wtorek, 13 listopada 2012

“Let’s Kill Rory”, czyli luźne uwagi na temat Doctor Who s06 e08-e13


Tytuł postu to pierwsza luźna uwaga na temat podróży Jedenastego Doctora i jego towarzyszy. Czy tylko mi się wydaje, czy scenarzyści się uparli by w każdym odcinku Rory w ten lub inny sposób wyzionął na moment ducha, by znowu powrócić do świata żywych (albo odniósł poważne obrażenia czy to fizyczne czy psychiczne)? Koniec uwagi.

SPOJLERY WIELKOŚCI WSZECHŚWIATA!!!

“Let’s Kill Hitler” by Steven Moffat
Wiemy już kim jest River Song, wiemy również, że została zaprogramowana by zabić Doctora. Nie wiemy jednak dlaczego ona i dlaczego ma go zabić, gdyż ciągle nie znamy pytania, na które wszyscy boją się poznać odpowiedź.

River wraca do życia naszych bohaterów, ale nie jako osoba której moglibyśmy się spodziewać. Żeby było ciekawiej nie wygląda tak jak River, którą znamy i lubimy. Jako urocza psychopatka zmusza Doctora i Pondów by zabrali ją w przeszłość do czasów III Rzeszy, by zabić Hitlera. Widać, że wyobraźnia Moffata nie zna granic. Gdyby tego było mało nasi bohaterowie zamykają Hitlera w szafie, jako że nie jest on w tym momencie ich priorytetem, a zajmują się innym problemem. Otóż River po postrzale przyjęła nowe wcielenie i ukazała się oczom Pondów jako River, którą już parę razy widzieli (oczywiście Doctor od dłuższego czasu podejrzewał, że z przyjaciółką Pondów jest coś nie tak). Niestety skoro River została zaprogramowana, aby zabić Doctora to zrobi wszystko by dopiąć celu.

Odcinek ten cały czas trzyma w napięciu, aczkolwiek tytuł mnie osobiście powstrzymywał parę dni od włączenia odcinka. Alex Kingston jest niesamowita, jako River Song – psychopatka, jej interpretacja postaci to spacer po krawędzi, jednak nigdy nie przekracza ona granicy dobrego smaku. Dlatego postać River zyskuje na sympatii, a nie odrzuca od siebie widzów. Umierający Doctor, który szukał ratunku w Tardis rozmawiając z interfejsem głosowym, przybierającym formy osób mu bliskich, a które niestety kiedyś, w ten czy w inny sposób skrzywdził, było niezwykle smutne. Pomysł na Teselecte w miarę przypadł mi do gustu, aczkolwiek zadanie Teselecty było zgoła absurdalne i nie do końca jasne. Bo jeśli mieli oni eliminować ludzi/kosmitów którzy popełnili ogromne zbrodnie, to czy wtedy nie ingerują w przyszłość i czas ogólnie, jak również kto zajmuje miejsce ludzi, których zabiją… Taka krótka refleksja. To jak Doctor nie umarł i jak przyczyniła się do tego River i w rezultacie jak zmieniła ją ta sytuacja, było trochę naciągane, nawet jak na formułę serialu sci-fi. Ale ogólnie odcinek był ciekawym otwarciem drugiej połówki sezonu.    

A wszystko zaczęło się od kręgów w zbożu...

“Night Terrors” by Mark Gatiss
Odcinek ten nie przypadł mi do gustu. Nie podobał mi się pomysł i nie podobało mi się wykonanie. Ani sytuacja rodziców chłopca/kosmity mnie nie poruszyła, ani potwory, które niby straszyły owe dziecko/nie dziecko. Rozwiązanie problemu również było nijakie, dlatego nie będę się nad tym rozwodziła.  

Jakoś wszystko tu jest nijakie, oprócz Doctora oczywiście.

“The Girl Who Waited” by Tom MacRae
Jeden z lepszych odcinków w tym sezonie, o ile nie najlepszy jeżeli chodzi o postać Amelii Pond. Nasi bohaterowie chcieli podziwiać piękne widoki, a trafiają na planetę gdzie odbywa się kwarantanna. Przed nimi są drzwi i dwa guziki, Doctor i Rory wchodzą do jednego pokoju, a że Amy się ociągała, wcisnęła nie ten guzik co jej towarzysze, to weszła do innego pokoju. Dla niej było to tragiczne w skutkach, gdyż w pokoju, w którym się znalazła czas płynął inaczej, szybciej. Doctor stara się rozwiązać problem, ale niestety nie wychodzi mu to tak, jakby chciał, czyli Pondowie znów muszą ponieść jakieś konsekwencje.

Amy ufa Doctorowi i robi co ten jej polecił, czyli chowa się tam gdzie nie znajdą jej roboty, które chcą ją wyleczyć, czyli potraktować lekarstwem, które ją zabije. Szminką oznakowuje drzwi, by Doctor wiedział gdzie jej szukać. Niestety z powodu innego strumienia czasu (?), Rory i Doctor odczuwają upływający czas inaczej, a Amy inaczej. Gdy przybywają z ratunkiem, Amy go już od nich nie chce, bo spędziła w samotności ponad 20 lat w nadziei, że ją odnajdą. Podobał mi się pomysł, że szkłem/ lupą, która pozwalała Rory’iemu widzieć młodą Amy i która umożliwiła rozmowę obu Amy. Zresztą stara Amy, wojowniczka i wynalazca wzbudzała niekiedy więcej sympatii niż Amy, która podróżuje z Doctorem. Faworytem tego odcinka był robot, który Amy przeprogramowała by jej towarzyszył i którego nazwała Rory. W tym odcinku mamy wiele zwrotów akcji, cały czas przeżywamy dramat bohaterów, a raczej jednej bohaterki – starszej wersji Amy. Bo niestety paradoks paradoksem, ale nie można mieć wszystkiego czego się pragnie, a wybór jakiego muszą dokonać bohaterowie nie należy do najprostszych.       



“The God Complex” by Toby Whithouse
Również bardzo dobry odcinek. Nasi bohaterowie trafiają do hotelu, którego właścicielem jak się okazuje jest mityczny stwór, który karmi się wiarą zwabionych ludzi/kosmitów i zabija ich, najpierw pokazując im ich pokój. W pokoju mieści się to czego człowiek/kosmita najbardziej się obawia, czego najbardziej się boi. Oczywiście trochę czasu zajmie Doctorowi domyślenie się kto czyha na ich życie i co mu dostarcza mocy. Niestety gdy już się dowie, dla niektórych może być już za późno.

Odcinek ten jest dobry z dwóch powodów. Po pierwsze widzimy, czego najbardziej obawia się Amy. Gdy otwiera swój pokój, widzi siebie, małą Amelię czekającą na Doctora, który się nie zjawia. Spotkanie z Doctorem wywarło na rozwój Amy tak ogromny wpływ, że do tej pory, mimo że Doctor wrócił i że z nim podróżowała, to Amy dalej boi się że Doctor ją zostawi. Niestety otworzenie pokoju skutkowało tym, że stawało się kolejną ofiarą mitycznego stwora. Aby zapobiec śmierci Amy, Doctor musi załamać wiarę Amy w niego. Rozumiem, że Amy boi się że Doctor ją opuści, jednak uczucia jakim Amy darzy Doctora nie nazwałabym wiarą, szczególnie po tym co stało się w Demon Run i po tym jak Doctor, w praktyce zawiódł ją w historii pokazanej w poprzednim odcinku. Drugi powód, dlaczego ten odcinek jest dobry, to fakt, że Doctor zdaje sobie sprawę jak samolubny był chcąc mieć Amy przy sobie. Dostrzega, że dla niego najgorszą rzeczą, jaka może się przydarzyć, to stracenie Pondów na zawsze, to że mogliby zginąć przez niego byłoby dla niego nie do wytrzymania. Dlatego postanawia dać Pondom szansę na prowadzenie zwykłego, ludzkiego życia. Rozstanie Doctora z Pondami, a przede wszystkim z Amy, to jedna z najbardziej wzruszających scen w tym sezonie.

Jeden ze smutniejszych odcinków w sezonie.
      
“Closing Time” by Gareth Roberts
Odcinek można zaliczyć do udanych, jednak bez Pondów to już nie to samo. Doctor odwiedza swojego starego przyjaciela Craiga. Początkowo robi to w celu towarzyskim, niestety okazuje się, że w miasteczku, w którym mieszka Craig pojawili się Cybermani i Doctor czy chce/ czy bardzo nie chce (miał nie mieszać przyjaciół w kłopoty) postanawia rozprawić się z kosmitami.

W odcinku jest sporo udanych gagów, jednak po poprzednim odcinku ten można określić mianem przeciętny. Dlaczego? Bo akcja momentami się dłużyła, bo historia była taka sobie, a na dodatek nie przebolałam jeszcze opuszczenia przez Doctora Pondów.  

Dali Doctorowi plakietkę, żeby nie zapomniał jak się nazywa. Jakże miło z ich strony.

“The Wedding of River Song” by Steven Moffat
Doctor wie, że musi zginąć, ale nie wie dlaczego. Dlatego krąży po wszechświecie w poszukiwaniu odpowiedzi na ciągle frapujące go pytanie, „dlaczego on i dlaczego teraz?”. W czasie kiedy Doctor szuka odpowiedzi, River też nie próżnuje. Zmuszona przez Ciszę do zabicia Doctora i wsadzona w kombinezon kosmonauty z pierwszego odcinka tego sezonu, River nie daje za wygraną i doprowadza do tego, że Doctor nie ginie z jej rąk nad jeziorem w Utah. Niestety w ten sposób doprowadza do zatrzymania czasu, a dokładniej wszystko zaczyna się dziać jednocześnie. Dlatego Churchill odwiedza Kleopatrę, a w parku latają pterodaktyle (czy wspominałam już, że wyobraźnia Moffata nie zna granic?). Doctor trafia do więzienia, a River i Amy pracują nad tym by Doctor nie musiał zginąć, a Cisza żeby przestała istnieć.

Odcinek jest niezwykle ciekawy i pokręcony. Ogląda się go bardzo dobrze, a jedyną jego wadą jest to, że nie składa się z dwóch odcinków. Podobała mi się siedziba jaką obrała sobie River i Amy, trzeba przyznać, że z piramidą im do twarzy. Jak to zwykle przy wszelkich manipulacjach z czasem bywa, najbardziej oberwało się Rory’iemu, no bo komu jak nie jemu.  Ślub River i Doctora w tak dramatycznych okolicznościach był świetnie zagrany, a wykorzystanie Teselecty mistrzowskie. Niestety śmierć jest nieuchronna, a może jednak nie?   




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz