środa, 3 września 2014

North by Northwest, czyli nadrabiam klasyki #6

Na wstępie powinnam napisać, że nigdy nie widziałam żadnego filmu mistrza suspensu. Tak wiem, wstyd i hańba. Dlatego szczerze mówiąc zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać po jego filmie Północ północny-zachód, szczególnie że nawet nie pokwapiłam się żeby przeczytać o czym jest ten film. Może to głupie, ale przez to spodziewałam się jakiegoś horroru, albo chociaż namiastki czegoś strasznego. Jakie więc było moje zdziwienie kiedy okazało się, że Północ północny-zachód to genialny thriller, od którego nie mogłam się oderwać. Zaś po ostatniej scenie nie mogłam przestać się głupio uśmiechać, bo to zakończenie jest po prostu idealne dla tego filmu.

Pisałam, że przed seansem nie miałam zielonego pojęcia o czym jest ten film. Zresztą gdyby chciało się precyzyjnie napisać o czym dokładnie jest Północ północny-zachód to trzeba by było zdradzić któryś z plot twistów i zepsuć osobie, równie nieuświadomionej i zacofanej jak ja, seans. Ale żeby mieć chociaż zarys tego, czego można się spodziewać po tym filmie Hitchcocka, to wystarczy wiedzieć tyle, że jest sobie pracownik agencji reklamowej, który zostaje wzięty za agenta rządowego przez grupę szpiegów. Teraz ów pracownik musi uciekać by ocalić swoje życie.


Czy wspominałam już kiedyś, że o dobrych filmach pisze się bardzo ciężko? Ale jak zwykle spróbuję napisać więcej niż „To jest genialny film i warto poświęcić cenne dwie godziny swojego życia by go obejrzeć”. Przede wszystkim Ernest Lehman napisał świetny scenariusz, który Hitchcock potrafił w brawurowy sposób przenieść na ekran. Dawno nie widziałam thrillera, w którym akcja pędziła by tak szybko, że widz nie miałby zbyt wiele czasu na zastanowienie się kto jest kim. Główny bohater, Roger Thornhill, działa bardzo impulsywnie, cały czas wpada z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Jak więc można się domyśleć Hitchcock serwuje widzom plot twist za plot twistem, ale są chwile oddechu, gdzie można zacząć kombinować razem z głównym bohaterem, o co tak właściwie chodzi. Oczywiście można się przyczepić, że większość sytuacji jest mocno naciąganych, a bohaterowie zachowują się bardzo irracjonalnie. Ale to można wybaczyć, bo w tym bezsensie jest metoda i można przymknąć oko na te niektóre dość niewiarygodne wydarzenia przedstawione w filmie.



Film ten nie byłby tak dobry gdyby nie charyzmatyczny Cary Grant, który wcielił się w główną rolę. Grant kiedy potrzeba jest uwodzicielski, kiedy indziej jest pierdołowaty, a kiedy każą mu grać pijanego, to robi to tak, że ze śmiechu aż rozbolał mnie brzuch. Dla samej sceny, w której bohater Granta ma w swoim organizmie zbyt dużo procentów, warto jest zobaczyć Północ północny-zachód. Chociaż nie wiem czy to dobra reklama poważnego jakby nie było filmu. Mimo że dla mnie Grant kradnie cały film, to nie mogę nie wspomnieć o pięknej Evie Marie Saint, która zagrała Eve Kendall, postać niezwykle tajemniczą. Aktorka gra bardzo dobrze i szczerze mówiąc długo nie mogłam rozgryźć jej postaci i jakie intencje nią kierują.


Jeżeli więc jesteście tak zacofani w oglądaniu klasyków jak ja i nie widzieliście tego filmu to gorąco go Wam polecam. Północ północny-zachód to idealna mieszanka thrillera, romansu i komedii, podczas oglądania której nie sposób się nudzić. Ten film zdecydowanie zaostrzył mój apetyt na filmy Hitchcocka i zapewne niedługo znów pojawi się wpis o którymś z jego filmów.

2 komentarze: