poniedziałek, 22 kwietnia 2013

„Mayday” mamy problem, umieram ze śmiechu!


W ramach prezentu urodzinowego dostałam od znajomych bilet do teatru i cóż, trzeba przyznać, że ów prezent był strzałem w dziesiątkę. Znajomi szukali spektaklu lekkiego, zabawnego, wpasowującego się w urodzinowy klimat i ich wybór spektaklu okazał się najlepszym jakiego mogli dokonać, bo dawno nie śmiałam się tak głośno i tyle razy w tak krótkim czasie. Spektakl Mayday wystawiany w warszawskim Och-Teatrze, to ten rodzaj świetnie skrojonej komedii, przy której nie można się nudzić, a jedynie czekać na kolejną katastrofę, która spotka bohaterów, a która u widza spowoduje niekontrolowany wybuch śmiechu.

Akcja spektaklu rozgrywa się w Londynie, gdzie to taksówkarz, John Smith, wiedzie spokojne życie u boku kochającej żony, a raczej dwóch żon, które nie mają pojęcia o swoim istnieniu. Mężczyźnie udaje się prowadzić podwójne życie, ale do czasu. Pewnego dnia bohater ma wypadek i nie wraca do domu, ani tego na Wimbledonie, ani tego na Stretham. Policja otrzymuje zgłoszenie zaginięcia Johna Smitha i wszystko byłoby dobrze, gdyby dwa posterunki nie otrzymały w podobnym czasie dwóch zgłoszeń zaginięcia dotyczących Johna Smitha, taksówkarza. Zdesperowany mężczyzna próbuje utrzymać swoją tajemnicę, ale nie jest to już takie proste, gdy na karku ma się i policję szukającą wyjaśnień i dziennikarza, piszącego o jego wypadku artykuł.

Nigdy nie byłam w Och-Teatrze, dlatego pierwsze co mnie zaskoczyło i przykuło moją uwagę, to scena znajdująca się pośrodku sali, otoczona z dwóch stron miejscami dla publiczności. Zastanawiałam się, jak grać na takiej scenie, skoro będąc twarzą do jednej części widzów, będzie się plecami do drugiej. Okazało się jednak, że dla aktorów nie było to zadanie trudne, a przynajmniej nie dało się tego po nich poznać. Poruszali się po scenie dynamicznie, sprawnie zmieniając kierunek w jakim stali, a najczęściej po prostu stali bokiem, tak by widzowie mieli podobny obraz. Kolejna rzecz, która w tym spektaklu jest niezwykle pomysłowa, to podział sceny wzdłuż i pomalowanie jednej części na żółto, a drugiej na niebiesko, tak by uzyskać efekt dwóch mieszkań. Zabieg ten pozwolił obserwować widzowi akcję dziejącą się w obu mieszkaniach. Na początku ciężko było się nie pogubić w tym która z przebywających na scenie postaci, jest w którym domu, ale szybko dało się przyzwyczaić do tego zabiegu i w pełni go docenić.

Aktorzy są niezwykle zabawni i oglądanie ich w tej sztuce to czysta przyjemność.

Mayday w reżyserii Krystyny Jandy, to świetnie zgrany i przede wszystkim zagrany spektakl. Akcja toczy się bardzo szybko, ale cały czas wszyscy aktorzy utrzymują narzucone na początku tempo. Rafał Rutkowski, jako John Smith, był świetny i widać było, że na scenie, w tej roli, czuje się niezwykle swobodnie. Artur Barciś, jako Stanley Gardner, przyjaciel taksówkarza, był fenomenalny, zaś panie: Maria Seweryn i Monika Fronczek w rolach żon Johna Smitha, były przezabawne. Ogólnie odnosiłam cały czas wrażenie, że aktorzy na scenie bawili się równie dobrze jak widownia, która reagowała bardzo entuzjastycznie. Całości dopełniały świetnie dobrane utwory The Beatles.

Spektakl Mayday na podstawie sztuki Raya Cooneya, to przezabawna komedia pełna zwrotów akcji, a przede wszystkim niezwykle pomysłowa opowieść, bo trzeba przyznać, że pod koniec ciężko było nie poplątać, które kłamstwo usłyszała która żona i który policjant. Zdecydowanie polecam sztukę wszystkim, a przede wszystkim tym, którzy są spragnieni dobrej, inteligentnej rozrywki. Cóż, nie jestem bywalczynią teatrów, bo niestety mnie na to nie stać, ale w tym przypadku cena za bilet nie jest wygórowana i zdecydowanie warto trochę dołożyć i zamiast na komedię do kina wybrać się do teatru.    

* Zdjęcia pochodzą ze strony Och-Teatru: http://www.ochteatr.com.pl/spektakl-mayday 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz