niedziela, 24 stycznia 2016

Me and Earl and the Dying Girl, czyli o wartości przyjaźni

Wydaje mi się, że już od dobrych kilku lat zapanowała moda na kręcenie filmów młodzieżowych, w których jednym z głównych wątków, a nawet tematem przewodnim jest nieuleczalna choroba jednego z głównych bohaterów. Tematyka oczywiście nie jest prosta, bo nigdy nie jest prosto mówić o ciężkiej chorobie, szczególnie kiedy walczy z nią osoba młoda. Mimo to filmowcy chętnie sięgają po tego typu smutne historie i za każdym razem starają się wnieść coś nowego do tematu. Jak można się domyśleć, raz wychodzi im to lepiej, a raz niestety gorzej. Po zobaczeniu zapowiedzi Me and Earl and the Dying Girl miałam wielkie oczekiwania pod adresem tego filmu. Spodziewałam się mądrej, podnoszącej na duchu historii, gdzie tak naprawdę choroba i związane z nią przykre konsekwencje nie zdominują filmu czyniąc z niego kolejny wyciskacz łez. I wiecie co? Dostałam właśnie taki świetnie wyważony film, do którego zapewne jeszcze niejednokrotnie wrócę, ale o tym po kolei.

Głównym bohaterem Me and Earl and the Dying Girl jest Greg, uczeń ostatniej klasy liceum. Greg to dość nieśmiały chłopak, który postanowił nie należeć do żadnej z licealnych grup-społeczności, znał za to wszystkie te grupy i ich członków, ale w rezultacie, tak naprawdę nie znał nikogo oprócz Earla. To właśnie z Earlem Greg rozwijał swoje hobby, polegające na kręceniu parodii znanych klasyków kina. Pewnego dnia spokojne i bezpieczne życie Grega ulega zachwianiu, bo oto dowiaduje się, że jego koleżanka z dzieciństwa, Rachel, jest chora na białaczkę. Jednak to nie choroba dawnej koleżanki była dla Grega taką małą katastrofą, która zburzyła fundamenty jego bezpiecznego świata, a rozkaz jego matki, który mówił o tym, że chłopak ma się zaprzyjaźnić z Rachel.



Film jest adaptacją powieści Jesse'go Andrews'a, której niestety przed seansem nie udało mi się przeczytać, ale książka nadal figuruje na mojej liście do przeczytania i mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się nadrobić tę zaległość. Me and Earl and the Dying Girl to przede wszystkim film o młodych ludziach, którzy stawiając czoła życiu codziennemu starają się odnaleźć siebie i swoje miejsce wśród otaczających ich ludzi. Główny bohater stara się przejść przez swoje życie bez większego angażowania się w cokolwiek, nawet swojego przyjaciela boi się nazwać przyjacielem, tylko używa wobec niego określenia współpracownik. Dopiero kiedy na nowo poznaje Rachel dostrzega, że jego dotychczasowa postawa chyba nie była najlepszym wyborem. Z kolei Rachel, co jest dość miłym zaskoczeniem, nie traktuje Grega jak materiału na chłopaka, a jak przyjaciela, który potrzebuje pomocy tak jak ona.



Bardzo rzadko piszę o stronie technicznej filmów, bo po prostu się na tym nie znam, ale mimo mojego stanowiska laika chciałam tym razem napisać kilka słów o reżyserii. Alfonso Gomez-Rejon w swoim debiucie reżyserskim postanowił poeksperymentować z kadrowaniem i ciekawymi ujęciami co mocno rzuca się w oczy, a co ważniejsze potrafi to wychwycić nawet taki laik jak ja. Co ciekawe, wydawało mi się, że wraz z rozwojem bohaterów te zmiany w sposobie ukazania historii stawały się coraz rzadsze. Me and Earl and the Dying Girl ma także wiele elementów charakterystycznych dla kina indie. Mamy nagromadzenie długich ujęć, wiele scen bez dialogów czy też dość sporo przeciągłych zbliżeń na twarze bohaterów. Te wszystkie zabiegi nadają tej historii niepowtarzalnego klimatu, który jest idealnym dopełnieniem wyjściowego materiału spisanego na papierze. Ogromnym plusem tego filmu, o czym nie mogę nie wspomnieć, jest także humor, który sprawia, że Me and Earl and the Dying Girl ogląda się z uśmiechem na twarzy. 



Aktorsko film wypada bardzo dobrze. Thomas Mann do roli Grega był idealnym wyborem castingowym. Aktor świetnie gra twarzą, przez co wystarczy tylko na niego spojrzeć by wiedzieć, co w danym momencie odczuwał jego bohater. Olivia Cooke wcielająca się w postać Rachel prezentowała się na ekranie równie dobrze, jak wyżej wspomniany kolega z planu. Rachel w wykonaniu Cooke to nie umierająca dziewczyna, a paradoksalnie dziewczyna pełna życia, którą nie trudno było obdarzyć sympatią. Pozytywne emocje wzbudził też występ RJ Cylera w roli Earla, który w świetnym stylu uniknął zrobienia ze swojej postaci kolejnego stereotypowego kolegi głównego bohatera.

Me and Earl and the Dying Girl to dość świeże spojrzenie na kino młodzieżowe z ciężką chorobą jednego z bohaterów na pierwszym planie. To film, który bardzo przyjemnie się ogląda, który momentami zmusza do refleksji, czasami wyciśnie kilka łez, ale częściej wywoła na twarzy oglądającego uśmiech. Jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do tego filmu.


8 komentarzy:

  1. Zgadzam się w stu procentach! Świetny film, niby temat bardzo smutny i można by łatwo popaść w nadmierną ckliwość, a tutaj tego nie ma. I jak najbardziej się zgadzam co do Earla - nietypowy przyjaciel głównego bohatera :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejuniu, aż nie wiem, co mam napisać... zostawię uśmieszek: :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzałam film w piątkowy wieczór i bardzo, BARDZO, mi się podobał.
    No i spłakałam się straszliwie, ale to chyba było nie do uniknięcia.
    A czy ten film jest dostępny w polskiej wersji? Z napisami etc bo chciałam go polecić komuś w Polsce.

    Motylek
    motylek-okruchy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie film można kupić na amazonie w wersji oryginalnej, niestety nie wiem kiedy będzie polska premiera DVD lub kiedy ukaże się na jakimś serwisie VOD.

      Usuń
    2. Jeżeli jeszcze szukasz tego filmu z polskim lektorem/napisami, to dziś widziałam polskie wydanie DVD w Media Markt, więc pewnie jest również dostępne w innych sklepach, może także już znajdziesz go na którymś z serwisów VOD ;)

      Usuń
  4. Bardzo mnie zachęciłaś, zacznę się rozglądać za tym filmem bo lubię takie filmy

    OdpowiedzUsuń
  5. O dziwo nie słyszałam o tym filmie, chętnie zatem go obejrzę, na książkę zresztą też mam chęć!

    OdpowiedzUsuń