piątek, 26 czerwca 2015

Chef, czyli uczta dla podniebienia

Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam gotować. Lubię próbować nowe rzeczy, testować nowe przepisy, modyfikować te, które już mi się znudziły, ale nade wszystko uwielbiam jeść dobre jedzenie. Jedyna rzecz jaka wygrywa z jedzeniem, to pieczenie. Tak, uwielbiam słodkości. Ale nie takie kupne, a domowe, bo nie ma lepszej rzeczy niż mieszkanie pachnące wypiekami, albo po prostu pysznym jedzeniem. Może dlatego bardzo lubię oglądać filmy z gotowaniem w tle. Jak się jednak okazuje na palcach u jednej ręki można policzyć ciekawe filmy o kucharzach, czy ludziach z pasją do gotowania. Mimo to od czasu do czasu zdarzają się takie nowe perełki, które sprawiają że podczas seansu ma się ochotę rzucić wszystko i zacząć gotować. Chef jest właśnie taką perełką. Najnowszy film Jona Favreau ma jednak jedną, ogromną wadę – na pusty żołądek ten film jest po prostu niestrawny.

Chef opowiada historię charyzmatycznego szefa kuchni, który wchodzi w konflikt z jednym z bardziej poważanych krytyków kulinarnych. Jakby tego było mało szef Casper traci swoją posadę i staje na życiowym zakręcie. Mężczyzna nie zamierza się jednak tak łatwo poddawać i chce odzyskać swoją pozycję w kulinarnym świecie. Z pomocą rodziny zakłada swój własny, mały biznes – food truck, dzięki czemu nareszcie będzie mógł gotować to, na co ma ochotę będąc przy tym kreatywnym w takim stopniu w jakim chce. Ważne by było smacznie. 

Film Favreau to jednak nie jest tylko i jedynie film o gotowaniu. Co ciekawe główną osią historii nie jest też konflikt z krytykiem kulinarnym, ani samo rozkręcanie nowego biznesu. Reżyser i scenarzysta w jednym, decyduje że to życie rodzinne, a szczególnie relacja szefa Caspera z nastoletnim synem będzie fundamentem opowiadanej historii. Upadek w życiu zawodowym sprawia, że przede wszystkim szef kuchni w końcu dostrzega swojego syna, a nie traktuje go jak intruza, który pojawia się w weekendy w jego życiu. Zmiana ta jednak nie przychodzi szybko i łatwo, a to dlatego że Casper nie potrafi dopuścić syna do swojej pasji – do gotowania. Mężczyzna nie chce, a raczej nie potrafi się z nim dzielić radością jaką przynosi mu gotowanie. O ile reszta wątków jest wyolbrzymiona na potrzeby filmu, tak ta relacja ojciec – syn jest napisana i zagrana z ogromnym wyczuciem i utrzymana w dobrym smaku.



Favreau w swoim filmie porusza jeszcze jeden ważny aspekt rządzący współczesnym światem. Reżyser dużo czasu poświęca mediom społecznościowym i temu jak ogromny wpływ mają obecnie na nasze życie. Pokazuje jak w prosty sposób mogą zniszczyć czyjeś życie, ale też jak używane w dobrej wierze potrafią pomóc w rozkręceniu biznesu, bo docierają dalej niż można to sobie wyobrazić. Oczywiście Favreau trochę koloryzuje i chyba wyolbrzymia ich moc, ale jakby nie było przekaz jest jasny. 

W główną rolę – szefa Caspera wcielił się sam Favreau bawiąc się tym samym przy kręceniu filmu w człowieka orkiestrę. Szef Casper w jego wykonaniu to człowiek, któremu zazdrości się pasji i zdolności kulinarnych, ale zdecydowanie nie darzy się go sympatią. W miarę jak akcja nabiera tempa widz jest w stanie polubić charyzmatycznego i gadającego jak nakręcona katarynka szefa food truck'u. Syna Carla Caspera zagrał bardzo przyzwoicie Emjay Anthony, ale takim złodziejem scen okazał się być John Leguizamo, który wcielił się w rolę sous chefa i najlepszego przyjaciela Carla. Trzeba przyznać, że Favreau zgromadził na drugim planie bardzo ciekawą obsadę. Całkiem sporo czasu antenowego dostają Scarlett Johansson i Sofia Vergara. Na kilka krótkich scen na ekranie pojawia się też Dustin Hoffman, a Robert Downey Jr. zalicza świetne cameo. 



Chef to istna uczta dla kubków smakowych. Zdjęcia jedzenia i procesu przygotowywania go są po prostu obłędne (nawet robienie tostów w tym filmie wydaje się być sztuką kulinarną). Działają one nie tylko na zmysł smaku, ale i na zmysł węchu, bo ja jestem świadoma tego, że mój komputer to nie kino 4D czy 5D (nie znam się na tych numerkach, bo ja wolę zwykłe kino 2D), ale moja wyobraźnia pracowała na tak wysokich obrotach, że czułam te wszystkie pyszne zapachy. Na samą myśl robię się głodna. Dopełnieniem tego smakowitego klimatu była idealnie dobrana kubańska muzyka, która z kolei sprawiała, że nie dało się spokojnie usiedzieć w fotelu nie kiwając się w rytm muzyki. 

Jeżeli więc nie widzieliście Chefa, a lubicie filmy indie, a przede wszystkim filmy o gotowaniu, to dajcie najnowszemu filmowi Favreau szansę. Jest jednak jedno ale, przed seansem zjedzcie obfity posiłek, albo przygotujcie sobie jakieś przekąski, bo inaczej burczenie w brzuchu zagłuszy nawet głośną, kubańską muzykę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz