Ostatnio twórcy filmowi i serialowi wzięli na warsztat
najbardziej znane bajki i baśnie, jednak nie we wszystkich przypadkach wyszło
im to na dobre. I tak powstał serial Grimm i trochę według mnie gorsze Once
upon a time, z którego oglądania zrezygnowałam ze względu na zbyt wysoki poziom
naiwności i bezsensowności zachowań głównych bohaterów (na początku byłam
bardzo oczarowana tym pomysłem na serial, ale niestety im dalej tym było
gorzej). O ile w serialach zajęto się dużą paletą baśni, to w dwóch baśniowych
filmach powstałych w tym roku uparto się na historię królewny Śnieżki. I chyba
w obu przypadkach nie wyszło im to na dobre. Królewnę Śnieżkę i Łowcę
obejrzałam w kinie i muszę przyznać, że wizualnie niesamowicie mi się
spodobała, jednak w kinie miałam problem z powstrzymaniem się od komentowania,
bo w niektórych momentach absurdalność niektórych wydarzeń, nawet jak na baśń,
biła wszelkie rekordy. Dziś jednak nie będzie o filmie Sandersa, w którym
najciekawszą i chyba najbardziej realną postacią był tytułowy Łowca, a o Mirror
Mirror (w tekście mogą wystąpić małe spojlery).
Jabłko było i chyba w dużo ciekawszym wydaniu niż w popularnych wersjach baśni... |
Na Królewnę Śnieżkę wybierałam się do kina jak sójka za
morze i w końcu skończyło się na tym, ze przypomniałam sobie o filmie dopiero
teraz i obejrzałam go w domowym zaciszu. Jako że film oglądałam będąc bardzo
zmęczoną to niezwykle przypadł mi do gustu. Jest to kino lekkie i przyjemnie i
przez cały czas swojego trwania cieszy oczy. Tak jak Królewna Śnieżka i Łowca,
ta wersja baśni również zachwyca wizualnie. Twórcy uraczyli nas przepięknymi
scenografiami (akcja toczy się w dwóch sceneriach: w pałacowych wnętrzach i w
lesie, ale mimo to uważam, że scenografowie i graficy komputerowi przyłożyli
się do swojej roboty, bo nawet na ekranie komputera efekt zachwycał). Skoro
zaczęłam omawiać film od strony wizualnej to trzeba przyznać, że Śnieżka
dostała najładniejsze stroje, w porównaniu z nią królowa ubrana była
bezgustownie i dziwnie (jedynie suknia ślubna dawała radę, naprawdę, jakieś
dziwne kołnierze i bufoniaste rękawy sprawiły, że Julia Roberts straciła figurę).
Książę zaś jakoś nader często gubił garderobę, ale zjawisko to nie było aż tak
niepokojące jak zagubiona figura pani Roberts.
Jeżeli chodzi o fabułę to zaserwowano nam tutaj „trochę” odbiegającą
od oryginału historię. Z podobieństw jest tyle, że królowa umiera, osieracając
Śnieżkę (Lily Collins), król (Sean Bean) bierze za żonę złą królową (Julia
Roberts), która potem króla się pozbywa, a Śnieżkę trzyma pod kluczem, a potem
wydaje rozkaz zabicia królewny, no i to by było na tyle podobieństw, chociaż
mamy tu jeszcze siedmiu krasnoludków no i księcia, reszta to już wolna
amerykanka. Chyba żeby nie robić konkurencji drugiej produkcji z filmu
wyrzucono łowcę, jednak nie ma się o co martwić, jego miejsce zajął wierny
sługa królowej. Dostał on w filmie jedną z najlepszych scen komediowych, po
której musiałam wcisnąć pauzę, bo napad śmiechu i nadmiar łez nie pozwalały na
dalsze oglądanie (od tej pory radzę omijać szerokim łukiem wszystkie koniki polne).
Muszę przyznać, że Julia Roberts grała nieźle, jej królowa była zabawna w tym
swoim okrucieństwie i egoizmie, dostała również parę fajnych tekstów. Co mi się
nie podobało to lustro, a raczej jego dziwne umiejętności (zamiast lustra mamy
tajemnicze przejście w stylu tego z Opowieści z Narnii, o co tu chodziło nie
bardzo wiem). Nie przypadł mi do gustu również książę, ale biorąc pod uwagę tę
drugą produkcję, to swojego konkurenta bił na głowę. Mimo to był bucem i w
większości scen, w których się pojawiał bardziej irytował niż śmieszył. Jedyna
sytuacja, w której był śmieszny to wtedy, kiedy zła królowa potraktowała go
eliksirem w innych niestety zawodził. Krasnoludki również zamiast śmieszyć momentami
wręcz denerwowały, jednak to nie wina aktorów, a raczej scenarzystów, którzy
nie obdarzyli ich zbyt dobrymi tekstami i nie wymyślili zbyt dobrych dowcipów,
jak na komedię tego typu przystało.
Wszystko pięknie i uroczo tylko co się stało z jej głosem w polskim dubbingu? |
Jednak wszystkie te minusy, które wymieniłam nie mogą równać
się z miernością dubbingu (niestety zmuszona byłam do obejrzenia filmu w
polskiej wersji językowej). Zastanawiam się kto wybierał ludzi do dubbingu i
dlaczego potrafił tak fajnie dobrać aktorów/ ich głosy, a popełnił wręcz
zbrodnię wybierając do dubbingu Śnieżki Martę Żmudę-Trzebiatowską. Kiedy zła
królowa, mówiąc głosem Agaty Kuleszy była naprawdę dobra, bardzo pasowała, to
ilekroć Śnieżka otwierała buzię na mojej twarzy pojawiał się grymas. Nie chcę
tu obrazić aktorki, nic z tych rzeczy, po prostu uważam, że jej głos nie
pasował do postaci, pod którą ów głos podkładała. Nie wiem kto pomyślał, że
głos 28-letniej kobiety będzie pasował 18-latce, no cóż w Polsce wszystko jest
możliwe… Może gdybym film oglądała w
oryginalnej wersji językowej miałabym inne wrażenia, jednak biorąc pod uwagę,
że wszystkiego mieć nie można i nie ze wszystkimi film z napisami obejrzeć
można, to muszę przyznać że film jako taki mi się spodobał. Jednak jeżeli ktoś
się spodziewał dobrego kina to mocno się rozczaruje, bo do tego filmu trzeba
podejść tak jak zła królowa do Śnieżki, czyli mniej więcej tak: film się
obejrzało, film się zapomniało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz