poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Seriously again?

To nie mogło się udać, a jednak...
Tytuł postu może mało konkretny, ale zaraz wszystko wyjaśnię. Chodzi mianowicie o to, że znowu zaczęłam wariować na punkcie serialu, na punkcie którego wariować nie powinnam. No bo przecież to nie jest pierwszy serial o istotach nadprzyrodzonych, który oglądam/oglądałam i co najgorsze chyba nie ostatni z tej serii… No ale cóż począć, o gustach się nie dyskutuje, a chyba im dłużej studiuję, to tym bardziej mój gust się zmienia i nie mogę się tylko zdecydować czy na lepsze, czy na gorsze… Ale przejdźmy do konkretów. Po oglądaniu Moonlight (dlaczego zaprzestali produkcji tego serialu?, serio uwielbiałam go), The Vampire Diaries (których czwarty sezon dalej będę oglądać, ale cii nikt nie musi wiedzieć…), bardzo słabego, chociaż mającego swoje dobre momenty The Secret Circle i oczywiście po oglądaniu True Blood (z tym już skończyłam, bo poziom absurdu, nawet jak na konwencję tego serialu bił już wszelkie rekordy), nie myślałam że jeszcze kiedykolwiek sięgnę po serial, którego głównymi bohaterami będą wampiry/ wilkołaki/ czarownice i tym podobne istoty. A jednak, po przeczytaniu wielu pochlebnych opinii na temat Teen Wolf zaryzykowałam, obejrzałam pierwszy sezon (jak na razie) i trochę zwariowałam na jego punkcie. O to ostatnie siebie nie podejrzewałam, szczególnie że czym mogli mnie zaskoczyć, przecież już tyle widziałam, a przede wszystkim serial został wyprodukowany przez MTV. Tak przez MTV, tę stację muzyczną, która zapomniała, że jest stacją muzyczną i zazwyczaj królują tam reality show i programy w stylu „My sweet sixteen” czy „Pimp my ride”. Czy taka stacja mogła wyprodukować serial na w miarę wysokim poziomie, od którego można się trochę uzależnić? Niestety (albo stety) odpowiedź brzmi TAK (straszne, ale prawdziwe).
Uwaga, mogą wystąpić spojlery!

Serial opowiada o losach grupki nastolatków (no bo jakby amerykański serial dla nastolatków nie opowiadał o amerykańskich nastolatkach). Nasz główny bohater to Scott McCall tytułowy „Teen Wolf”, nie jest on jednak postacią, którą lubi się od pierwszej sceny. Szczególnie utrudnia to słaba gra Tylera Posey’a, na szczęście im dalej tym jego gra się polepsza. Najlepszym przyjacielem Scotta jest Stiles, grany przez świetnego Dylana O’Briena. Stiles, syn komendanta miejscowej policji, to chłopak, który w licealnej hierarchii społecznej zajmuje niezbyt wysokie miejsce. Jak to w takich sytuacjach zazwyczaj bywa, durzy się on w pięknej Lydii (Holland Roden), która umawia się z jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole, kapitanie drużyny lacrosse Jacksonie (Colton Haynes). Jest też oczywiście nowa dziewczyna w szkole Allison (Crystal Reed), obiekt uczuć i westchnień tytułowego nastoletniego wilkołaka. Nasz bohater nie wie jednak, że rodzina Allison skrywa sekret, który może, a nawet na pewno, stanie na drodze do szczęścia tych dwojga. Na drodze do ich szczęścia stanie również tajemniczy i nieobliczalny wilkołak Derek Hale (Tyler Hoechlin). 

Wydawać się może dziwne, że serial o takiej fabule, wyprodukowany przez stację, która nie zajmuje się zazwyczaj takimi projektami, zyskał sobie tyle fanów. Niektórych może dziwić fakt, że serial przebił się wśród innych projektów, których tematyka krąży wokół istot nadprzyrodzonych, bo przecież mamy trzymające się już długo na rynku The Vampire Diaries oraz True Blood i masę seriali podchodzących pod kategorie fantasy i teen drama, które pojawiają się co roku i zaraz znikają. Zaś Teen Wolf popełnił już dwa sezony (chwilowo skończyłam oglądanie pierwszego) i popełni sezon trzeci o ilości odcinków dwa razy dłuższej niż poprzednie dwa sezony. Jak to się mówi, serial ten musi posiadać „to coś”. Muszę przyznać, że włączyłam pilot serialu z myślą, że kolejnego odcinka na pewno nie obejrzę. Ta myśl ulotniła się gdzieś daleko po jakichś 20 minutach oglądania. Myślałam, że serial będzie niesamowicie kiczowaty, a okazał się w miarę dobrze zrealizowanym serialem, którego nie powstydziłaby się niejedna stacja telewizyjna. Co najgorsze okazał się serialem, od którego ciężko się jest oderwać, jeżeli wiecie o czym mówię (to oczekiwanie i radosny uśmiech na twarzy kiedy włącza się kolejny odcinek jest bezcenne). Wspomniałam, że Teen Wolf ma „to coś”, ale nie potrafię tego zdefiniować, na pewno składa się na to wiele czynników, począwszy od obsady, a skończywszy na realizacji.

Główną zaletą serialu jest dynamizm. Wydarzenia następują po sobie bardzo szybko, można powiedzieć, że „ciągle się coś dzieje”. Postacie nie są płytkie, scenarzyści postarali się by każda postać dostała szansę by rozwinąć skrzydła i pokazać swój pełny potencjał. Co jest fajne, to gdy odejmiemy wszystkie te nadnaturalne elementy, to dostajemy bohaterów, z którymi możemy się utożsamiać. Bo przecież każdy był w liceum i wie jak to jest zmagać się z innymi uczniami, przeżywać pierwsze miłości i tolerować dziwne wręcz zachowania nauczycieli. Kolejna zaleta serialu to klimat w jakim jest utrzymany. Nocne sceny wyszły naprawdę dobrze, jak i sceny z treningów i meczy lacrosse są momentami można by rzec widowiskowe, dobrze prezentowałyby się na dużym ekranie. W ogóle sceny meczy są chyba najlepiej zrealizowanymi scenami w całym serialu. Mamy tu masę efektów specjalnych, jak i nie brakuje w nich idealnie wpasowanego humoru.  Jednak najmocniejszą stroną „Teen Wolf” jest zgrabne łączenie różnych filmowych gatunków i konwencji, począwszy od horroru, przez romans i skończywszy na komedii. To sprawne przeplatanie się wątków strasznych i śmiesznych sprawia, że widz spodziewając się najgorszego dostaje dawkę porządnej rozrywki i zamiast krzyczeć ze strachu dostaje ataku głupawki.

Co rzuca się w oczy, to fakt, że twórca serialu Jeff Davis odszedł od ostatnio popularnej konwencji, mówiącej, że główny bohater historii o istotach nadprzyrodzonych powinien być płci żeńskiej. Jak przyzwyczajono nas w innych serialach o tej tematyce wszyscy ratują główną bohaterkę. W Teen Wolf oszczędzono nam tego i w miejscu głównego bohatera umieszczono nastolatka, a co więcej już w pierwszym odcinku rzucono go na głęboką wodę. Nie dość, że zostaje ugryziony przez jakąś bestię terroryzującą okolice, musi się dowiedzieć co to za bestia i co niesie ze sobą zadana przez nią rana, to jeszcze zakochuje się w nowej uczennicy. Na szczęście ma przy sobie przyjaciela, który zawsze mu pomoże i służy radą oraz pomysłami mającymi wydobyć ich z tarapatów (zazwyczaj jednak wpakowuje ich w nowe, ale przynajmniej ma jakieś pomysły). Stiles dobrym przyjacielem jest, ale w każdej przyjaźni są jakieś granice. Dlatego gdy egoizm Scotta sięga zenitu Stiles nie jest mu dłużny. Pod przykrywką pomocy, Stilinski potrafi się zemścić na przyjacielu w sposób przemyślany i niezwykle zabawny dla widza. Jeżeli jesteśmy przy Stiles’ie to postać ta, dostała chyba najlepsze teksty (jak sam odtwórca tej roli stwierdził w jednym z wywiadów, jest to wynagrodzenie braku super mocy). Jeżeli  wybuchamy śmiechem, to wtedy kiedy na ekranie gości Stilinski, a w szczególności kiedy na ekranie gości duet Stiles i Derek. To chyba ulubiona para fanów serialu, bo dostali oni już nawet swoją nazwę „Sterek”, a i gifów i fanartów na tumblr są niewiarygodne ilości. Co jest urocze aktorzy, chyba ku uciesze fanów, również robią sobie z domniemanego bromancu swoich bohaterów żarty. Postaci kobiece zaś, w pierwszym sezonie, wypadają dość blado na tle męskiej części obsady. Allison ma jedynie przebłyski bycia na prawdę ciekawą postacią, jednak w większości czasu antenowego snuje się bez celu po ekranie. W porównaniu z nią, aż miło patrzy się na postać Lydii, która ma swoje zdanie, robi to co chce, a żeby być lubianą i popularną nie tylko modnie się ubiera, ale jak na ironię udaje głupią. Momentami zachowuje się dosłownie jak idiotka, ukrywając przed ludźmi swoje niezwykle wysokie wyniki w nauce. Najbardziej irytującą postacią jest jednak Jackson, pan wielkie ego, który jak mówi że coś chce, to ma to mieć. Zaś zaraz w kolejce po nim do tytułu najbardziej irytującej postaci jest Derek, pan jestem dużym, strasznym wilkołakiem i wszyscy mają tańczyć jak im zagram. Na szczęście wraz z kolejnymi odcinkami postać ta nabiera przysłowiowych „rumieńców” i z bohatera, który chyba w początkowym założeniu miał przy każdym pojawieniu się na ekranie rozsiewać wokół siebie aurę tajemniczości, wyszedł bohater na widok którego zamiast wstrzymywać oddech to powstrzymujemy głupkowaty uśmiech. 

Stiles vs Derek
Mimo tych wszystkich zalet, serial nie ustrzegł się pewnych błędów. Czasami niektóre wątki się nie kleją, albo są za bardzo przeciągane. Efekty specjalne, jeśli chodzi o wilkołaki, ich wygląd, sposób poruszania się i walczenia, pozostawiają wiele do życzenia. Gdy jednak przymkniemy na to oko, to dostaniemy bardzo dobry serial, którego targetem miała być młodzież, ale ku zdziwieniu wielu osób, serial trafił do bardzo szerokiej widowni. Teraz zaczynam oglądanie drugiego sezonu i nie omieszkam podzielić się później moimi spostrzeżeniami.             

2 komentarze:

  1. Strasznie polubiłam ten serial, mimo że nie oglądam seriali, to oglądnęłam 4 sezony ;)
    I polecam ci obejrzeć resztę ;)
    zapraszam http://secondlife-books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z "Teen Wolfem" jestem na bieżąco, chociaż sezon piąty jest mocno nierówny...

      Usuń