czwartek, 14 sierpnia 2014

Into the storm, czyli Richard Armitage i scyzoryk

Nie jestem ogromną fanką filmów katastroficznych. Nigdy nie byłam na żadnym w kinie, a te kilka które obejrzałam to tylko i jedynie dzieło przypadku. Jednak kiedy przed seansem Guardians of the Galaxy puszczano zwiastuny, moja przyjaciółka, która lubi patrzeć na efekty specjalne w tego typu filmach, stwierdziła że trzeba zobaczyć ten film. Zarażona jej entuzjazmem przytaknęłam, a potem zaczęłam się zastanawiać co ja najlepszego zrobiłam. Na szczęście moje najczarniejsze scenariusze się nie sprawdziły i sama się dziwię, że to napiszę, ale Into the storm to całkiem niezły film, a nawet dobry, mimo że efektów specjalnych było w nim stosunkowo niewiele.

Fabuła jest dość prosta. Grupa łowców burz przyjeżdża do miasta akurat w dzień zakończenia roku szkolnego. W wiadomościach aż huczy od tego, że w rejonie pojawiają się tornada i inne niecodzienne zjawiska pogodowe. Mimo to dyrekcja szkoły postanawia urządzić zakończenie roku na dworze, czemu przeciwny jest wicedyrektor. Ów wicedyrektor ma dwóch synów uczęszczających do wspomnianego liceum. Jeden z synów, ten starszy, opuszcza dzień zakończenia roku, by pomóc dziewczynie w jej projekcie, nakręceniu filmu o jakieś starej, dawno zamkniętej fabryce. Skoro scenarzyści rozrzucili po całym mieście głównych bohaterów, mogą teraz wprowadzać na ekrany gościa specjalnego – tornado.


Niestety należę do osób, którym oglądanie kreskówek w dzieciństwie mocno zamieszało w psychice i przy okazji różnych rzeczy przypominają mi się sceny z kreskówek, które swego czasu puszczano na Cartoon Network czy FoxKids. Szczególnie jedną wspominam jako niezwykle kształcącą. Słyszeliście może o bajce pt. Świat według Ludwiczka? Widzicie od czasu obejrzenia tej bajki, kiedy jadę autem czy to z rodzicami czy ze znajomymi, jak ktoś pyta czy można się zatrzymać bo musi skorzystać z toalety, ja mam ochotę odpowiedzieć „Jak byłem na wojnie to musiałem trzymać przez trzy kontynenty”, albo jak ktoś wciśnie hamulec i samochód się bardzo szybko zatrzymuje mam ochotę zapytać „Co to ma być? Przecież takie hamulce zabijają całą radość z prowadzenia auta!”. To samo tyczy się słowa tornado. Otóż w jednym z odcinków Ludwiczek aż tak wystraszył się tornada, że nie potrafił wymówić tego słowa i wychodziło mu „tornady”. Takie było moje nastawienie do Into the storm, idę na film, w którym będą tornady. Może właśnie to moje dość dziecinne i lekko skrzywione podejście sprawiło, że film mi się spodobał, nawet jeżeli tornady były mało widowiskowe, a najlepszy efekt specjalny został wrzucony do trailera.



Mnie przede wszystkim film ujął niczym innym jak reżyserią. Into the storm nie miało zbyt dużego budżetu, jak na film katastroficzny, ale wyszło z tego obronną ręką. Film kręcony jest trochę tak jak dokument. Ekipa łowców burz ma swoich kamerzystów, którzy nagrywają dosłownie każdą chwilę. Momentami więc można odnieść wrażenie, że nie ogląda się filmu fabularnego, a film dokumentalny. Nigdy przedtem nie widziałam filmu nakręconego w ten sposób, więc bardzo mi się to podobało. Nawet ujęcia z ręki i trzęsąca się kamera nie przyprawiała o ból głowy. Jeżeli chodzi o efekty specjalne to było ich dość niewiele, chociaż może nie powinnam się wypowiadać na ten temat, skoro widziałam niewiele filmów katastroficznych. Napiszę może tylko tyle, że spodziewałam się, że będzie ich więcej. Co do aktorstwa to może skupię się tylko na jednym aktorze. Ów aktor był jedynym powodem, przez który nie wymigałam się od pójścia do kina na ten film. Richard Armitage może nie jest aż tak majestatyczny jak w Hobbicie, ale gra naprawdę dobrze. Zresztą na tle innych aktorów wypada aż nadto majestatycznie. Do tego od pewnej sceny nie dawała mi spokoju jedna myśl. Z czego on miał uszyty ten garnitur?




Jak widać nie potrafiłam podejść do tego filmu na poważnie, co nie znaczy że nie potrafię podejść poważnie do jego oceny. Czy warto iść na ten film do kina? Cóż, ja uważam że spokojnie można poczekać na DVD. Zapewne fanki Richarda Armitage i tak się wybiorą do kina i zapewne nie będą żałowały tej decyzji, bo Into the storm bardzo dobrze się ogląda. 


6 komentarzy:

  1. Haha, ten garnitur to jest mistrzostwo. :D Widziałam sporo zdjęć z planu i przy całym swoim majestacie Ryś wygląda w tym stroju przekomicznie. :P Sam film kiedyś obejrzę, choć jakoś specjalnie mi się nie spieszy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż jako wicedyrektor musiał chodzić w garniturze, ale jest w ty filmie tyle momentów, w których aż się prosi o jakieś naderwanie materiału, a w jednej scenie to że szwy mu nie poszły to jakiś cud ;) Ale myślę, że majestat Armitage'a nie pozwolił na nic więcej :D

      Usuń
  2. Brakowało mi, żeby w tym filmie było coś w stylu "mój scyzoryk armii szwajcarskiej":D. A tak na marginesie, to drażniła mnie schematyczność oklepanych relacji, typu daddy issue i matka daleko od córki. Rzecz jasna na filmy stricte katastroficzne, (polegające na popisaniu się elementami wizualnymi) nie chodzi się po to, by oglądać popisowe scenariusze, ale lekko mi to zgrzytało.
    Obsada jakiegoś specjalnego wrażenia nie robiła, ale domyślam się, że większość poszła oglądać Thorina, ew. aktorkę z TWD.
    Ps. Ostatnia scena pasuje na tytuł "karaluchy zawsze przetrwają".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt pod tym względem scenariusz był dość słaby.
      Ostatnia scena mnie dobiła :D Tytuł pasuje idealnie ;) Zresztą cały ten wątek był kwintesencją ukazania ludzkiej głupoty, nawet ludzie na sali kinowej zaczęli rzucać na głos jakieś zabawne uwagi ;)

      Usuń
  3. Bardzo lubię Richarda Armitage'a, ale zdecydowanie podoba mi się bardziej w Śródziemiu :) Za filmami katastroficznymi nie przepadam, oczywiście oglądam te najlepsze. Z tornad ostatnio zawiesiłam się na "Twisterze" z Helen Hunt... Bardzo fajna recenzja z Ludwiczkiem:) Najwidoczniej film zasługiwał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat "Twistera" nie widziałam a że również nie przepadam za filmami katastroficznymi to pewnie sporo czasu minie zanim go obejrzę :)
      Dziękuję :) Chyba jako dziecko/nastolatka naoglądałam się za dużo Ludwiczka i teraz wszystko mi się dziwnie kojarzy ;)

      Usuń