wtorek, 9 lutego 2016

Infinitely Polar Bear, czyli jak to po polsku mówimy Człowiek z bieguna

Zawsze myślałam, że nie mam ulubionej kategorii filmów. Z każdego gatunku filmowego (no dobrze, oprócz horrorów, bo tych z zasady nie oglądam) potrafię wymienić kilka produkcji, które spokojnie mogę oznakować etykietką „ulubiona”. Wychodzę z tego prostego założenia, że skoro oglądanie filmów jest moim hobby, to powinnam być otwarta na wszystkie możliwości i dać szansę każdemu gatunkowi filmowemu. Jednak kiedy tak nad tym dłużej pomyślę, to zazwyczaj z radością zasiadam do oglądania filmów, które łączą w sobie elementy dramatu, komedii i romansu. Jak możecie się domyśleć, tego typu produkcje traktują o miłości, bądź jej braku, o rodzinie czy też walce o jej utrzymanie, albo też o chorobie i jej wpływie na człowieka i jego relacje z otoczeniem. Tematów jest wiele, a przepisem na udany film jest przede wszystkim ciekawie przedstawiona historia i świetni aktorzy, którzy potrafią ją równie ciekawie opowiedzieć. Muszą sprawić, że widz będzie płakał razem z bohaterem nad jego niepowodzeniami i śmiał się razem z nim, gdy ten będzie szczęśliwy. Ta trudna sztuka udała się twórcom Infinitely Polar Bear koncertowo.


Głównym bohaterem Infinitely Polar Bear jest Cam Stuart cierpiący na zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Podczas kiedy mężczyzna poddaje się terapii, jego żona Maggie stara się wiązać koniec z końcem wychowując ich dwie córki. Kiedy Cam wychodzi ze szpitala Maggie podejmuje dość odważną decyzję. Kobieta postanawia pozostawić dziewczynki pod opieką ojca, a sama wyjeżdża do Nowego Jorku by tam zdobyć wyższe wykształcenie i znaleźć lepiej płatną pracę. Cam chcąc odzyskać miłość swojej żony i licząc na to, że znowu będą rodziną, przystaje na propozycję Maggie. Mężczyzna nie wie jednak, że opieka nad kilkuletnimi córkami nie będzie należeć do najłatwiejszych zadań w jego życiu.



Infinitely Polar Bear to przede wszystkim portret człowieka, który pomimo choroby dwubiegunowej stara się żyć normalnie. Chociaż jak wszyscy wiemy „normalny” to pojęcie względne i Cam czasami bardzo ładnie to udowadnia. Warto też wspomnieć, że akcja filmu rozgrywa się w latach 70-tych ubiegłego wieku i zapewne wtedy walka z zaburzeniami psychicznymi była dużo trudniejsza niż jest obecnie. Film jednak swoją uwagę skupia najbardziej na relacji ojciec – córki. Pokazuje jak ogromnej cierpliwości od obu stron wymaga zaakceptowanie choroby Cama i dodania jej jako kolejnego elementu tworzącego codzienną rzeczywistość. Bo dziewczynkom czasami ciężko jest zrozumieć dlaczego ojciec zachowuje się tak a nie inaczej, zaś Cam czasami po prostu za późno orientuje się, że jego wyczyny mogą smucić jego córki, a co gorsza sprawiać, że dziewczynki się za niego wstydzą. Na szczęście cała ta historia w filmie opowiedziana jest w sposób lekki i odrobinę komediowy, a co najważniejsze nie robi z postaci Cama karykatury, podchodząc do tematu chorób psychicznych z wymaganym poziomem subtelności.



Oczywiście ten film nie byłby tak dobry, gdyby nie znakomita rola Marka Ruffalo. Aktor świetnie odnajduje się w graniu postaci Cama. Sprawia, że już od pierwszych minut filmu widz raczej nie powinien mieć problemu z polubieniem jego bohatera. Ruffalo świetnie potrafi oddać to ciągłe poczucie zagubienia towarzyszące jego postaci. Kiedy Cam się śmieje, my śmiejemy się razem z nim, kiedy zaś płacze lub krzyczy, nie mamy problemu ze zrozumieniem dlaczego targają nim takie emocje. Ruffalo stworzył na ekranie bohatera z krwi i kości i nominacja do Złotego Globu była jak najbardziej zasłużona. Zoe Saldana w roli żony Cama wypadła bardzo dobrze. Jej rola nie była tak duża, jak rola Ruffalo, ale aktorka świetnie oddała wszystkie wątpliwości i sprzeczności jakie męczyły jej bohaterkę. 

Infinitely Polar Bear to ten rodzaj kina, który pozostawia to przyjemne uczucie ciepła na serduchu i który jednocześnie zmusza do kilku refleksji nad życiem, a także na temat zaburzeń psychicznych. Pod wieloma względami jest to bardzo potrzebny film i cieszę się, że mogłam go obejrzeć i ulec jego urokowi. Dlatego bardzo polecam Wam ten film, jeżeli nie dla tematyki, to dla genialnej roli Marka Ruffalo.


5 komentarzy:

  1. Dzięki za recenzję, czuję się przekonana do obejrzenia tego filmu :) W jednej z moich ulubionych książek też jest poruszony temat tej choroby i jestem zawsze ciekawa jak to wypadnie w innym ujęciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) A podałabyś tytuł tej książki? Bo chętnie bym przeczytała powieść poruszającą ten temat :)

      Usuń
  2. Mam ten film w planach od rozdania Złotych Globów. Rzadko się zdarza, żeby takie bardziej niezależne produkcje zostawały docenione. A Marka uwielbiam, jest świetnym aktorem i skoro tak dobrze się tutaj spisał, to tym bardziej muszę zobaczyć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ruffalo zdecydowanie warto obejrzeć ten film, to jedna z jego najlepszych ról :)

      Usuń
  3. Muszę ten film nadrobić. Kolejną zachęcającą recenzję już czytam :)

    OdpowiedzUsuń