(źródło) |
Do powszechnie chwalonych książek podchodzę ostatnio z ogromnym dystansem. Zimowa opowieść Helprina nauczyła mnie, że nie zawsze warto ślepo ufać internetowym recenzjom. Dlatego do lektury Marsjanina zasiadłam z otwartym umysłem, ale bez większych oczekiwań. I chyba takie nastawienie wyszło mi na dobre, bo powieścią Weira jestem po prostu zachwycona. Dawno nie bawiłam się tak dobrze czytając książkę, w której nagromadzenie terminów naukowych byłoby tak duże (może dlatego, że do tej pory takie nagromadzenie trudnych pojęć spotykałam w artykułach naukowych, które do zabawnych nie należą...).
Na starcie, o fabule książki należy wiedzieć tylko tyle, że głównym bohaterem jest Mark Watney, astronauta, biolog i inżynier. A także to, że Mark miał pecha i niestety załoga misji, z którą wyruszył badać czerwoną planetę, zostawiła go, bo myśleli że ich kolega umarł podczas burzy pisakowej, a z kolei ta, nie pozwalała im zostać dłużej na Marsie, by go odnaleźć. Watney miał jednak przysłowiowe szczęście w nieszczęściu, bo przeżył, z czym niestety wiązało się sporo komplikacji...
Przede wszystkim książka ta nie miałaby prawa bytu, gdyby nie świetnie napisany główny bohater. Watney jest postacią zabawną, która potrafi śmiać się sama z siebie i dostrzegać ironię w sytuacji, w której się znalazła. Jest także bohaterem, który się nie poddaje i nawet w najgorszych chwilach stara się dostrzec pozytywy i jakoś rozwiązać kolejny problem. A problemów Mark ma co niemiara. Ogólnie Watneya nie da się nie darzyć sympatią już od pierwszych stron powieści. W jego przypadku narracja pierwszoosobowa zupełnie nie przeszkadza i nic nie ujmuje książce. Szczerze mówiąc wpisy Watneya do dziennika pokładowego były najlepszymi fragmentami Marsjanina.
We wstępie tego wpisu wspominałam, że w książce jest dość spore nagromadzenie terminów naukowych, a co za tym idzie, jest też duża liczba krótkich opisów różnych zjawisk fizycznych i chemicznych. Jeżeli tylko to powstrzymuje Was przed sięgnięciem po powieść Weira, to możecie przestać się obawiać i zacząć czytać. Wszystko jest w miarę sprawnie i prosto wytłumaczone, a do tego, tak naprawdę nie trzeba wszystkiego zrozumieć, żeby cieszyć się rozwojem akcji. A muszę przyznać, że akcja dość szybko postępuje do przodu i zakładam, że większość czytelników raczej nie ma ochoty próbować zagłębiać się w zagadnienia z chemii czy fizyki. Chociaż ja przyznaję się bez bicia, że czasami przerywałam czytanie by zastanowić się czy to naprawdę by się tak zachowało, albo czy taki proces przebiegałby tak a nie inaczej. Ale to jestem ja, moje wykształcenie związane po trochu z fizyką, nie pozwoliłoby mi przejść obok takich zagadnień obojętnie. Na ogromny plus zaliczyłabym także to, ile informacji na temat Marsa, a także wypraw kosmicznych można przyswoić czytając powieść Weira.
Marsjanin to jedna z lepszych powieści jakie udało mi się przeczytać w minionym 2015 roku. Mam nadzieję, że w tym roku trafię na równie dobrze napisane, ciekawe i zabawne książki, jak ta pióra Andy'iegoWeira. Tego życzę sobie i oczywiście Wam w tym nowym roku - 2016.
Wciąż nie przeczytałam, ale się poskarżę, że od czerwca WCIĄŻ czytam Żołnierza Wielkiej Wojny Helprina. Książkę już zdążyłam znienawidzić, ale się uparłam ;P
OdpowiedzUsuńA Marsjanina chwalił również George RR Martin, więc wskoczyła wysoko na listę do :)
"Żołnierza wielkiej wojny" Helprina nie czytałam, ale u mnie na półce leży jego "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety" i po doświadczeniach z "Zimową opowieścią" pewnie jeszcze przez dłuższy czas pozostanie nietknięty :P
UsuńKurcze, wciąż słyszę pochwały na temat tej książki, ale jakoś nie mogę znaleźć czasu. Zresztą egzemplarza też nie posiadam, a podejrzewam, że w bibliotece musiałabym czekać z pół roku :P Jednak obiecuję sobie, że przeczytam ją w 2016! ;)
OdpowiedzUsuńJa bym pewnie też jeszcze przez dłuższy czas nie przeczytała "Marsjanina" gdyby moja mama nie kupiła sobie tej książki na promocji w biedronce ;) A tak święta w domu i "Marsjanin" do czytania :)
UsuńZgadzam się - fantastyczna książka :) Ja z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko zostaje obejrzeć film - dla Matta Damona warto :)
I oczywiście życzę Ci samych ciekawych książkowych wyborów w tym roku :)
Dziękuję ;)
UsuńWiem, że muszę teraz obejrzeć "Marsjanina" :) Żałuję tylko, że nie udało mi się go obejrzeć na dużym ekranie.