Ilekroć piszę jakiś wpis o Once Upon a Time, tylekroć wspominam o tym, że choć nie zawsze podobają mi się zagrania scenarzystów, tak wyobraźni odmówić im nie mogę. W tym zaś sezonie, twórcy tego bajkowego serialu udowadniają, że nadal mają jeszcze wiele niewykorzystanych pomysłów i zagrań, które potrafią wbić widza w fotel. Jeden z takich cudownych plot twistów zaserwowali w ósmym odcinku tego sezonu. Po czym zrobili coś czego robić nie powinni. Mianowicie w niedzielę emitowany był nie jeden, a dwa odcinki. Pierwszy z genialnym zakończeniem i drugi, który do tego pierwszego pasował jak pięść do nosa. I nie chodzi o to, że dziewiąty odcinek jest zły, bo fabularnie to naprawdę ciekawy odcinek, ale po prostu takich rzeczy widzom się robi. Szczególnie, jeżeli na kolejną wizytę w Storybrooke mają czekać dwa tygodnie.
Dalej oczywiście spoilery.
Przyznaję się bez bicia, że takiego obrotu spraw, jaki przedstawili twórcy serialu w ósmym odcinku, zupełnie się nie spodziewałam. Dramatyzmu w tym rozwiązaniu jest od groma, może momentami lekko się ono nie klei, ale nie będę się czepiać. No dobra, jedną rzecz muszę wytknąć. Trochę nie rozumiem tego, dlaczego Hook do tej pory nie zorientował się, że też jest Mrocznym. W końcu w jednym z początkowych odcinków tego sezonu zaczarował hak, żeby wyrwać serce Zelenie, a tutaj cały czas miał w sobie tyle czarnej magii. Czyżby warunkiem korzystania z czarnej magii była świadomość jej posiadania? To nie jest tak, że ona jakoś sama powinna się uwidocznić? Jak dla mnie, w tym miejscu ten ogromny plot twist kuleje, ale mimo wszystko tak jak napisałam wyżej, nie będę się nad tym tak bardzo rozwodzić, bo nie to jest w tym momencie najważniejsze. Ważniejsze jest to, że Hook stał się tym, kogo tak strasznie nienawidził. Jakby to powiedzieć, „o ironio”. Do tego Killian raczej tak szybko nie wybaczy Emmie, która ratując go sprawiła, że stał się tym, kim się stał. Nie podoba mi się też ten przymierz, który zawiązał się między Mrocznym Hookiem a Zeleną. To połączenie nie wróży niestety nic dobrego. Jest jeszcze jedna kwestia, która nie została wyjaśniona w żadnym z niedzielnych odcinków. Otóż, nie wiadomo co stało się z Merlinem, którego tak na marginesie, wątek z Nimue jest naprawdę świetny. Mam nadzieję, że Emma go nie zabiła ratując Hooka.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby scenarzyści raczyli w dziewiątym odcinku pociągnąć wątek Hooka, ale oczywiście tego nie zrobili. Co sprowadziło się do tego, że wyemitowanie dwóch odcinków jednego dnia, które fanom serialu wydawało się niespodziewanym prezentem od losu, okazało się jednym wielkim rozczarowaniem, bo w kolejnym odcinku nie ma nawet słowa o Hooku i Emmie. Mamy za to historię dalszych losów Meridy, które były naprawdę ciekawie przedstawione, ale w tym momencie prezentowały się blado na tle poprzedniego odcinka. Szczególnie, że akcja toczy się w przeszłości i nawet na chwilę nie zatrzymuje się w teraźniejszości. I tu znowu muszę się przyczepić do tego, że coraz mniej logiczne staje się przeniesienie przez Emmę Meridy do Storybrooke. Bo skoro nasza dzielna Szkotka radośnie odzyskała tron i zdobyła szacunek klanów, to jakim sposobem Emma pamiętała o niej, by ją też zabrać do Storybrooke, skoro przynajmniej w tej chwili losy Meridy są zupełnie niezwiązane z głównymi bohaterami? Zastanawia mnie też to, co stało się z Meridą po przemianie w niedźwiedzia i napaści na Belle i Golda. Bo albo to było gdzieś napomknięte i wyparłam to z pamięci, albo tu też powstała mała luka w historii rudowłosej łuczniczki.
Na koniec muszę sobie jednak trochę ponarzekać na postać Artura, a raczej na to, co z tą postacią uczynili scenarzyści. Bo widzicie zupełnie nie podoba mi się to, jakim złym stał się Artur. Na początku wydawało mi się, że będzie to postać w stylu Zeleny, czyli przebiegły i kalkulujący wszystko o krok do przodu czarny charakter. Niestety, im akcja idzie do przodu, tym Artur z postaci ciekawej staje się postacią odpychającą. Te pretensje do Merlina, granie ciągle kartą „to przez Ciebie taki jestem, oszukałeś mnie” staje się coraz bardziej nudne. Do tego owładnięty obsesją scalenia Excalibura Artur, stał się kolejnym bezwzględnym i bezmyślnym złoczyńcą, który nie należy ani do ciekawych ani strasznych antybohaterów.
A Wy co sądzicie o rozwoju wydarzeń w tym sezonie? Dwóch Mrocznych to z jednej strony ciekawy pomysł, ale mimo wszystko za bardzo przekombinowany. A Wy jak uważacie?
Właśnie skończyłam ósmy odcinek i nie wiedziałam czy czytać recenzję, ale po prostu ominęłam informacje o dziewiątym odcinku (chociaż przeczytałam, że nie ma pociągnięcia wątku Hooke'a - jak toooooo?!).
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że piąty sezon bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Z OUaT zawsze było tak, że jak miałam ochotę to oglądałam po kilka odcinków, a później zostawiałam go na pół roku. A teraz normalnie nie mogę się powstrzymać! Dzisiaj jak wróciłam z kolokwium to od razu do kolejnego odcinka - a tu takie zaskoczenie! Przyznam, że nie spodziewałam się takiego zagrania.
Wiadomo, że wiele rzeczy tu kuleje, nawet tak logicznie patrząc, ale biorąc pod uwagę całość to mam to gdzieś :P Bo po prostu bawię się przednio i nie chcę żeby ten serial się kończył. Po prostu może trwać w nieskończoność, jeżeli będzie trzymał taki poziom (tylko błagam niech dopłacą coś gościom od efektów xD chociaż w tym sezonie to jakoś specjalnie nie razi tak jak w poprzednich).
Normalnie boję się co będzie dalej. Hook i Zelena to wygląda na bardzo złe połączenie. I żal mi Emmy. Miała skopywać tyłki i być silną Mroczną, a mi jej żal :P
Muszę dzisiaj zobaczyć ten dziewiąty odcinek, ale jak później wytrzymać te dwa tygodnieeeee?!
Mam tak samo, zbyt dużo frajdy mam z oglądania tego serialu żeby bardzo narzekać na dziury w fabule ;) A z tymi efektami specjalnymi to też racja, momentami nie wiadomo czy śmiać się czy płakać :)
UsuńTeraz trzeba czekać już mniej niż dwa tygodnie, w praktyce kilka dni ;) Tylko mam nadzieję, że w nowym odcinku pociągną wątek Emmy i Hooka, a nie jakiejś innej postaci...