wtorek, 25 lutego 2014

Co widzisz kiedy zamykasz oczy?, czyli bardzo dobra Eva

Podobno każdy powód jest dobry żeby obejrzeć film, dlatego nawet jeśli taki prymitywny powód jak mój sprawił, że obejrzałam dobre europejskie kino, to chyba nie mam się czego wstydzić. Mój powód nazywa się Daniel Bruhl, a raczej moim głównym powodem było jego aktorstwo w Rush. Bo widzicie rzadko zdarza się by jakaś rola wywarła na mnie aż takie wrażenie. Lauda w wykonaniu Bruhla był niesamowity i szkoda, że niemiecki aktor nie zgarnął za tę rolę Złotego Globa. Z czystej ciekawości postanowiłam zapoznać się z filmografią aktora, z której jak się okazuje widziałam zaledwie kilka tytułów. Cóż mieszkam w Europie, a na potęgę oglądam kino amerykańskie, bądź brytyjskie (już lepiej, w końcu to część Europy...), a okazuje się, że inne kraje też mogą pochwalić się ciekawą kinematografią (tak, wiem odkryłam Amerykę). Dziś chciałam więc napisać o filmie hiszpańskim, który zdobył trzy nagrody Goya, a w którym Bruhl gra główną rolę. Cóż jak się okazuje, aktor którego większość zna z Bękartów wojny Tarantino, ma kilka ukrytych talentów, np.: taki że płynnie mówi po hiszpańsku...

Akcja filmu rozgrywa się w 2041 roku. Alex Garel, genialny inżynier cybernetyki, wraca w rodzinne strony by dokończyć porzucony przed laty projekt. Alex pracował nad stworzeniem idealnego dziecka robota. Stworzenie jednak sztucznej inteligencji, która odzwierciedlałaby dość zmienne i skomplikowane uczucia dziecka nie jest zadaniem łatwym. Alex postanawia znaleźć dziecko obdarzone niezwykłą osobowością, które mogłoby posłużyć jako wzór. Okazuje się, że mężczyzna nie musi daleko szukać. Eva, córka jego brata i Lany - dawnej przyjaciółki, zdaje się być idealną, charyzmatyczną dziewczynką, na której cechach osobowości można by oprzeć sztuczną inteligencję. Wszak robot z nieciekawą osobowością to robot nudny, a nikt nie chce mieć w swoim domu nudnego robota. Alex zaczyna pracować z Evą i od razu się z nią zaprzyjaźnia. Przy okazji zaczynają wychodzić na światło dzienne sekrety z przeszłości.

Bardzo podobał mi się pomysł pokazania jak tworzy się sztuczną inteligencję.

Wizja przyszłości ukazana w filmie to dość przyjemna wizja. Świat nie jest jeszcze całkowicie zmechanizowany, ludzie nie ubierają się na biało i nie jeżdżą supernowoczesnymi autami. W praktyce nic się nie zmienia oprócz tego, że każdy może mieć swojego robota. Problem w tym, że owe roboty mają prawie zerowy poziom emocji, a raczej mają kilka poziomów emocjonalności, ale można je w łatwy sposób regulować. Bo po co lokaj ma być przyjazny, skoro ważne jest by wykonywał dobrze swoje obowiązki? Jeżeli zaś chcemy porozmawiać z lokajem, wyżalić mu się, to wystarczy wcisnąć przysłowiowy guzik i załatwione. Główny bohater nie chciał, by dziecko robot było takim lokajem. Chciał, by dziecko robot zachowywało się jak dziecko, czyli było nieobliczalne, kapryśne, spontaniczne, ale przy tym wszystkim żeby nie okazywało nadmiernej agresji. Jak twórcy filmu pokazują, nie jest to takie łatwe zadanie. Bardzo łatwo dodać jeden pierwiastek osobowości za dużo i robot staje się niestabilny.



Film momentami może wydać się nudnawy, ze względu na czasami zbyt długie ujęcia, w których próżno szukać dialogów. Wydaje mi się jednak, że te ujęcia były bardzo potrzebne, bo mówiły więcej niż niejeden ogrom słów i w dość zgrabny sposób ukazywały skomplikowane relacje między bohaterami. Co trzeba przyznać scenarzystom, to że akcja filmu do końca trzyma w napięciu. Widz może domyślać się kilku dróg jakimi może podążyć akcja, ale chyba do końca nie ma pewności jak się to wszystko skończy. Ogromną zaletą filmu są efekty specjalne. Niezwykle urzekł mnie sposób, w jaki przedstawiono jak tworzy się sztuczną inteligencję, jak dobiera się kolejne pierwiastki osobowości. Wygląda to naprawdę bajecznie. Za to należy się filmowi ogromny plus. Do zalet filmu należałoby zaliczyć również zdjęcia. Akcja Evy rozgrywa się w zimowych krajobrazach, które na ekranie prezentują się bardzo ładnie i dość ciekawie dopełniają wizję przyszłości reżysera. Tworzą taki nastrój samotności – wewnętrznego zimna i jednocześnie szukania przez ludzi ciepła drugiego człowieka, które próbują zastąpić robotami.



Wypadałoby jeszcze napisać kilka słów o aktorstwie. Daniel'owi Bruhl'owi przypadła do zagrania rola genialnego naukowca, który nie grzeszy śmiałością. Jest to ten typ bohatera, który woli przebywanie w swoim laboratorium pracując nad udoskonalaniem swojego wynalazku, niż przebywanie z innymi ludźmi. Bruhl wszystko to oddał na ekranie, ale jednak miał u swego boku małą złodziejkę, która ukradła mu wiele scen. Młodziutka Caludia Vega wcielająca się w rolę Evy pokazała ogromny potencjał i całkiem niezły zestaw umiejętności aktorskich. To jedna z tych dziecięcych aktorek, które potrafią zachowywać się przed kamerą bardzo naturalnie, przez co miło się je ogląda, a nie tylko patrzy jak recytują z pamięci tekst. Jednak to Lluis Homar za swoją rolę robota lokaja zgarnął nagrodę Goya za najlepszą rolę drugoplanową. Homar może nie stworzył aż tak genialnej postaci robota jak zrobił to Fassbender w Prometeuszu, ale Max w jego wykonaniu to naprawdę świetna postać.

Po obejrzeniu Evy – debiutanckiego filmu Kike Maillo, w głowie dźwięczało mi jedno pytanie. Dlaczego w Polsce nie kręci się takich filmów? Dlaczego w kółko kręcimy te same komedie romantyczne, albo filmy wojenne, albo pokazujemy jaki Polak jest zły? Ewentualnie pokażemy jak zachowują się polskie nastolatki, które na okrągło ćpają, balują, szwendają się po galeriach handlowych albo ewentualnie spędzają swoje życie w wirtualnej rzeczywistości. Eva może nie jest bardzo dobrym filmem, ale to kawałek dobrego kina, które warto zobaczyć. Jeśli jednak ktoś spodziewa się po tym filmie dobrego science fiction, to może się mocno zawieść. Evie bliżej do dobrego dramatu, niż sci-fi, ale na pewno nie działa to na niekorzyść filmu.




4 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie Evą. Z tego, co piszesz trochę przypomina Her (jeśli chodzi o wizję przyszłości i długie ujęcia).

    Dlaczego w Polsce nie kręci się takich filmów? Nie ma kto ich kręcić. Producenci wolą sprawdzone sposoby na zarobek, czyli te głupie komedie romantyczne, na które i tak chodzi bardzo dużo ludzi. Te same gęby aktorów też nie pomagają.
    Umiemy kręcić przejmujące filmy, ale są to filmy smutne, okrutne, brzydkie, depresyjne, ale dobre.
    Nikt nie chce ryzykować kręcić czegoś innego, bo boi się, że film na siebie nie zarobi.
    Może się to zmieni, kiedy komedie romantyczne przestaną zarabiać...
    Trudna sprawa z tym kinem polskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jestem jedyną osobą, która nie widziała "Her". Coraz gorzej czuję się z tym faktem, szczególnie że Phoenix to jeden z moich ulubionych aktorów...

      Szkoda, że producenci boją się zaryzykować, bo naprawdę kolejna głupawa komedia romantyczna z Adamczykiem czy Karolakiem, to nie jest coś na co mam ochotę wydać te 20zł na bilet do kina... Chętnie poszłabym do kina na coś w klimacie "Imagine" (w końcu reżyserem był Polak ;) ), ale takich filmów w polskim wykonaniu można szukać chyba jak igły w stogu siana...

      Usuń
  2. Bardzo mnie zaciekawiłaś, bo ja Bruhla kojarzę z "Goodbye, Lenin", swoją drogą świetnego filmu :) a i "Wyścig" przede mną. Teraz dopisze sobie też "Evę" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat "Good Bye Lenin" jeszcze nie widziałam, ale jesteś kolejną osobą, która twierdzi że to świetny film, więc chyba w końcu muszę go obejrzeć ;)

      Usuń