czwartek, 25 lipca 2013

Zawód scenarzysty do łatwych nie należy, czyli Paris - When it sizzles

Szukałam filmu lekkiego i zabawnego, idealnego na wakacyjny wieczór, najlepiej z jedną z moich ulubionych aktorek w roli głównej. Sięgając po Paris when it sizzles nie spodziewałam się, że tak się uśmieję oglądając go i do tego zobaczę Audrey Hepburn w komediowej odsłonie i to w naprawdę dobrym wydaniu. Ale po kolei… 

Wytwórnia ma niedługo przystąpić do kręcenia filmu, jednak okazuje się, że nie ma gotowego scenariusza. Scenarzysta dobrze wykorzystał zaliczkę za swoją pracę na zabawę i zachcianki w Paryżu, ale niestety oprócz tytułu nie wymyślił o czym ma być film. Mężczyzna zatrudnia więc asystentkę, która ma mu pomóc w napisaniu historii, która w jego głowie nie ma jeszcze żadnego zarysu, ani pomysłu na chociaż jedną z postaci. Z pomocą kobiety ma nadzieję stworzyć coś sensownego i wywiązać się z umowy z wytwórnią. 


Formuła filmu opiera się na pomyśle, że kiedy scenarzysta wymyśla nową historię, to on i bohaterka grana przez Audrey odgrywają jego dziwne wizje na ekranie. Przenoszą się w wyobraźni do małych paryskich restauracyjek, uciekają przed policją, zaraz potem są tajnymi agentami, a wszystko to prowadzi ich wyobrażonych bohaterów do oczywistego romansu. Najważniejsze, że mimo iż końcowe sceny już od samego początku możemy przewidzieć, to całej reszty ciężko jest się domyśleć. Wyobraźnia zaprowadziła twórców naprawdę daleko, czasami w miejsca gdzie nie słyszano definicji pojęcia sensu. Jest to taki film pod tytułem ‘sprawdźmy ile absurdalnych sytuacji możemy upchnąć w jednym filmie’. Nie przeszkadza to jednak cieszyć się głupkowatymi obrazami przemykającymi po ekranie. Jeżeli mam wybierać między głupią komedią, która ma być śmieszna (a raczej w której sprośne żarty i obrzydliwe sytuacje mają okazać się zabawne), a komedią romantyczną, która jest tak uroczo głupiutka, że w rezultacie śmieszna, to wybieram to drugie. 

Jest jednak mały problem, który mógł od razu na starcie skreślić Paris when it sizzles. A mianowicie filmy o pisaniu scenariusza nie należą do moich ulubionych z jednego, prostego powodu. Zazwyczaj wyglądają one jakby to właśnie one nie posiadały konkretnego scenariusza. Ten niestety nie odstaje od reguły. Wszystko się jakoś tak kręci, zapętla, wraca do punktu wyjścia i ciężko jest się momentami zorientować czy to kolejny pomysł na scenariusz czy to akcja filmu. Mimo to film jest tak uroczo głupiutki, że ogląda się go niezwykle przyjemnie. Do tego jeżeli jest się uważnym widzem to można wyłapać wiele odniesień do różnych kultowych filmów, a także do poprzednich filmów Hepburn. Film z grubsza wyśmiewa to jak tworzone były kiedyś scenariusze (a może dalej niektórzy preferują taki styl pracy), dlatego film nie został radośnie przyjęty przez krytyków, a także ludzi związanych z tworzeniem filmów. Szczerze mówiąc nie wiem, co mogło spowodować ich oburzenie, bo mi ta satyra niezwykle przypadła do gustu, ale ostatecznie nie dotyczy ona mojej pracy...



Nigdy nie sądziłam, że Audrey Hepburn ma zadatki na aktorkę komediową, a jednak. Nigdy nie wyobrażałam sobie tej stylowej gwiazdy z pistoletem w ręku skradającej się jak tajemniczy Don Pedro i biegającej po ciemnych studiach filmowych. William Holden, z którym Hepburn pracowała już wcześniej na planie Sabriny, również zdaje się dobrze czuć w swojej roli, co chyba nie było dla niego zbyt łatwe zważając na okoliczności. Czytając trochę na temat zdarzeń towarzyszących kręceniu tego filmu na uznanie zasługuje niewielka rola Tony’ego Curtisa, który stanął na wysokości zadania i dzięki niemu zdjęcia do filmu nie zostały wstrzymane. Curtis pokazuje w tych kilku scenach, w których pojawia się w filmie, że absurdalnie niedorzeczne role nie sprawiają mu żadnych trudności i potrafi nimi skraść sympatię widza (policjant nr 2 to naprawdę idiotyczna rola, ale urocza).

Paris when it sizzles powinno się spodobać wielbicielom Hepburn i Holdena, ale także tym którzy po prostu lubią stare kino. Jeżeli więc nie macie nic ciekawszego do oglądania, bądź zmęczyły was kretyńskie żarty ze współczesnych komedii, to ten film powinien wam umilić wakacyjny wieczór.

1 komentarz:

  1. Super bo ta para niezmiernie mi się w "Sabrinie" podobała, i jak najdzie mnie nastrój, na pewno po ten tytuł sięgnę :) Bardzo fajny tekst, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń