poniedziałek, 2 grudnia 2013

10 ulubionych scen filmowych w ramach świętowania 100 notki

Jak to mówią każda okazja jest dobra do świętowania. Nigdy nie pomyślałam, że ten blog przetrwa tak długo i doczeka się setnego wpisu. Niestety cierpię na przypadłość chronicznego słomianego zapału (szkoda, że na to nie ma lekarstwa) i czasami w ferworze innych zajęć, z założenia ważniejszych niż prowadzenie bloga (ach to studiowanie...) o blogowaniu jest łatwo zapomnieć, a raczej powoli się od niego odzwyczajać i co najgorsze oduczać. A jak wiadomo brak systematyczności równa się brakowi chęci do czegokolwiek kiedy na głowę spada wiele obowiązków. Ale dziś nie czas na narzekanie, a na świętowanie. Pomyślałam, że zwykła recenzja jako setny wpis byłaby nudna, dlatego postanowiłam przeszperać zakamarki pamięci i przypomnieć sobie moje ulubione sceny filmowe. Jak to zazwyczaj w takich rankingach bywa przy wyborze towarzyszyły mi pewne kryteria. Po pierwsze owe sceny pochodzą z filmów które bardzo lubię, co nie znaczy że są to arcydzieła światowej kinematografii, niektórzy mogli już zauważyć, że z moim gustem czasami bywa średnio. Po drugie są to takie sceny, które kiedy usłyszę tytuł filmu od razu przychodzą na myśl, a to oznacza, że zapewne musiały zrobić na mnie duże wrażenie. Może uderzyły w mój czuły punkt, poruszyły jakąś wrażliwą strunę, bądź też sprawiły, że kiedy jest mi smutno lubię je obejrzeć dla poprawy humoru. To nie są wszystkie moje ulubione sceny, ale musiałam się ograniczyć. Miłego czytania, a może przypominania. Chętnie poznam Wasze ulubione sceny filmowe.

Nawet Doctor się ucieszył i zatańczył z tej okazji ;)

Wpis dedykuję mojej kochanej rodzicielce, która zaszczepiła we mnie miłość do filmu i wspiera mnie nawet kiedy uprę się robić coś tak dziwnego jak np. prowadzenie bloga... Dziękuję Ci za to :)


Jak w każdym tego typu wpisie i w tym mogą pojawić się spojlery, niewielkie, do fabuły niżej wymienionych filmów.


Gladiator
Jest to jeden z tych filmów, które widziałam kilkanaście razy i ilekroć jest emitowany w telewizji nie mam serca zmienić kanału. Jest to również chyba jedyny taki film, do którego moje podejście do opowiadanej historii zmienia się z każdym seansem. Oglądając ten film po raz pierwszy widziałam jedynie tragedię Maximusa, za kolejnymi razami coraz bardziej współczułam owładniętemu szaleństwem Commodus'owi. Mogłabym wymienić wiele scen, które lubię w tym filmie i które nawet po tylu seansach budzą we mnie emocje, ale jest jedna, która zawsze doprowadza mnie do łez. Wiem, jestem strasznie sentymentalna ale nic na to nie poradzę. Dlatego scena „powrotu” Maximusa do rodziny to jedna z moich ulubionych scen. Dla mnie wszystko w tej scenie jest idealne – kadry, krajobrazy i przepiękna muzyka Hansa Zimmera i Lisy Gerrard, a na koniec Juba, który mówi, że się spotkają, ale jeszcze nie teraz. Na tym zakończę, bo chyba zaczyna mi się łza w oku kręcić.



Prestiż
Jeżeli ktoś by zapytał jaki jest mój ulubiony film, to po krótkim namyśle odpowiedziałabym, że Prestiż. Był to pierwszy film, który zrobił na mnie tak ogromne wrażenie i który mnie tak oszukał. Kiedy film się skończył, a ekran telewizora pokrył się czernią, ja dalej nie mogłam się poruszyć, dalej byłam pod wrażeniem historii i sposobu w jaki mi ją opowiedziano i pokazano. Za to uwielbiam Prestiż i mimo że znam już tajemnicę, to film mi się nie znudził. Może dlatego, że za każdym razem można próbować bawić się w detektywa i szukać potknięć w scenariuszu. Moją ulubioną sceną z tego filmu jest zaś, scena która pojawia się i na początku filmu jak i na jego końcu. (genialny Michael Caine) tłumaczy z jakich etapów składa się każda magiczna sztuczka.



Some like it hot
Włączając ten film nie spodziewałam się zupełnie niczego, szczególnie, że nie przepadam za Marilyn Monroe. Jednak Some like it hot okazało się genialną komedią, do której na pewno jeszcze nie raz powrócę. Jednak kiedy pomyślę o tym filmie, to od razu na myśl przychodzi mi scena, kiedy Jerry grany przez Jack'a Lemmon'a wyznaje swojemu adoratorowi prawdę, a ten odpowiada krótko „Nobody's perfect”. Od tej pory to krótkie stwierdzenie nabrało zupełnie nowego sensu.



The Perks of being a wallflower
Uwielbiam ten film, nie ważne czy niektórzy uważają go za zły czy nie. Dla mnie ma wartość można by rzec sentymentalną i ogromną emocjonalną i nie wstydzę się tego. W filmie jest wiele scen, które mogłabym przytoczyć, ale wybrałam tę jedną, w której główny bohater nareszcie czuje się akceptowany, rozumiany i kochany. Chodzi mi o scenę w tunelu kiedy Charlie wypowiada słowa „Right now we are alive and in this moment I swear we are infinite ”.



Merlin
Kojarzycie może serial bardzo luźno bazujący na legendach arturiańskich, w którym Merlina grał Sam Neill? Jeżeli nie to macie co nadrabiać, bo warto. Pamiętam, że swego czasu ten mini-serial był emitowany na Hallmarku i mogłam go oglądać w kółko. Szczerze mówiąc teraz już niewiele z niego pamiętam, ale utkwiła mi w pamięci jedna scena. Jest to scena kiedy Merlin, już jako bardzo stary mężczyzna, pozbawiony mocy, z pomocą przyjaciela nareszcie odnajduje drogę do miejsca w którym zła wiedźma Mab ukryła jego ukochaną. Merlin nareszcie może zaznać szczęścia w ramionach ukochanej, ale zostawił na koniec jedno, małe zaklęcie, które zwraca kochankom utracony czas. Sposób rzucania tego zaklęcia zawsze wydawał mi się niezwykle interesujący i pasujący do tej sceny.



Zapach kobiety
Cóż nie ma nic lepszego w pierwszym skojarzeniu dobrego filmu, z tym że poleciła Wam go droga Wam osoba, w moim przypadku jest to kochana rodzicielka. Ma ona słabość do romansów i niestety romansideł, ale to dzięki niej obejrzałam wiele bardzo dobrych filmów, za co jestem jej wdzięczna, mimo że często nasze opinie co do niektórych były skrajnie różne. Co do Zapachu kobiety mamy chyba jednak te same odczucia i zapewne wskazałybyśmy tę jedną scenę, czyli scenę tanga. W kinematografii można znaleźć wiele odtańczonych scen tanga, ale nie tak jak to (panie Pacino czapki z głów).



Dziennik Bridget Jones
Zrobiło się bardzo sentymentalnie, dlatego w takim rankingu nie powinno zabraknąć jakiejś śmiesznej sceny. Wiem, że niektórzy nie przepadają za filmową Bridget, ale ja uwielbiam ten film, bo za każdym razem potrafi mnie rozśmieszyć. Moją ulubioną sceną jest scena bójki między Markiem a Danielem. Jest coś tak cudownie absurdalnego i zarazem prawdziwego w tej scenie, że ciężko jest mi się nie śmiać, szczególnie wtedy kiedy panowie zdają sobie sprawę, że bliskie spotkanie pierwszego stopnia z szybą nie boli tylko w filmach (no nie we wszystkich filmach ;) ).



Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły
Jakie było moje zaskoczenie kiedy wypożyczony na chybił trafił film okazał się takim świetnym filmem. Od razu postanowiłam, że na kolejną część koniecznie muszę się wybrać do kina i oczywiście tak się stało. Nawet zaryzykuję stwierdzenie, że Skrzynka Umarlaka rozbawiła mnie bardziej niż Klątwa Czarnej Perły, ale to do pierwszej części przygód kapitana Jacka Sparrow'a mam większy sentyment. Ciężko jest wybrać ulubioną scenę z tak wielu ulubionych, ale tą która od razu przyszła mi na myśl, była scena cumowania przez Jack'a swojej łajby, a raczej jej pozostałości. Jest to tak świetna scena, która idealnie pokazuje jakim typem bohatera jest kapitan Sparrow, że nie można chyba nic do niej dodać i nic z niej ująć.



Love Actually
Nie mogło w takim rankingu zabraknąć mojej ulubionej sceny miłosnej. Jest to oczywiście scena kiedy Mark wyznaje Juliet miłość. Jak zapewne większość z Was wie, Juliet jest żoną najlepszego przyjaciela Marka. Stąd scena ta nabiera zupełnie innego wydźwięku biorąc jeszcze pod uwagę sposób w jaki mężczyzna wypowiada owe wyznanie.



The Fall
Film obejrzałam przedwczoraj a dziś umieszczam go w takim rankingu, co może świadczyć o jednym, a mianowicie tym, że zrobił na mnie duże wrażenie. Nie tylko warstwa wizualna jest w tym filmie niezwykła, ale również zachwyt wzbudza bardzo prosta historia opowiedziana w niezwykle ciekawy sposób. Moje przemyślenia co do filmu to jednak temat na kolejny wpis, a dziś tylko o jednej scenie, która co tu dużo mówić, doprowadziła mnie do łez. Jest to scena kiedy Roy zdaje sobie sprawę jakim egoistą był w swoim dążeniu do osiągnięcia celu, że nie zauważył że zdobył przyjaciółkę i bardzo ją skrzywdził, a mimo to ona nie ma mu tego za złe. W tej scenie można się też doszukać takiego małego przesłania, a mianowicie, że życie również może przybrać barwy tęczy a nie odcienie szarości, a to jakiego koloru ostatecznie będzie zależy wyłącznie od nas. Muszę dodać, że aktorzy spisali się w tej scenie na medal, zarówno Lee Pace jak i młodziutka Catinca Untaru.


A jakie są Wasze ulubione sceny filmowe?

2 komentarze:

  1. Twojej największej fance jak zwykle się podobało, ostatniego filmu nie widziałam, ale bardzo chętnie go obejrzę z tobą jak przyjedziesz na ferie.
    Miłośniczka romansideł i melodramatów żałuje że nie ma tu Wichrów Namiętności.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do świąt na pewno będę w posiadaniu DVD więc będziesz musiała ze mną obejrzeć :) A Wichrów Namiętności nie ma, bo nie pamiętałam z nich żadnej konkretnej sceny, oprócz tej dość smutnej, która jako pierwsza przychodzi mi na myśl...

      Usuń