piątek, 8 sierpnia 2014

Inferno, czyli Robert Langdon kolejny raz ratuje świat



Jest wielu zwolenników prozy Browna, jest też wielu jej przeciwników, ja pozostaję jednak neutralna. Lubię jego książki, ale nie dałabym się za nie pokroić i zapewne na pytanie „Jaki jest twój ulubiony autor?” nie odpowiem Dan Brown. Dla mnie to naprawdę ciekawie napisane powieści, które mogą umilić kilka wieczorów, ale nic więcej. Z jednego prostego powodu. Są to książki pisane ciągle na jedno kopyto. Wydaje mi się również, że i napięcie jak i akcja rozkładają się w każdej z jego książek bardzo podobnie, a bohaterowie są dosłownie kopiowani, tak jakby autorowi nie chciało się tworzyć nowych postaci, więc tylko zmienia ich imiona i wygląd i wspaniałomyślnie obdarza je charakterem jakiejś postaci z poprzedniej książki. Skoro już na wstępie narzekam, to pewnie zastanawiacie się po co ja te książki czytam? Z prostego powodu. To są bardzo wciągające książki i dobrze się je czyta. Inferno nie odbiega od tej reguły.


Świat jest w ogromnym niebezpieczeństwie, więc nasz ulubiony profesor z Harvardu musi wdziać swoją tweedową marynarkę i ruszyć mu na pomoc. Bo przecież kiedy nad światem wisi widmo zagłady, jedynym który może mu pomóc, jest nie kto inny jak akademicki profesor historii, znawca sztuki i miłośnik symboli. Tym razem Langdon musi się wykazać szczegółową znajomością jednego z najsłynniejszych dzieł literatury wszech czasów – Boskiej Komedii Dantego. Oczywiście jak przystało na podstarzałego akademika, u jego boku staje piękna, młoda i niezwykle inteligentna lekarka, która chce mu pomóc w poskładaniu wszystkich puzzli i powstrzymaniu szaleńca, który chcąc rozwiązać problem nieuchronnego przeludnienia Ziemi, obmyślił diabelski plan.

Jak zwykle Langdon i jego zabójczo piękna towarzyszka muszą rozwikłać zagadkę umieszczenia „zapalnika” owego planu przed konkretną datą. Jak też można się domyśleć, nie rozwiązują zagadki w sprzyjających do tego warunkach. Mają na karku policję, ludzi z WHO, a także profesjonalistów ochraniających „tego złego” i jego plan. Czyli jak to u Browna, dzieje się dużo i to dzieje się w szybkim tempie, szczególnie że tym razem nie ma powolnego wprowadzenia, tylko autor wrzuca czytelnika w sam środek akcji. Ten zabieg jest całkiem udany, bo Brown postawił na całkowitą dezinformację. W praktyce Langdon nic nie wie, a czytelnik tym bardziej. Stąd jest więcej zabawy w rozwiązywaniu zagadki, co ułatwiają krótkie rozdziały. Mówcie co chcecie, ale ja bardzo lubię jak w tego typu książkach autor stawia na pisanie krótkich rozdziałów, w ten sposób, przynajmniej dla mnie, akcja wydaje się trochę bardziej uporządkowana, a i ma się wrażenie że wszystko dzieje się szybciej.

Są też minusy. Przede wszystkim wydaje mi się, że jest dużo dziur w fabule, co jest w tego typu powieściach nieuniknione, ale w Inferno jest tego całkiem sporo. Może też zaczęłam zbyt wielką uwagę przykładać do realizmu wymyślonych przez autora wydarzeń, ale tu nielogiczność niektórych sytuacji aż wywołuje głupawy uśmiech podczas czytania. Rozumiem, że specyfika tego gatunku literatury jest taka a nie inna, ale momentami aż wydawało mi się to wszystko zbyt mało realistyczne i mało logiczne. Z drugiej strony o czym ja mówię? Wymagam większego realizmu od książki, w której świat ratuje profesor Harvardu, który przez pół książki ubolewa, że zabrano mu zegarek z Myszką Miki...

Trzeba jednak przyznać, że Brown znów bardzo szczegółowo opisał miasta, w których rozgrywa się akcja Inferno. Tym razem padło na Florencję i Wenecję. Czytelnik może się wiele dowiedzieć o zabytkach i historii tych miast. Oczywiście są to jedynie jakieś strzępki historycznych informacji, ale zawsze to już coś. Kilka lat temu miałam okazję zwiedzić te miasta i dzięki Brownowi znów mogłam je odwiedzić i usłyszeć jakieś nowe historie. Mogę sobie narzekać na autora ile chcę, ale mam do niego ogromny szacunek za pracę jaką musi wkładać do każdego researchu. Co by nie powiedzieć, to jego książki pod tym względem są naprawdę dopracowane, a odpowiednie informacje i fakty historyczne ciekawie wykorzystane.

Jeżeli więc lubicie tego typu powieści, to Inferno powinno Wam się spodobać. Niektóre rozwiązania fabularne kuleją, ale nie przeszkadzają w czytaniu. Dalej jednak trzymam się mojej opinii o Brownie, a mianowicie tego że cały czas pisze na jedną modłę. Z drugiej strony, ten typ konstrukcji powieści sprawdza się i sprzedaje, więc po co narzekać. Wystarczy tylko nie czytać tych książek pod rząd, bo zaczną się mieszać. Czasu spędzonego z Inferno nie uważam za stracony i mogę Wam polecić Inferno jako wakacyjną rozrywkę.


Książka bierze udział w wyzwaniu Opasłe tomiska.

tytuł: Inferno
autor: Dan Brown
liczba stron: 592
wydawnictwo: Wydawnictwo Sonia Draga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz