czwartek, 25 września 2014

The Hustler (Bilardzista), czyli o człowieku zagubionym

Wyrażenie „rozczarować się” ma raczej wydźwięk negatywny. Dla mnie jednak istnieją dwa znaczenia tego wyrażenia w odniesieniu do filmów. Mianowicie można się rozczarować negatywnie, czyli mieliśmy ogromne oczekiwania co do filmu, a on okazał się klapą i jest nam bardzo przykro, albo można się rozczarować pozytywnie, czyli nastawiliśmy się na obejrzenie dobrego filmu, ale w rezultacie obejrzeliśmy zupełnie inny film niż oczekiwaliśmy się obejrzeć, co jednak nie wpływa na jego jakość, a nawet czyni go lepszym. Dla mnie The Hustler jest takim pozytywnym rozczarowaniem. Spodziewałam się obejrzeć coś w stylu dramatu sportowego (zawody w bilard, ogromne napięcie itd.), a dostałam przejmujący dramat o ludziach zagubionych , niepotrafiących odnaleźć swojej drogi w życiu, w którym to dramacie sport odgrywał jedynie rolę drugoplanową.

The Hustler opowiada historię bilardzisty i oszusta w jednej osobie, który zyskał sobie sławę jako „Fast” Eddie Felson. Mężczyzna jest niezwykle utalentowany, ale na wygrywanie ogromnych sum pieniędzy w obstawianych meczach nie pozwala mu jego zuchwały charakter i ryzykanctwo. Te negatywne cechy dają o sobie znać w bardzo nieodpowiednich momentach, takich jak pojedynek z legendą obstawianych meczów bilarda Minnesotą Fats. Panowie rozgrywają pojedynek życia trwający bagatela 25 godzin, a zwycięzca może być tylko jeden. W tym bilardowym maratonie Eddie traci nie tylko pieniądze, ale i sens życia, przez co powoli zaczyna dotykać dna. Pocieszenia próbuje szukać w ramionach Sarah, która wydaje się być w życiu równie zagubiona jak Eddie.




Film Rossena zachwyca pod wieloma względami. Przede wszystkim ogromnym plusem filmu jest świetny scenariusz. Scenarzyści napisali niezwykle wciągającą historię o dwójce ludzi, którzy zupełnie nie wiedzieli czego chcą od życia. Bohaterowie momentami są jak dzieci we mgle, a swoje smutki i porażki topią w alkoholu. I Eddie i Sarah boją się przyznać do błędu i zaryzykować, ruszyć z miejsca i w końcu wziąć los w swoje ręce. Zapytacie co w tej historii może być wciągającego. Prawda jest taka, że wciągające i zarazem przerażające jest to, że każdy z nas może znaleźć w sobie coś z Sary i Eddiego. Każdemu zdarzyło się pogubić w życiu, przestać wierzyć w siebie, znaleźć się na rozdrożu i być tak sparaliżowanym wizją kolejnej porażki, że zamiast wybrać którąś z dróg, wybieramy pustą egzystencję, a nie życie. To jest właśnie to, co mnie ujęło w The Hustler. Kiedy dodamy do tego bardzo dobrą reżyserię, która pozwoliła scenariuszowi dostać drugie życie na ekranie, to dostajemy świetny film, który na długo pozostaje w pamięci.



Oczywiście gdyby nie świetna gra aktorska, to film nie byłby tak dobry jakim jest. Cóż mogę powiedzieć, oprócz tego że rolą „Fast” Eddiego Felsona Paul Newman podbił moje serce. Newman wręcz magnetyzuje spojrzeniem, a charyzma jaką wkłada w grę aż bije z ekranu. Partnerująca mu Piper Laurie miała naprawdę trudne zadanie, by nie zostać przyćmioną przez Newmana. Według mnie Laurie zagrała bardzo dobrze, a do tego chemia między aktorami była wyczuwalna. Miło się patrzy kiedy aktorzy grają razem, a nie obok siebie. Jackie Gleason jako Minnesota Fats również zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, szczególnie że jako jedyny dostał do zagrania postać która twardo stąpała po ziemi i wiedziała gdzie są jej granice oraz kiedy powiedzieć „dość”.




Jak widać powoli realizuję moje założenie obejrzenia wszystkich filmów jakie uda mi się zdobyć z Paulem Newmanem. The Hustler miał swoją premierę w 1961r. i jak dla mnie film ten wcale się nie zestarzał, a tematyka w nim poruszana jest nadal bardzo aktualna. W 1986 roku Martin Scorsese nakręcił coś na kształt kontynuacji The Hustler, pod wdzięcznym tytułem The Colour of Money, w którym w rolę Eddiego Felsona wciela się oczywiście Paul Newman. Jeżeli uda mi się gdzieś znaleźć ten film, to niedługo na blogu pojawi się pewnie pseudo recenzja. A tak, gorąco zachęcam Was do obejrzenia The Hustler, bo to jest po prostu bardzo dobry film i nie będziecie żałować, że po niego sięgnęliście.


PS. Za seans dziękuję mojej kochanej rodzicielce, która wypatrzyła DVD z filmem w sklepie i mi je sprezentowała ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz