wtorek, 27 października 2015

Into the Woods, czyli czasami lepiej ugryźć się w język

Pozostając jeszcze na jeden wpis w bajkowych klimatach, chciałam dziś napisać o pewnym musicalu, który nareszcie udało mi się obejrzeć. Mowa oczywiście o Into the Woods, czyli tym musicalu, którego większość ludzi nie cierpi i na który internetowi recenzenci wylewali swego czasu wiadra pomyj. Dawno nie widziałam też aż tak dużego rozstrzału w wystawianych ocenach na imdb. Bo gdy z grubsza przejrzy się oceny, to film Roba Marshalla zbiera albo po jednej gwiazdce, albo dostaje 10 gwiazdek. Skąd taka różnica w zdaniach na temat Into the Woods? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, a raczej nie rozumiem tych ocen 1/10. Mam jednak pewne przypuszczenia, o których postaram się napisać dalej.

Into the Woods to filmowa adaptacja musicalu Stephena Sondheima, pod tym samym tytułem. Z grubsza film opowiada o postaciach z bajek, które w większości wszyscy dobrze znają i które w swoich historiach czegoś sobie zażyczyły. W musicalu ich życzenia oczywiście się spełniają, ale nie w taki sposób w jaki by tego owe postaci chciały. 


Na wstępie chciałam zaznaczyć, że nie znam oryginalnej wersji musicalu. Nie mam więc pojęcia jakie wątki zostały wycięte, by wyjściowy materiał wpasował się w ramy czasowe i powiedzmy normy ekranowe. Oglądając jednak film Marshalla, można odnieść wrażenie, że czegoś w tym filmie brakuje. Pierwsza część Into the Woods jest dość spójną opowieścią, którą przyjemnie się ogląda. Niestety w pewnym momencie ta złudna harmonia przedstawianych wydarzeń zaczyna się powoli sypać. Nie jest to jednak na tyle drażniące, by napisać że ten film jest beznadziejny, bo taki nie jest. Po prostu łatwo dostrzec, że twórcy źle podzielili czas i o ile czasu na wstęp było w punkt, tak czasu na domknięcie wątków już nie. Stąd pod koniec cała akcja się trochę nie klei i można odnieść wrażenie, że scenarzysta włączył tryb sportowy by jakoś w miarę zakończyć ten film. Cóż, wyszło jak wyszło. Można sobie trochę ponarzekać, że końcowe trzydzieści minut jest bardzo chaotyczne, ale żeby od razu skreślać film całkowicie, to chyba już zbędna przesada.



Mimo że Into the Woods jest filmem Disneya, jest on filmem, jak na tę wytwórnię, dość mrocznym. Zapewne jest to cechą oryginalnego musicalu i zapewne niektóre „bardziej mroczne” akcenty zostały stonowane. Wszak to film Disneya, o postaciach z bajek, które kochają wszystkie dzieci, a dopiero w drugiej kolejności jest to znany broadwayowski musical. Trochę mroczny, mocno tajemniczy klimat jednak pozostał. Dużą zasługą jest tu sceneria, w której rozgrywają się wydarzenia, czyli tytułowy las. Cały czas ma się wrażenie, że w świecie przedstawionym na ekranie ciągle panuje noc, a przecież bohaterowie snują się po lesie kilka dni. Zdjęcia są jednak utrzymane w ciemnych barwach, w których dominują zielenie i granaty, stąd widz ma problem z odróżnieniem kiedy dla bajkowych postaci nastał dzień, a kiedy noc. Jest to dość ciekawy zabieg, który sprawia, że widz może czuć się trochę zagubiony, tak jak i bohaterowie filmu.



Pod względem aktorskim i muzycznym film wypada według mnie świetnie. Może piosenki z musicalu nie są piosenkami, które szybko wpadają w ucho i których tekst jest łatwy do zapamiętania, ale melodie nuciłam jeszcze długo po seansie filmu. Co do samych wykonań utworów, to jestem pod wrażeniem umiejętności wokalnych Emily Blunt. Nie miałam pojęcia, że aktorka potrafi tak dobrze śpiewać. Oczywiście Anna Kendrick w swoich partiach również wypada świetnie, ale o tym że Kendrick ma kawał głosu, to już wiedziałam od dawna, to samo tyczy się Jamesa Cordena. Meryl Streep też wypada wokalnie nieźle, zresztą czego Streep nie dośpiewała, to dograła. Mimo, że dla mnie jej postać Czarownicy była bardzo przerysowana, to i tak nie można aktorce wiele zarzucić. Na wyróżnienie zasługuje jeszcze aktorka wcielająca się w postać Czerwonego Kapturka. Lilla Crawford pod względem wokalnym i aktorskim zdecydowanie podołała powierzonemu jej zadaniu. Jednak moim największym zaskoczeniem tego filmu jest Chris Pine, czyli książę od Kopciuszka. Scena, w której Pine śpiewa piosenkę „Agony” jest chyba moją ulubioną sceną z całego filmu.



Wydaje mi się, że jeżeli nie lubicie musicali, bądź też zaczynacie dopiero swoją przygodę z musicalem, to Into the Woods raczej nie będzie filmem, który może się Wam spodobać. Dlaczego? Cóż, odpowiadając na to pytanie ciężko jest nie uniknąć sarkazmu, za który przepraszam. Bo widzicie, w musicalach głównie chodzi o śpiewanie, o wyrażanie różnych emocji, myśli itd., które mogłyby być po prostu wypowiedziane, w formie piosenki. A to oznacza, że istnieją takie musicale gdzie ciężko jest szukać partii mówionych. Niektórym to bardzo w musicalach przeszkadza i niektórzy uwielbiają na to w musicalach narzekać. Jednego jednak nie rozumiem. Skoro ktoś nie lubi jak w filmie śpiewają, to po co taki ktoś bierze się za oglądanie tego typu filmów? By powiedzieć, że film jest beznadziejny, bo nic tam nie mówią, tylko ciągle śpiewają? No cóż, niespodzianka, to właśnie jest główną cechą musicali.

Tym dość czepliwym akcentem zakończę ten wpis. Mam nadzieję, że tą ostatnią uwagą nikogo nazbyt nie uraziłam. Jeżeli więc sami chcecie ocenić, czy Into the Woods jest tak okropnym filmem, że zasługuje na ocenę 1/10, to poświęćcie mu trochę swojego czasu i na własnej skórze przekonajcie się czy naprawdę film Marshalla jest aż tak tragiczny. Cóż, ja twierdzę że nie. Wręcz przeciwnie, uważam że to dobry film i dobry musical. A na zachętę zostawiam Was z tym: 



8 komentarzy:

  1. Oglądałam Into the Woods parę miesięcy temu. Średnio mi się spodobał. Przeniesienie musicalu na ekrany kina nie było łatwym zadaniem i nie wyszło to najlepiej. Historia życia: myślałam o zbliżającym się zakończeniu, a tu dopiero połowa filmu. Trzeba naprawdę lubić takie produkcje, by bez ciągłego zatrzymywania wytrzymać do końca. Ja byłam jednak tą osobą, która dawkowała sobie po parę minut, ponieważ nie potrafiłam obejrzeć wszystkiego na raz. Plusem tego filmu jest obsada: Emily Blunt, Anna Kendrick, Meryl Streep, Chris Pine, debiut Lilly Crawford oraz ich partie wokalne. Z czystym sercem dałam 6/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zakończeniem w połowie filmu, to faktycznie jest taki moment kiedy człowiek myśli "To już? Tak szybko?", a potem patrzy na pasek postępu i widzi, że to dopiero połowa ;) Obstawiam, że jest w tym momencie koniec aktu I (ale ręki nie dam uciąć ;) ) i w filmie raczej nie powinno być to przejście tak wyczuwalne.

      Usuń
  2. Ja uwielbiam musicale, a Into the Woods oczywiście mam w planach! Oprócz tego, że temat bajkowy, świetni aktorzy, Disney, Marshall to jeszcze piękne piosenki? Wydaje mi się, że musi mi się spodobać ;) Zaskoczyłaś mnie tym Pinem, bo na razie jakoś za aktorem nie przepadam, ale może się przekonam. No i zaciekawiłaś mnie głosem Blunt, ale poczekam ze słuchaniem do seansu, żeby się wtedy ekscytować ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym filmie Pine pokazał dość spory dystans do siebie i idealnie pasował do roli ;)

      Usuń
  3. "Into the woods" bardzo mi się podobało. Nie znam broadwayowskiej wersji, więc nie mam porównania, ale nie zraziło mnie to za bardzo :) Fakt, film się trochę dłuży, fakt jest kilka skrótów w fabule, ale to nie wpłynęło na całokształt mojej opinii. Nadrabia bardzo dobrą grą aktorską i klimatem. Wdziałam ten film w kinie, więc jeszcze bardziej zrobił na mnie wrażenie.

    Przeczytałam gdzieś, że wiele osób było zniesmaczonych tym, że Disney promuje taki mroczny film - oszukano widzów! Pewnie to wina złej promocji filmów, albo tego że wszyscy zza oceanem znają sztukę i mają porównanie :)

    Mam czasem wrażenie że niektórzy nie są w stanie przyswoić co jest główną cechą musicali. I nie tylko musicali. Są tacy, co się oburzają, że w filmie tanecznym jest dużo tańca - znam takich osoboście :) Jakby ciężko było pojąć, że w kino ma rożne gatunki filmowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dystrybutorzy potrafią wprowadzić ludzi mocno w błąd podczas promocji filmu. To tak jak w przypadku "Snow White and the Huntsman", gdzie ludzie zabierali dzieci do kina na film i wychodzili z niego oburzeni ;)

      Uwagi tego typu do filmów tanecznych na szczęście jeszcze nie słyszałam, ale faktycznie, kto by pomyślał że w filmie o tańcu będą tańczyć... Straszne! ;)

      Usuń
  4. Bardzo polecam tekst Zwierza Popkulturalnego na temat 'Into the woods'. Sama przeczytałam przed seansem i dzięki naświetleniu pewnych kontekstów m.in. nawiązań do epidemii AIDS, czerpałam dużo więcej satysfakcji z oglądania.

    Uważam, że to musical trudny i bardzo dla dorosłych, a wykorzystanie postaci z bajek służy nie uczynieniu go przystępnym dla dzieci, a pokazaniu, co może być ciągiem dalszym opowieści, które znamy i kończyły się na 'żyli długo i szczęśliwie'. Stąd jasny podział: pierwsza część bazująca na historiach, które wszyscy znamy, a druga (nie miałam wrażenia, że chaotyczna) z morałem, jak to w baśniach być powinno, czyli na spełnionych marzeniach życie się nie kończy - wcale nie muszą nas uszczęśliwić. Be careful what you wish for :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno przeczytam tekst Zwierza, pewnie dowiem się kilku ciekawych rzeczy :)
      Zgadzam się z tym co napisałaś, ale mi w drugiej części jednak brakowało kilku scen, stąd napisałam że było chaotycznie. Może uda mi się gdzieś znaleźć wersję sceniczną musicalu (kiedyś widziałam, że była na YT), wtedy będę mogła porównać sobie wersję oryginalną z Disneyowską i może inaczej podejdę do tej historii ;)

      Usuń