wtorek, 19 sierpnia 2014

Boję się, ale się nie boję, czyli American Horror Story (sezon 1)

Chyba już parę razy pojawiło się na blogu stwierdzenie, że nie lubię się bać. Chociaż to nie byłoby problemem, gdyby nie moja niezwykle bujna wyobraźnia, która po obejrzeniu horrorów potrafi podsuwać mi niezmożone ilości różnych obrazów, bądź też odtwarzać te bardziej straszne sceny. Ogólnie efekt jest taki, że gdy idę spać, to mojej wyobraźni włącza się piąty bieg, a mi się wydaje że w moim pokoju odgrywają się wszystkie najstraszniejsze scenariusze. Jeżeli zaś w grę wchodzą jakieś egzorcyzmy lub w filmie występowały wątki diabła bądź duchów, szczególnie tych, o których krążą miejskie legendy, to o śnie mogę zapomnieć, bo przy każdym szeleście albo najcichszym dźwięku palpitacja serca murowana. Tak więc jeżeli jeszcze nigdy nie spotkaliście chojraka, to teraz macie okazję czytać jego radosną twórczość. Dlaczego więc obejrzałam pierwszy sezon American Horror Story? Otóż z ciekawości włączyłam pierwszy odcinek, a potem z ogromnej ciekawości obejrzałam resztę. Szczerze mówiąc dawno nie widziałam, aż tak dobrego serialu. Dlatego już po pierwszym odcinku doszłam do wniosku, że moje tchórzostwo nie przeszkodzi mi w obejrzeniu American Horror Story.




Pierwszy sezon opowiada historię pewnej rodziny, która wprowadza się do pięknego, starego domu w LA. Dom nawet nie wymaga zbyt wielu poprawek, a jego cena jest niezwykle kusząca. Rodzina Harmonów chce w nim zacząć nowe życie i zapomnieć o problemach, które mają nadzieję zostawić za sobą w Bostonie. Okazuje się jednak, że dom skrywa swoje tajemnice, które wiążą się z tym iż figuruje on na liście nawiedzonych domów, jako dom morderstw. Nikt jednak nie poinformował o tym Harmonów przed dokonaniem zakupu...

Wydaje się, że nie ma w tej historii nic oryginalnego i odkrywczego, wszak horrorów o nawiedzonych domach mamy na pęczki. Domy morderstw, nawiedzane przez złe duchy, dobre duchy, to wszystko już kiedyś gdzieś było. Przewagą jednak American Horror Story jest świetny scenariusz, który czerpiąc ze schematów garściami, potrafi z nich stworzyć historię niebanalną, która wciąga widza w sam środek akcji. Jeżeli myślicie, że po pierwszym odcinku wiecie już wszystko i scenarzyści niczym Was już nie zaskoczą, to grubo się mylicie. Serial wręcz obfituje w różnego rodzaju plot twisty i zmiany tempa, tak że momentami ciężko jest się połapać o co chodzi. Na szczęście twórcy nie pozwalają siedzieć skołowanemu widzowi przez długi czas, gdyż po paru minutach sprawią, że aż podskoczy na siedzeniu, albo będzie musiał się skupić by odzyskać kontrolę nad żuchwą. Niejednokrotnie siedziałam z szeroko otwartymi oczami (i buzią) i zastanawiałam się „Ale jak to?”. Szczerze mówiąc dawno się tak nie bawiłam domyślając się kto jest kim, jakie relacje łączą poszczególnych bohaterów i o co w tym wszystkim chodzi. Na niektóre pytania scenarzyści odpowiadają w trakcie trwania sezonu, na pozostałe odpowiedzi trzeba poczekać do dwóch końcowych odcinków. Tak czy inaczej warto czekać, bo finał jest dość zaskakujący.



Oczywiście sam scenariusz nie stworzy świetnego serialu. Potrzebna jest też dobra reżyseria, a taką może pochwalić się American Horror Story. Przez cały czas trwania sezonu twórcom udało się utrzymać nastrój tajemnicy i niepokoju. Znacie to uczucie kiedy wydaje Wam się, że zaraz zza rogu wybiegnie ktoś z pistoletem/siekierą/kijem baseballowym/łopatą i mocno przetrzepie skórę którejś z postaci, albo pozbawi ją życia? Takie uczucie towarzyszyło mi przez cały czas oglądania tego serialu. Po prostu żadna postać nie może czuć się bezpieczna. I chyba właśnie tym, a nie grozą wygrywa ten serial. Bo w praktyce scen do których przyzwyczaiły mnie horrory jest tam dość niewiele. Twórcy fundują widzom więcej scen, w których zmuszają ich do myślenia i dają pole do popisu ich wyobraźni. W moim przypadku taki „rodzaj horroru” jest dużo gorszy, wszak dysponuję dość nieprzewidywalną wyobraźnią, która lubi mi płatać figle. Bo czyż nie tego czego nie widzimy boimy się najbardziej?



Ciężko jest pisać o fabule, nie wchodząc w szczegóły i nie spojlerując połowy sezonu, dlatego postaram się tego nie robić. Zamiast tego napiszę kilka słów o aktorach, którzy świetnie grają i chyba świetnie się bawią wyprowadzając widza w pole. Zacznę od aktorów wcielających się w członków rodziny Harmonów, nowych właścicieli nawiedzonego domu. Dylan McDermott gra Bena, głowę rodziny, psychiatrę, przez którego życiowe błędy Harmonowie przeprowadzają się do LA. W postać jego żony wciela się Connie Britton, za którą szczerze mówiąc nie przepadam. Aktorka ma jakąś dziwną manierę, która sprawia że ilekroć ją widzę, to mam ochotę ją zdzielić w głowę patelnią, by włożyła w swoją grę trochę życia. Wszystkie jej postaci to niby kobiety silne, mające swoje zdanie, ale z drugiej strony to kobiety niezwykle wrażliwe, które łatwo się załamują i czekają na rycerza na białym koniu. Vivien Harmon niezbyt ucieka od tego schematu. Do głównej rodziny należy jeszcze nastoletnia córka Violet, która przechodzi właśnie okres buntu, ale mimo to jest dziewczyną twardo stąpającą po ziemi. W postać Violet wciela się Taissa Farmiga i to ona jest najciekawszą postacią spośród rodziny Harmonów.



Jednak wyżej wspomnieni aktorzy nie kradną show, bo z mocnym przytupem robi to dwójka innych aktorów, a mianowicie Jessica Lange i Evan Peters. Lange wciela się w postać Constance, która jest sąsiadką Harmonów i dawną właścicielką nawiedzonego domu. Constance skrywa niejedną tajemnicę i ma na sumieniu niejeden zły uczynek. Lange gra tę postać wręcz koncertowo. Na jej twarzy widać każdą, nawet najmniejszą emocję, a kiedy Constance pojawia się na ekranie widz nie może być pewny jej zamiarów i tego co się zaraz wydarzy. Evan Peters gra zaś postać Tate'a, nastolatka z problemami, który rozpoczyna leczenie u Bena Harmona. Dla mnie Tate to zdecydowanie najciekawsza postać pierwszego sezonu, a Peters daje popis swoich umiejętności aktorskich. Dawno nie widziałam w serialu postaci, której pojawienia się na ekranie bym wręcz wyczekiwała. Jest to też ten typ postaci, o której od początku wiemy że jest zła, ale nie wiemy jednak dlaczego. Co gorsze jesteśmy pewni, że nie powinniśmy jej lubić, ale nie mamy innego wyboru i po prostu darzymy ją ogromną sympatią.



W serialu dość spore role grają też Kate Mara, Zachary Quinto, Denis O'Hare i Frances Conroy. Każda z tych postaci również skrywa jakąś tajemnicę, albo smutną historię, jednak na wyróżnienie najbardziej zasługuje postać Moiry, w którą wciela się Conroy i Alexandra Breckenridge. Dlaczego dwie aktorki grają jedną postać? Otóż Moirę inaczej widzą kobiety, a inaczej postrzegają ją mężczyźni. Więcej nie napiszę, żeby nie spojlerować, ale ta postać lubi czasem namieszać.

Kończąc muszę wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach. Skomponowana przez Jamesa S. Levine muzyka idealnie pomaga w budowaniu napięcia i przyprawia o ciarki. Czasami też pozostawia widza w stanie konsternacji, gdyż często do dość makabrycznej albo po prostu strasznej sceny dobrany jest radosny motyw muzyczny. Co by jednak o niej nie napisać, to jest to muzyka tworząca niezapomniany klimat. Drugą zaś rzeczą, po trosze związaną z muzyką jest czołówka serialu. Zazwyczaj oglądam czołówki seriali, jednak w tym przypadku jednokrotne jej obejrzenie w zupełności mi wystarczyło i oglądając kolejne odcinki przewijałam ją. Do tej pory muzyka z tej czołówki wywołuje u mnie ciarki.


American Horror Story to bardzo dobry serial, przynajmniej pierwszy sezon i chyba nie muszę go nikomu polecać. Jeżeli jednak tak jak ja nie lubicie horrorów i baliście się oglądać ten serial, to może czas się odważyć i dać mu szansę. Z drugiej strony ja teraz oglądam sezon drugi i szczerze mówiąc tego sezonu trochę bardziej się boję, ba niektóre sceny przewijam, bo boję się że je zapamiętam i będą mi się śniły w nocy. Mimo to nadal uważam, że warto się skusić i obejrzeć American Horror Story.

10 komentarzy:

  1. AHS nie wzbudził we mnie przerażenia - bardziej odrzucała mnie spora ilość scen erotycznych, jednak scenariusz i aktorstwo godnie je zrekompensował. Evan Peters jest genialny w roli Tate'a, Jessica Lange zaś bardziej popisuje się aktorstwem w kolejnych seriach. Osobiście bardzo nie znosiłam postaci Vivien, która po prostu psuła mi cały sezon. Świetnym pomysłem twórców było pozostawienie ważniejszych nazwisk z obsady do przyszłych serii, dzięki czemu aktorzy naprawdę mogą pokazać na co ich stać, odgrywając całkowicie inne postaci.
    Polecam drugi sezon, który rzeczywiście sprawił, że nieraz bałam się zasnąć w nocy. Genialne postaci, świetna gra aktorska i fabuła o niebo lepsza, niż w pierwszym sezonie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie obejrzałam cztery odcinki drugiego sezonu. Byłam zaskoczona, że drugi sezon jest zupełnie o czym innym i nie są kontynuowane jakieś wątki z pierwszego sezonu. Fakt "Asylum" ma dużo więcej z horroru niż pierwszy sezon, dlatego oglądam go tylko w dzień ;)

      Usuń
  2. " Tak więc jeżeli jeszcze nigdy nie spotkaliście chojraka, to teraz macie okazję czytać jego radosną twórczość."
    Hmm, mam wrażenie, że użyłaś tu złego słowa. "Chojrak" to ktoś bardzo zuchwały, przechwalający się swoją odwagą, przeciwieństwo cykora. Podejrzewam, że to nieuświadomiony błąd, zrodzony prawdopodobnie z oglądania kreskówki "Chojrak, tchórzliwy pies". Ja miałam to szczęście, że raz obejrzałam z mamą i mnie uświadomiła, że imie bohatera jest ironicznym przeciwieństwem jego charakteru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi o osobę tchórzliwą i byłam święcie przekonana, że chojrak oznacza właśnie taką osobę ;) A słowo oczywiście przylgnęło do mnie po obejrzeniu wspomnianej przez Ciebie kreskówki i nawet nie pomyślałam, że jej tytuł jest ironiczny. Dzięki za uświadomienie, teraz już do końca życia zapamiętam co oznacza słowo chojrak ;)

      Usuń
  3. To jest dziwny serial. ;) Widziałam pierwszy sezon, drugi porzuciłam po kilku odcinkach, nie moje klimaty, a potem obejrzałam trzeci. Trafiają się sceny/bohaterki/wątki, które mi się naprawdę podobają, i trafiają się takie, które mnie po prostu odrzucają. Lange nieustannie wzbudza zachwyt (co za kobieta! co za aktorka!). Wspomniany Evan Peters natomiast w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia, wydaje mi się jakiś nijaki (może to ta uroda). Piszesz, że Tate cię zaciekawił. Widzę, że mamy zupełnie inny gust - tego rodzaju antagoniści jakoś mnie nie interesują. ;) Żeby zakończyć pozytywnym akcentem, dodam, że podobał mi się wątek Moiry (i ogólnie sam pomysł na tę postać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że serial jest dziwny zgadzam się w stu procentach. Fakt niektóre wątki są mało ciekawe, albo wręcz odrzucają, szczególnie te w drugim sezonie jakoś mi nie przypadają na razie do gustu, ale skoro już zaczęłam oglądać to obejrzę ten sezon do końca. Mimo wszystko na razie ciekawość tego co będzie dalej wygrywa ;)

      Usuń
    2. Skoro drugi sezon na razie cię nie zachwyca, może mamy jednak odrobinę podobny gust. ;) Niby miejsce akcji interesujące, ale dużo scen mnie śmieszy (i to jest taki śmiech z zażenowaniem) albo właśnie odrzuca.

      Usuń
    3. Zapewne tak ;) Mnie zastanawia kto wpada na te dziwne pomysły, bo przy oglądaniu niektórych scen zupełnie nie wiem co scenarzysta miał na myśli, więc pozostaje mi jedynie patrzenie z niedowierzaniem na to co fundują widzom twórcy. Ale mimo wszystko jestem ciekawa jak zakończy się ta historia jakkolwiek dziwna i żenująca by nie była ;) Mam nadzieję, że trzeci sezon będzie bardziej w moim guście ;)

      Usuń
    4. Och, sezon trzeci jest moim zdaniem gorszy od poprzednich - budzi mniej grozy, a dreszczyk emocji podczas oglądania wynika raczej ze śledzenia intryg, od których aż gęsto, niż ze strachu. Bardziej przypomina sezon pierwszy niż drugi, głównie z powodu zatartej granicy między życiem a śmiercią (choć w inny sposób niż to było w nawiedzonym domu) oraz prześladujących bohaterów konsekwencji grzechów z przeszłości (zła, które niekoniecznie było czynione przez nich). Scenariusz pod koniec sezonu jest tak pokręcony, że zdziwiłam się, jak łatwo z tego wybrnęli.
      Mam nadzieję, że nie popełniłam żadnych spoilerów i mimo wszystko polecam obejrzeć trzeci sezon AHH chociażby dla Jessiki Lange, Taissy Farmigi i pozostałych młodych aktorek, które zagrały całkiem dobrze i wywiązały się z zadania znakomicie, biorąc pod uwagę, że stanowiły połowę głównej obsady.

      Usuń
    5. Nie zaspoilerowałaś a raczej zachęciłaś mnie do obejrzenia trzeciego sezonu ;) Ostatnio nie miałam czasu na oglądanie, ale mam nadzieję że szybko uda mi się przebrnąć przez drugi sezon i zabrać się za trzeci.

      Usuń