sobota, 9 sierpnia 2014

The Godfather, czyli nadrabiam klasyki #3

Wiem, że większość z Was zapyta teraz ze zdziwieniem „Gdzieś ty się dziewczyno chowała, że nie widziałaś TEGO filmu?”. Otóż nigdzie się nie chowałam, po prostu nigdy nie miałam jakoś okazji obejrzeć tego filmu. Wiem, wstyd i hańba, ale cóż począć. Nadszedł jednak ten czas w moim życiu, w którym uznałam, że w końcu należy załatać tę lukę w moim filmowym życiorysie i obejrzeć dzieło Francisa Forda Coppoli. Słowo dzieło chyba ani razu nie pojawiło się na moim blogu, teraz jednak uważam, że wobec tego filmu nareszcie mogę je użyć, bo Ojciec Chrzestny to film który zasługuje na największe laury. Nawet po ponad 40 latach od swojej premiery nadal zachwyca, niesamowicie wciąga i nie pozostawia widzowi wyboru, jak tylko kibicować bohaterom, którzy jakby to ująć, aniołkami niestety nie są.

Fabuła filmu oparta jest na książce Mario Puzo pod tym samym tytułem. Akcja rozpoczyna się od wesela córki Don Vita Corleone, gdzie zjeżdżają wszyscy „przyjaciele” Ojca Chrzestnego, a także jego ukochany syn Michael, który wraca z wojny. Podstarzały szef mafii chce przekazać rządy swemu synowi, ten jest jednak przeciwny działalności ojca i chce trzymać się z daleka od mafijnych interesów.


Ciężko jest pisać o filmach prawie perfekcyjnych, dużo łatwiej przychodzi narzekanie niż wychwalanie. Mimo to spróbuję wyrazić kilka sensownych zachwytów nad filmem Coppoli. Po pierwsze uważam, że scenarzyści spisali się na medal. Coppola wraz z Puzo napisali naprawdę świetny scenariusz. Bardzo dobrze rozłożyli w nim akcenty na przedstawienie funkcjonowania mafii, na pokazanie Don Vita oraz jego rodziny, także na rozterki Michaela i porachunki mafijne. Wszystko jest dobrze przemyślane i tworzy spójną całość. Scenariusz to podstawa, zaś resztę tworzy reżyser. Coppola idealnie stopniuje napięcie. W pewnych momentach zwalnia i pozwala delektować się ciekawymi i pełnymi emocji dialogami, by zaraz potem wprawić widza w osłupienie. Sprawia również, że widz się nie nudzi. Bo powiedzmy sobie szczerze 175 minut filmu to naprawdę dużo. Oglądając jednak film Coppoli ma się wrażenie, że czas płynie trochę inaczej.



Ojciec Chrzestny może się tez pochwalić gwiazdorską obsadą. Marlon Brando jest po prostu niesamowity jako Vito Corleone. Byłam pod ogromnym wrażeniem jego metamorfozy, tego dziwnego sposobu mówienia, a raczej czegoś na pograniczu mówienia, chrypienia i pomrukiwania. Do tego ten ogromny spokój bijący od niego w połączeniu z określonym sposobem poruszania się i gestykulacji, tworzą niezapomnianą kreację aktorską Brando. Mnie szczególnie urzekł, a może i nawet fascynował ten spokój i cierpliwość Don Vita, który kontrastował z tym, jakim okrutnym był człowiekiem. Momentami dreszcze biegnące po plecach i gęsia skórka są murowane. Drugie skrzypce w Ojcu Chrzestnym gra Al Pacino w roli Michaela. Od Pacino nie bije aż taka charyzma jak od Brando, ale młody Pacino stara się dotrzymywać kroku starszemu i bardziej doświadczonemu koledze z planu. Przede wszystkim aktor bardzo dobrze zagrał przemianę swojego bohatera. W każdej scenie widać co gryzie Michaela, jakie emocje nim targają i jak powoli rozważa wszystkie za i przeciw postawienia swojej rodziny na pierwszym miejscu w swoim życiu. Reszta obsady też gra bardzo dobrze. Najbardziej w pamięci zapadli mi Robert Duvall jako Tom Hagen (jestem niezwykle ciekawa historii tej postaci, tego jak się znalazła w rodzinie Corleone, a że kochana rodzicielka milczy jak grób, to nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po książkę), James Caan jako Sonny Corleone oraz Diane Keaton jako Kay Adams.




Chyba zachęcanie kogoś do obejrzenia tego filmu nie ma sensu. Tak to już jest z klasykami. Musi przyjść jakaś odpowiednia chwila, jakiś impuls, by w końcu samemu postanowić, że chce się zobaczyć to dzieło kinematografii. Od siebie mogę tylko napisać, że warto, bo zawsze jest warto obejrzeć bardzo dobry film.

7 komentarzy:

  1. Ach, kocham. <3 Nie wiem co lepsze, film czy książka. Koniecznie musisz obejrzeć drugą część, gdzie poruszony jest wątek młodości Vita Corlenone, Robert de Niro zagrał go brawurowo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po obejrzeniu "Ojca Chrzestnego" na drugi dzień obejrzałam część drugą :) Faktycznie Robert De Niro świetnie zagrał i jestem pod wrażeniem tego w jakim stopniu opanował ten dziwny sposób mówienia Brando i jego gestykulacje. Teraz już tylko przede mną trzecia część. Jestem ciekawa jak w ten klimat wpasował się Andy Garcia, no i co się dalej stało z Michaelem :)

      Usuń
  2. film widziałam, teraz tylko pozostaje nadrobić książkowe braki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie czytałam książki, ale mam zamiar ją nadrobić jeszcze w te wakacje :)

      Usuń
  3. Uważam, że w "nadrabianiu" klasyków nie ma nic złego, jeżeli wcześniej takiego filmu się nie widziało. Wręcz przeciwnie - człowiek dowodzi o swojej "wartości" (bardziej o swoim guście i o to mi chodzi), jeżeli ma do wyboru: klasyk, bądź film kategorii "Szybcy i Wściekli" i wybiera klasyk :) Uważam, że 'Godfather' to taka perełka, którą każdy powinien obejrzeć i na szczęście wiele osób to czyni. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio oglądam coraz więcej klasyków, więc chyba mój gust się poprawia ;) Chociaż dla mnie oglądanie klasyków kina to takie nadrabianie braków w "filmowej edukacji" (jakkolwiek to brzmi) i powiązanie tytułów z danym nazwiskiem (często słyszy się, że ten był świetnym aktorem albo ta była niesamowitą aktorką, zazwyczaj zna się nazwiska i tytuły, ale opiera się tylko na opinii innych, bo samemu się danego filmu nie widziało, a ja jestem po prostu ciekawa dlaczego dany aktor, aktorka czy film mają taką a nie inną opinię stąd ostatnio nadrabiam filmowe braki, a blog mnie do tego motywuje) ;)
      A tak z innej beczki to "Szybkich i Wściekłych" nie widziałam, ale nie wiem czy to dobrze czy źle... ;)

      Usuń
    2. "Szybcy i wściekli" to nie jest dobry film ale ja uważam, że każdy film (nawet ten zły) warto obejrzeć chociażby dla różnorodności i porównania jakości :D Blog to takie wspaniałe narzędzie motywujące, nieprawdaż? ;) ja stworzyłam pierwszy raz na poważnie z twardym postanowieniem i nagle mam chęć do podzielenia się opinią, bądź po prostu ćwiczenia pisania dla samej siebie. Również dobry sposób na poznawanie nowych ludzi ;)

      Usuń