poniedziałek, 12 stycznia 2015

What Maisie Knew, czyli niezwykle poruszający film

Dziś blogosfera huczy od rozważań nad zwycięzcami tegorocznych Złotych Globów, a ja jak zwykle nie napiszę nic na temat nagrodzonych i pokonanych, bo na chwilę obecną ciężko jest mi napisać cokolwiek, gdyż widziałam niewiele nominowanych filmów i seriali. Może do Oscarów nadrobię zaległości (jeśli dystrybutorzy się zlitują). Moją jednak najbardziej przyjemną niespodzianką tegorocznych Globów jest nagroda dla Julianne Moore, za Still Alice, film który do tej pory nie doczekał się polskiej daty premiery, a chętnie zobaczyłabym go na dużym ekranie. Jako że uwielbiam Moore, a wczoraj udało mi się obejrzeć z nią film, który do tej pory nie daje mi spokoju, to dziś w ramach świętowania Złotego Globu Julianne Moore, będzie krótki wpis o filmie What Maisie Knew.

Film opowiada o losach Maisie, kilkuletniej mieszkanki Nowego Jorku, której rodzice są w trakcie rozwodu i toczą zaciętą walkę o prawa opieki nad córką. Na nieszczęście dziewczynki, jej rodzice mają mocne osobowości i zupełnie nie mogą się ze sobą porozumieć. Najgorsze jest jednak to, że w całej tej zawierusze i matka i ojciec zapominają o najważniejszym – szczęściu ich dziecka.

What Maisie Knew to jeden z tych filmów, który podczas seansu nie pozostawia widza obojętnym na losy głównej bohaterki, ale i po seansie nie pozwala zapomnieć o obejrzanej kilka czy nawet kilkanaście godzin wcześniej historii. Nie będę ukrywać, że film tylko potwierdził to, co już od dłuższego czasu myślałam. Mianowicie chodzi mi o to, że kiedy ogląda się tego typu filmy, albo słyszy o takich historiach od znajomych, to w człowieku rodzi się takie poczucie niesprawiedliwości. Bo ileż jest par, które nie mogą mieć dzieci i cierpią z tego powodu, a o ile więcej jest ludzi, którzy nie powinni mieć dzieci, bo na nie nie zasługują i zupełnie nie wiedzą na czym polega rodzicielstwo? A to boli jeszcze bardziej, kiedy słyszy się wypowiedzi w stylu „Homoseksualne pary absolutnie nie powinny wychowywać dzieci”. Ale skoro takie pary chcą obdarzyć dzieci miłością i wychować je w przyzwoitych warunkach, tam gdzie nie będą cierpiały ani przemocy fizycznej, ani psychicznej, pokażą im czym tak naprawdę jest rodzina, to dlaczego jest to takie złe? Chyba zbyt odeszłam od tematu, za co przepraszam, ale „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”.



What Maisie Knew w bardzo dosadny sposób pokazuje jak rodzice między sobą walczą o dziecko, a jednocześnie zupełnie nie przejmują się dziewczynką. Zapominają ją odbierać ze szkoły, kłócą się przy niej i wyzywają się nawzajem. Doprowadzają do tego, że w opiece nad Maisie wysługują się swoimi partnerami, przez co to właśnie oni stają się najlepszymi przyjaciółmi dziewczynki. To oni przejmują się losem kilkulatki, kiedy rodzice są zbyt zajęci kłótniami by przez chwilę skupić się nad tym, co dzieje się w danej chwili z ich córką. A to oznacza, że w praktyce zajmują się nią cały czas. Stąd według mnie tytuł idealnie podsumowuje film i pasuje do tego typu historii. Co w takiej sytuacji wie dziecko?



Jak widać film poruszył moją czułą strunę i niejednokrotnie sprawił, że do oczu napłynęły mi łzy. Pewnie produkcja ta nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia gdyby nie świetna młodziutka aktorka w roli Maisie. Onata Aprile jest tak naturalna i tak urocza, że byłam pod dużym wrażeniem jej talentu. Julianne Moore w roli matki i gwiazdy rocka, której sława powoli przemija wypada bardzo dobrze. Na pewno nie jest to jedna z bardziej wymagających ról Moore, ale aktorka wyciska z tej roli jak najwięcej się da. Na wyróżnienie zasługuje też Alexander Skarsgard w roli nowego męża matki Maisie. Lincoln w jego wykonaniu to bardzo sympatyczna postać, a do tego nie da się nie zauważyć, że Skarsgard musiał polubić Onatę Aprile, bo wszystkie ich sceny wypadają bardzo naturalnie i uroczo (zresztą, który przystojny mężczyzna bawiący się z małym dzieckiem nie wygląda uroczo?).

Bardzo polecam Wam What Maisie Knew, bo zawsze warto jest obejrzeć film, który potem zmusza do refleksji. Uprzedzam jednak, że podczas seansu mogą Wam się przydać chusteczki.


4 komentarze:

  1. Spoko, też się pewnie wzruszę :) Takie tematy zawsze mnie wkurwiają, chociaż z pewnością do idealnych rodziców nie należę :) A relacji ze Złotych Globów próżno i u mnie szukać. Za mało widziałem z nominowanych żeby śledzić relacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie jestem jedyna :) Ja co roku mam ambicje obejrzeć nominowane filmy przed rozdaniem nagród, ale nigdy mi się ta sztuka nie udaje (bo i czasu brak i dużo nominowanych filmów nie grają w kinach), a jakoś tak na podstawie czyichś opinii typować i oceniać nominowanych nie lubię ;)

      Usuń
  2. Chyba muszę najpierw przeczytać książkę. Henry James jest (a raczej był) świetnym obserwatorem rzeczywistości. Film też nadrobię, bo lubię historie, które wywołują emocje.

    Ja też z oglądaniem filmów nominowanych do Złotych Globów nigdy nie jestem na bieżąco :) Polska dystrybucja chyba jeszcze nigdy nie dała możliwości zobaczenia wszystkich nominowanych filmów przed wynikami. Poza tym jakoś nigdy specjalnie nie czułam potrzeby pisania o nagrodach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie czuję potrzeby pisania o nagrodach, ale odczuwam taką malutką potrzebę (a raczej chęć) obejrzenia nominowanych filmów przed wręczeniem nagród, a nie po ;) Ale w moim przypadku na pewno skończy się na tym, że kiedyś obejrzę te filmy, może zdążę przed końcem 2015 roku ;)

      Usuń