(źródło) |
Są książki dobre, złe, przeciętne i te, które autor pisze na prośbę fanów. Kontynuacja trylogii Dary Anioła zalicza się do tej ostatniej kategorii i niestety podczas czytania jest to momentami mocno odczuwalne. Niby Cassandra Clare pisze drugą trylogię serii Dary Anioła w podobnym stylu i utrzymuje akcję w podobnej dynamice, ale jak można się domyśleć, nie jest to już to samo co przy pierwszej trylogii. Ostatni tom, czyli Miasto niebiańskiego ognia boleśnie pokazuje, że autorka nie miała zbyt wielu nowych pomysłów, główny zły drugiej trylogii stał się niestety dość śmieszny, żeby nie powiedzieć żałosny, a cała ta seria stała się jednym wielkim romansidłem, które o dziwo świetnie mi się czytało. Co sprawia, że zaczęłam się poważnie zastanawiać na jakim etapie rozwoju czytelniczego się zatrzymałam. Bo wydaje mi się, że nie jest najlepiej. Na moje usprawiedliwienie napiszę tylko tyle, że serię Dary Anioła darzę dużym sentymentem i jak większość czytelników, którzy zaczynają czytać jakieś serie, chciałam po prostu wiedzieć jak ta się skończy, to znaczy skończy po raz drugi. Jak możecie się domyśleć wolałam pierwsze zakończenie.
Ciężko będzie pisać o tej książce bez zdradzania jej treści, ale będę się mocno starać, żeby nikomu nie popsuć zabawy z czytania tego cudownego czytadła (to nie jest ironia, serio). Po pierwsze trzeba napomknąć, że jest to chyba najobszerniejszy tom z całej serii. Co za tym idzie, wydawać by się mogło, że znajdziemy w nim dużo akcji oraz niesamowite plot twisty, które nie pozwolą nam się oderwać od lektury. Czy tak jest naprawdę? Ciężko jest mi się z tym zgodzić, bo dla mnie owe zwroty akcji były albo mocno przewidywalne, albo z kolei mocno wydumane. Zresztą wydarzenia, które dzieją się na kartach tomów drugiej trylogii są tak bardzo wydumane, że momentami człowiek zaczyna zastanawiać się gdzie jest granica. Cóż, ostatni tom zdradził mi gdzie jest moja granica, więc jeżeli jeszcze nie wiecie gdzie znajduje się wasza granica dziwności w książkach z gatunku young adult novel, to sięgnijcie po ostatni tom Darów Anioła, chociaż wydaje mi się że czwarty tom też wystawiał czytelnika na ogromną próbę wyobraźni.
Kontynuując moje małe narzekania, muszę napisać o tym, jak ogromny dar pisania irytujących postaci posiada autorka. Jest to o tyle dar niezwykły, że potrafi z całkiem przyjaznych dla czytelnika postaci, zrobić postaci z każdym tomem bardziej irytujące. Mogłabym w tym miejscu napisać kilka uszczypliwych uwag na temat głównych bohaterów i tego, jak się zmienili przez te sześć tomów, ale po co się denerwować. Najważniejsze jest to, że Magnus pozostał Magnusem i to mu się chwali. Boli mnie za to niezmiernie to, że Clare zrobiła z tej książki straszne romansidło. Chyba nie ma rozdziału, ba strony, na której bohaterowie nie rozmawialiby o miłości, nie walczyli za swojego ukochanego, nie poświęcali się dla niego, nie poprzysięgali zemsty za krzywdy uczynione ich drugiej połówce. Serio, jakby to ująć „miłość jest w powietrzu”. Co jest śmieszniejsze, to że chyba każdy z głównych bohaterów, jeżeli nie jest dzieckiem, to z kimś jest związany uczuciowo, chodzi mi oczywiście o miłość w sensie romantycznym. W tej powieści jest to swego rodzaju wyznacznik dobroci. Jesteś po jasnej stornie mocy – jesteś w związku, jesteś singlem – bankowo jesteś po ciemnej stronie mocy.
Tyle narzekań i na fabułę i na postaci z mojej strony, a we wstępie twierdziłam, że mi się to cudo świetnie czytało. Już wyjaśniam dlaczego. Otóż, moją ulubioną serią autorstwa pani Clare, są The Infernal Devices. Uwielbiam tę serię i darzę ją ogromnym sentymentem. Dlatego Miasto niebiańskiego ognia tak dobrze mi się czytało, bo na kartach tej książki pojawiają się postaci z The Infernal Devices, a do tego autorka serwuje jeszcze rozwiązanie pewnego wątku, który był w tamtej serii, jakby to ująć żeby nic nie zdradzić, trochę dziurawy. Nie wiem, czy to dobra motywacja do czytania Miasta niebiańskiego ognia, ale jak widać mi niezwykle pomogła. Do tego muszę się przyznać bez bicia, że bardzo lubię poczucie humoru jakim autorka obdarza swoich bohaterów. Dlatego jej książki czyta mi się zawsze bardzo lekko i przyjemnie. A jakby tego było mało, to świat Nocnych Łowców od momentu, kiedy kilka lat temu sięgnęłam po Miasto Kości, stał się jednym z moich ulubionych książkowych światów i ja po prostu lubię do niego wracać. Nie ważne czy poziom głupoty opisywanych wydarzeń sięga zenitu czy jeszcze nie.
Wierni fani książek Clare mogą spać spokojnie, bo w Mieście niebiańskiego ognia autorka wyraźnie napomknęła o czym będzie nowa seria ze świata Nocnych Łowców i kogo wybrała na swoich nowych bohaterów. Cóż, ja cieszę się, że autorka nie postanowiła kontynuować The Infernal Devices, bo jak widać na przykładzie Darów Anioła, czasami lepiej zakończoną serię zostawić tam, gdzie się ją skończyło i nie fundować czytelnikom kolejnych trzech tomów, które niestety nie dorównują poziomem pierwszym trzem. Pewnie po nową serię już nie sięgnę, wystarczy mi tyle przygód z twórczością Clare, ale zawsze będę wspominać te książki z ogromnym sentymentem.
Książka bierze udział w wyzwaniu: Opasłe tomiska
tytuł: Miasto niebiańskiego ognia
seria: Dary Anioła, tom VI
autor: Cassandra Clare
liczba stron: 702
wydawnictwo: Wydawnictwo MAG
Ja zaraz zabieram się za trzeci tom - Miasto szkła. Lubię tę serię. Dobrze się ją czyta, choć nie jest wybitna w swoim gatunku :) Poza tym mam słabość do literatury młodzieżowej ;) Ciekawi mnie, jak to się wszystko skończy, więc wzbraniam się jak mogę przed spoilerami :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest wybitna, ale to przyjemna seria, w której dużo się dzieje ;) Spoilery mogą strasznie popsuć radość z czytania, wiem coś o tym. Przez spoilery porzuciłam czytanie serii "Pieśń lodu i ognia", a w praktyce to przez znajomego który nie mógł się powstrzymać przed opowiedzeniem mi co się dzieje w kolejnych tomach...
UsuńZgadzam się z tym, że niektórzy autorzy powinni zostać bardziej ... oszczędni. Szkoda psuć dobre wrażenie...
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie to ujęłaś ;) "Bardziej oszczędni" idealnie pasuje w takich przypadkach.
Usuń