dziwię, że to napiszę, ale Into the storm to całkiem niezły film, a nawet dobry, mimo że efektów specjalnych było w nim stosunkowo niewiele.

Fabuła jest dość prosta. Grupa łowców burz przyjeżdża do miasta akurat w dzień zakończenia roku szkolnego. W wiadomościach aż huczy od tego, że w rejonie pojawiają się tornada i inne niecodzienne zjawiska pogodowe. Mimo to dyrekcja szkoły postanawia urządzić zakończenie roku na dworze, czemu przeciwny jest wicedyrektor. Ów wicedyrektor ma dwóch synów uczęszczających do wspomnianego liceum. Jeden z synów, ten starszy, opuszcza dzień zakończenia roku, by pomóc dziewczynie w jej projekcie, nakręceniu filmu o jakieś starej, dawno zamkniętej fabryce. Skoro scenarzyści rozrzucili po całym mieście głównych bohaterów, mogą teraz wprowadzać na ekrany gościa specjalnego – tornado.

wtorek, 12 sierpnia 2014

The Godfather II, czyli nadrabiam klasyki #4


Są dwie rzeczy, które można zrobić po obejrzeniu Ojca Chrzestnego: można sięgnąć po książkę, albo jeżeli nie ma takowej w pobliżu, to można włączyć Ojca Chrzestnego II. Ja akurat wybrałam wariant drugi, ale opcja pierwsza na pewno również w niedługim czasie wejdzie w życie.

Ojciec Chrzestny II opowiada dalsze losy rodziny Corleone. Teraz już Don Michael sprawuje władzę nad mafijną działalnością swojego ojca. Jest to nie w smak jego żonie Kay, której obiecał że zaprzestanie z nielegalną działalnością i będzie prowadził jedynie te interesy, które są legalne. Kobieta boi się również o swoje dzieci, które chcąc nie chcąc biorą w tym wszystkim udział i są łatwym celem do zemsty ze strony innych mafii. Wydarzenia teraźniejsze przeplatają się w filmie z wydarzeniami z przeszłości, które opowiadają o losach Vita Corleone, od jego dzieciństwa, przez podróż do Stanów Zjednoczonych (do Nowego Jorku), oraz o tym jak Vito stał się Ojcem Chrzestnym.

sobota, 9 sierpnia 2014

The Godfather, czyli nadrabiam klasyki #3

Wiem, że większość z Was zapyta teraz ze zdziwieniem „Gdzieś ty się dziewczyno chowała, że nie widziałaś TEGO filmu?”. Otóż nigdzie się nie chowałam, po prostu nigdy nie miałam jakoś okazji obejrzeć tego filmu. Wiem, wstyd i hańba, ale cóż począć. Nadszedł jednak ten czas w moim życiu, w którym uznałam, że w końcu należy załatać tę lukę w moim filmowym życiorysie i obejrzeć dzieło Francisa Forda Coppoli. Słowo dzieło chyba ani razu nie pojawiło się na moim blogu, teraz jednak uważam, że wobec tego filmu nareszcie mogę je użyć, bo Ojciec Chrzestny to film który zasługuje na największe laury. Nawet po ponad 40 latach od swojej premiery nadal zachwyca, niesamowicie wciąga i nie pozostawia widzowi wyboru, jak tylko kibicować bohaterom, którzy jakby to ująć, aniołkami niestety nie są.

Fabuła filmu oparta jest na książce Mario Puzo pod tym samym tytułem. Akcja rozpoczyna się od wesela córki Don Vita Corleone, gdzie zjeżdżają wszyscy „przyjaciele” Ojca Chrzestnego, a także jego ukochany syn Michael, który wraca z wojny. Podstarzały szef mafii chce przekazać rządy swemu synowi, ten jest jednak przeciwny działalności ojca i chce trzymać się z daleka od mafijnych interesów.

piątek, 8 sierpnia 2014

Inferno, czyli Robert Langdon kolejny raz ratuje świat



Jest wielu zwolenników prozy Browna, jest też wielu jej przeciwników, ja pozostaję jednak neutralna. Lubię jego książki, ale nie dałabym się za nie pokroić i zapewne na pytanie „Jaki jest twój ulubiony autor?” nie odpowiem Dan Brown. Dla mnie to naprawdę ciekawie napisane powieści, które mogą umilić kilka wieczorów, ale nic więcej. Z jednego prostego powodu. Są to książki pisane ciągle na jedno kopyto. Wydaje mi się również, że i napięcie jak i akcja rozkładają się w każdej z jego książek bardzo podobnie, a bohaterowie są dosłownie kopiowani, tak jakby autorowi nie chciało się tworzyć nowych postaci, więc tylko zmienia ich imiona i wygląd i wspaniałomyślnie obdarza je charakterem jakiejś postaci z poprzedniej książki. Skoro już na wstępie narzekam, to pewnie zastanawiacie się po co ja te książki czytam? Z prostego powodu. To są bardzo wciągające książki i dobrze się je czyta. Inferno nie odbiega od tej reguły.

środa, 6 sierpnia 2014

Dance Moms, czyli Taniec - marzenie mojej matki

Nie należę do osób, które namiętnie oglądają reality shows czy serie typu reality television. Zazwyczaj zobaczę z czystej ciekawości co to i kończę na jednym odcinku, albo nawet nie daję rady obejrzeć nawet jednego odcinka. Oglądając tego typu programy, mam wrażenie że bije z nich na kilometr sztuczność, a głupota i egoizm ludzi w nich ukazywany jest dla mnie nie do zniesienia. Och i zapomniałabym o tych jakże poważnych problemach, którym muszą stawić czoła Ci znani ludzie. Bo przecież takie programy kręci się o „znanych” ludziach, bo ich życie jest takie strasznie interesujące. Z tych paru zdań można wywnioskować jak ogromną miłością pałam do tego typu potworków. Dlaczego więc zaczęłam oglądać Dance Moms i obejrzałam cały pierwszy sezon? Bo po pierwsze bardzo spodobał mi się teledysk do piosenki Sii Chandelier, po drugie byłam pod ogromnym wrażeniem młodziutkiej tancerki wykonującej ciekawą choreografię w owym teledysku, a po trzecie ta właśnie dziewczynka jest jedną z bohaterek Dance Moms, a ja liczyłam że oglądając show będę mogła zobaczyć jeszcze inne choreografie w wykonaniu tej młodej tancerki. Oczywiście dostałam moje choreografie, mogłam podziwiać inne niesamowicie utalentowane, zdolne tancerki, ale tego co zajmuje większość czasu odcinka nie spodziewałam się dostać...

piątek, 1 sierpnia 2014

Wielkie wesele, czyli wielka tragedia

Komedie romantyczne, czy też komedie familijne nigdy nie należały i raczej nie będą należeć do produkcji ambitnych. Tego typu filmy mają rozbawić widza, podnieść trochę na duchu pokazując że każdy może znaleźć swoją drugą połówkę, albo poradzić sobie z kłodami rzucanymi pod nogi przez los. Jeżeli więc po seansie takiego filmu widz ma uśmiech na twarzy i czuje się w miarę odprężony, to oznacza że to był dobry film. Jeżeli jednak po dwudziestu minutach oglądania ogarnia widza potworne uczucie zmęczenia, znajomi zaraz wywiercą wielką dziurę w kanapie widza od ciągłego kręcenia się, a widz patrząc na zegarek ma wrażenie że czas się zatrzymał, to oznacza iż film nie jest dobry i coś gdzieś poszło źle, że zamiast dobrego filmu wyszedł koszmarek. Właśnie takim żenującym koszmarkiem jest The Big Wedding. A co najgorsze jest to kolejny film, który potwierdza zasadę, że nawet świetna obsada nie uratuje marnego scenariusza i nie sprawi że film w jakiś cudowny sposób stanie się lepszy. Wręcz przeciwnie stanie się jeszcze gorszy, bo widz zaczyna zadawać sobie pytanie: „W jak desperackiej sytuacji znalazł się aktor, że zagrał w tym filmie?”. No właśnie w jakiej?