niedziela, 29 grudnia 2013

I will always remember when the Doctor was me, czyli żegnaj 11-ty

Wiem, że The Time of The Doctor miało swoją premierę kilka dni temu i wiem, że moja systematyczność w prowadzeniu bloga stała się jedynie moim pobożnym życzeniem, ale to nie był dobry czas, a do tego nie lubię pożegnań. BBC ma tę cudowną zdolność, że gdy człowiek nie ma siły ruszyć ani ręką ani nogą, to sprawi, że już w ogóle człowiek przestanie wykazywać jakiekolwiek oznaki życia. 11-ty Doctor był moim Doctorem i wiedziałam, że to pożegnanie nie zakończy się bez łez, ale nie wiedziałam, że wprowadzi mnie w swego rodzaju marazm, który nie pozwoli mi wyklepać na klawiaturze chociaż kilku słów. Cóż, jeżeli się prowadzi bloga powinno się o danej rzeczy pisać wtedy, kiedy jest na czasie. Mi się ta sztuka nie udaje, ale grunt, że w ogóle piszę i lubię to. Dlatego dzisiejsza notka jest jedynie symboliczna (i pełna spojlerów), bo nie mam siły napisać Matt'owi ładnego pożegnania, bo nie jestem w tym dobra, zrobili to za mnie inni i to dużo lepiej.

niedziela, 8 grudnia 2013

Piękna historia w przepięknej oprawie, czyli garść zachwytów nad „The Fall”

Rzadko trafia się na filmy, które sprawiają że przez długi czas nie można o nich zapomnieć. Zmuszają widza do refleksji czy też zachwytów nawet kilka dni po seansie. W takich przypadkach lubię czytać o tym gdzie realizowany był film, szukać ciekawostek z planu i co jest oczywiste obejrzeć wszelkie dostępne wywiady z twórcami i aktorami. Może to tylko ja tak mam, może cierpię na jakąś filmową nerwicę natręctw, a może to całkowicie normalne. Wolę nie wnikać. Wiem tylko, że ostatnio dopadł mnie ten dziwny stan ducha po obejrzeniu The Fall Tarsema. Bardzo długo zbierałam się do tego by zapoznać się z tym wizualnym majstersztykiem i w końcu zobaczyć Lee Pace w większej roli i zrozumieć te liczne zachwyty Zwierza popkulturalnego pod jego adresem. Jak się okazało The Fall to nie tylko piękne wizualnie kino, ale też piękna, wzruszająca historia opowiedziana w bardzo prosty, ale jakże trafny sposób.

Akcja The Fall rozgrywa się w latach 20. ubiegłego wieku w Los Angeles. Film opowiada historię młodego kaskadera filmowego, który podczas kręcenia jednej ze scen ulega wypadkowi. Niestety nie tylko nogi kaskadera mocno ucierpiały, ale także jego serce zostało złamane kiedy jego ukochana padła w ramiona aktora. Załamany mężczyzna chce odebrać sobie życie, jednak w jego obecnym stanie nie jest to możliwe. Do zdobycia tabletek kaskader chce wykorzystać małą pacjentkę szpitala, w którym przebywają. Opowiadając jej bajkową historię chce sprawić by ta była jak bandyta z opowieści i przyniosła to czego tak bardzo pragnął.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

10 ulubionych scen filmowych w ramach świętowania 100 notki

Jak to mówią każda okazja jest dobra do świętowania. Nigdy nie pomyślałam, że ten blog przetrwa tak długo i doczeka się setnego wpisu. Niestety cierpię na przypadłość chronicznego słomianego zapału (szkoda, że na to nie ma lekarstwa) i czasami w ferworze innych zajęć, z założenia ważniejszych niż prowadzenie bloga (ach to studiowanie...) o blogowaniu jest łatwo zapomnieć, a raczej powoli się od niego odzwyczajać i co najgorsze oduczać. A jak wiadomo brak systematyczności równa się brakowi chęci do czegokolwiek kiedy na głowę spada wiele obowiązków. Ale dziś nie czas na narzekanie, a na świętowanie. Pomyślałam, że zwykła recenzja jako setny wpis byłaby nudna, dlatego postanowiłam przeszperać zakamarki pamięci i przypomnieć sobie moje ulubione sceny filmowe. Jak to zazwyczaj w takich rankingach bywa przy wyborze towarzyszyły mi pewne kryteria. Po pierwsze owe sceny pochodzą z filmów które bardzo lubię, co nie znaczy że są to arcydzieła światowej kinematografii, niektórzy mogli już zauważyć, że z moim gustem czasami bywa średnio. Po drugie są to takie sceny, które kiedy usłyszę tytuł filmu od razu przychodzą na myśl, a to oznacza, że zapewne musiały zrobić na mnie duże wrażenie. Może uderzyły w mój czuły punkt, poruszyły jakąś wrażliwą strunę, bądź też sprawiły, że kiedy jest mi smutno lubię je obejrzeć dla poprawy humoru. To nie są wszystkie moje ulubione sceny, ale musiałam się ograniczyć. Miłego czytania, a może przypominania. Chętnie poznam Wasze ulubione sceny filmowe.

Nawet Doctor się ucieszył i zatańczył z tej okazji ;)

Wpis dedykuję mojej kochanej rodzicielce, która zaszczepiła we mnie miłość do filmu i wspiera mnie nawet kiedy uprę się robić coś tak dziwnego jak np. prowadzenie bloga... Dziękuję Ci za to :)


Jak w każdym tego typu wpisie i w tym mogą pojawić się spojlery, niewielkie, do fabuły niżej wymienionych filmów.