piątek, 8 stycznia 2016

Ex Machina, czyli czasami piękno kina sci-fi tkwi w prostocie

Od kiedy pamiętam mam problem z kinem science-fiction. Z jednej strony bardzo lubię filmy z tego gatunku, ale z drugiej strony często mnie one zawodzą. Wydaje mi się, że problem tkwi w równowadze pomiędzy ciekawą fabułą i zachwycającymi efektami specjalnymi. To samo często tyczy się też kina fantasy. Czasami po prostu twórcy filmów skupiają się bardziej na ich odsłonie wizualnej, zapominając o tym, że to jednak ciekawa, spójna historia powinna być najważniejsza. Oczywiście w tych filmowych gatunkach ważną rolę odgrywają efekty specjalne, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, tak jak do tego, że mogą one albo mocno podwyższyć stronę estetyczną filmu, albo go pod tym względem pogrzebać. Mimo to, nadal będę się upierać przy tym, że nie wiem jak „cudne” nie byłyby wielkie potwory czy roboty, to nie uratują one produkcji, w której wyraźnie można odczuć brak dobrego scenariusza. Ten mój krótki wywód miał oczywiście doprowadzić do tego jakże ważnego stwierdzenia, iż Ex Machina, czyli reżyserski debiut Alexa Garlanda, bardzo ładnie odnajduje równowagę pomiędzy wciągającą historią, a świetnymi efektami specjalnymi.

Ex Machina opowiada o młodym programiście Calebie, który zostaje wytypowany do wzięcia udziału w niezwykłym eksperymencie dotyczącym sztucznej inteligencji. Zadaniem Caleba ma być przetestowanie ile z człowieka posiada w sobie Ava, robot o twarzy pięknej dziewczyny wyposażony w sztuczną inteligencję.

Film Garlanda od pierwszych minut zaczyna pogrywać z widzem w dość ciekawą grę, wciągając go do wymyślonej przez reżysera rzeczywistości. Na początku wszystko co dzieje się w laboratoriach Nathana owiane jest tajemnicą. Garland powoli podrzuca kolejne strzępy informacji zmuszając tym samym odbiorców filmu do tego, by sami zdecydowali kto tak naprawdę jest zły w tym filmie, a kto jest dobry. Bardzo lubię takie zabiegi w filmach, sprawiają one, że zaczynam myśleć podczas seansu, a nie tępo patrzę się na ładne kadry, co zdarza mi się, kiedy oglądam filmy sci-fi, które cierpią na brak ciekawej fabuły. Podobało mi się też ograniczenie przestrzeni na jakiej rozgrywają się wydarzenia w filmie, a tym samym ograniczenie liczby bohaterów. Prawie przez cały czas trwania obrazu, akcja rozgrywa się w laboratoriach Nathana, które są pełne zamkniętych pomieszczeń, potencjalnie skrywających kolejne tajemnice. To w połączeniu z dobrze dobraną muzyką tworzy nastrój rodem z thrillera z wyższej półki. 


Pod względem aktorskim film wypada znakomicie. Alicia Vikander wcielająca się w Avę gra swoją rolę bardzo dobrze. Jej postać intryguje, potrafi zaciekawić, wzbudzić współczucie a także sympatię, sprawiając że widz jest w stanie uwierzyć iż Ava odczuwa tak samo jak człowiek. Mimo to, Vikander nie pozwala zapomnieć, że grana przez nią postać jest robotem i potencjalnie jest dużo bardziej inteligentna od swojego twórcy. W postać genialnego naukowca wciela się Oscar Isaac. Nathan w jego wykonaniu to człowiek niezwykle inteligentny, który lubi obnosić się ze swoją wiedzą. Jest to także człowiek okrutny, z którym na pewno trzeba się liczyć. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Caleb, którego gra Domhnall Gleeson. Na pierwszy rzut oka, to taki zahukany chłopak, który bez większych oporów będzie podążał za Nathanem. Caleb jest jednak zafascynowany Avą i zaczyna też powoli dostrzegać co dzieje się w odciętych od świata laboratoriach naukowca.


Na koniec chciałam napisać o jednym małym minusie tego filmu. Otóż wiem, że dla niektórych początek filmu jest zbyt przegadany, a co za tym idzie, jest trochę za wolny. Mi taki przebieg akcji zupełnie nie przeszkadzał, bo byłam bardzo zaciekawiona tematem rozmów Nathana z Calebem odnośnie sztucznej inteligencji i sposobów, a także ich etyczności na odróżnienie człowieka od robota. Jeżeli nie jesteście zainteresowani tego typu „dysputami”, to początek filmu może się trochę dłużyć. Jednak uważam, że warto przetrwać ten fragment filmu, by potem cieszyć się naprawdę ciekawymi wydarzeniami przedstawionymi dalej.

Ex Machina to rodzaj kina sci-fi, który bardzo lubię. To przede wszystkim kino, które zaprasza widza do myślenia i zabawy, by sam spróbował zgadnąć, kto odgrywa jaką rolę w tej historii. Jeżeli jeszcze nie widzieliście tego filmu, to bardzo go Wam polecam.



PS. Jeżeli spodoba lub spodobała Wam się Ex Machina i szukacie czegoś w podobnych klimatach to dajcie szansę Evie, hiszpańskiej produkcji z Danielem Bruhlem w roli głównej. Może i ten film przypadnie Wam do gustu.

4 komentarze:

  1. To jest jeden z filmów, które na pewno chcę nadrobić w tym roku. Już żałuję, że nie udało mi się dorwać go w kinie, ale na głupotę nic nie poradzę. Ogólnie lubię kameralne kino, więc przegadany początek nie powinien mi przeszkadzać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, że nie obejrzałam tego filmu w kinie, pewnie zrobiłby na mnie jeszcze większe wrażenie.

      Usuń
  2. Ja generalnie nie przepadam za filmami science-fiction, w każdej formie. "Ex Machina" miała tak dużo dobrych recenzji, że obejrzałam ten film zaledwie kilka dni temu. Nie spodziewałam się, że tak historia mnie wciągnie :) Tak gęstej atmosfery na ekranie dawno nie widziałam, choć przyznam że zakończenie mnie nie nie zaskoczyło. Podejrzewałam, że tak się skończy.

    Takie filmy najlepiej jest z kimś przegadać, bo wtedy jeszcze więcej można z nich wyciągnąć. Ja się właśnie szykuję do takiej rozmowy :)

    A co do przegadanego początku - jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Wręcz mi się nawet podobało, bo trochę wyjaśniło główny wątek filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też obstawiałam takie zakończenia tej historii ;) A o wolnym początku filmu wspomniałam dlatego, że osoby z którymi zaczęłam oglądać ten film niestety nie dały rady go przetrwać, jedna nawet zaczęła przysypiać :P Niestety nie wszystkim pasuje takie kino.

      Usuń