W ramach prezentu urodzinowego dostałam od znajomych bilet
do teatru i cóż, trzeba przyznać, że ów prezent był strzałem w dziesiątkę.
Znajomi szukali spektaklu lekkiego, zabawnego, wpasowującego się w urodzinowy
klimat i ich wybór spektaklu okazał się najlepszym jakiego mogli dokonać, bo
dawno nie śmiałam się tak głośno i tyle razy w tak krótkim czasie. Spektakl Mayday wystawiany w warszawskim Och-Teatrze,
to ten rodzaj świetnie skrojonej komedii, przy której nie można się nudzić, a
jedynie czekać na kolejną katastrofę, która spotka bohaterów, a która u widza
spowoduje niekontrolowany wybuch śmiechu.
Akcja spektaklu rozgrywa się w Londynie, gdzie to
taksówkarz, John Smith, wiedzie spokojne życie u boku kochającej żony, a raczej
dwóch żon, które nie mają pojęcia o swoim istnieniu. Mężczyźnie udaje się
prowadzić podwójne życie, ale do czasu. Pewnego dnia bohater ma wypadek i nie
wraca do domu, ani tego na Wimbledonie, ani tego na Stretham. Policja otrzymuje
zgłoszenie zaginięcia Johna Smitha i wszystko byłoby dobrze, gdyby dwa
posterunki nie otrzymały w podobnym czasie dwóch zgłoszeń zaginięcia
dotyczących Johna Smitha, taksówkarza. Zdesperowany mężczyzna próbuje utrzymać
swoją tajemnicę, ale nie jest to już takie proste, gdy na karku ma się i
policję szukającą wyjaśnień i dziennikarza, piszącego o jego wypadku artykuł.
Nigdy nie byłam w Och-Teatrze, dlatego pierwsze co mnie
zaskoczyło i przykuło moją uwagę, to scena znajdująca się pośrodku sali,
otoczona z dwóch stron miejscami dla publiczności. Zastanawiałam się, jak grać
na takiej scenie, skoro będąc twarzą do jednej części widzów, będzie się
plecami do drugiej. Okazało się jednak, że dla aktorów nie było to zadanie
trudne, a przynajmniej nie dało się tego po nich poznać. Poruszali się po
scenie dynamicznie, sprawnie zmieniając kierunek w jakim stali, a najczęściej
po prostu stali bokiem, tak by widzowie mieli podobny obraz. Kolejna rzecz,
która w tym spektaklu jest niezwykle pomysłowa, to podział sceny wzdłuż i
pomalowanie jednej części na żółto, a drugiej na niebiesko, tak by uzyskać
efekt dwóch mieszkań. Zabieg ten pozwolił obserwować widzowi akcję dziejącą się
w obu mieszkaniach. Na początku ciężko było się nie pogubić w tym która z
przebywających na scenie postaci, jest w którym domu, ale szybko dało się przyzwyczaić
do tego zabiegu i w pełni go docenić.
Aktorzy są niezwykle zabawni i oglądanie ich w tej sztuce to czysta przyjemność. |
Mayday w reżyserii
Krystyny Jandy, to świetnie zgrany i przede wszystkim zagrany spektakl. Akcja
toczy się bardzo szybko, ale cały czas wszyscy aktorzy utrzymują narzucone na
początku tempo. Rafał Rutkowski, jako John Smith, był świetny i widać było, że
na scenie, w tej roli, czuje się niezwykle swobodnie. Artur Barciś, jako
Stanley Gardner, przyjaciel taksówkarza, był fenomenalny, zaś panie: Maria
Seweryn i Monika Fronczek w rolach żon Johna Smitha, były przezabawne. Ogólnie
odnosiłam cały czas wrażenie, że aktorzy na scenie bawili się równie dobrze jak
widownia, która reagowała bardzo entuzjastycznie. Całości dopełniały świetnie
dobrane utwory The Beatles.
Spektakl Mayday na
podstawie sztuki Raya Cooneya, to przezabawna komedia pełna zwrotów akcji, a przede
wszystkim niezwykle pomysłowa opowieść, bo trzeba przyznać, że pod koniec
ciężko było nie poplątać, które kłamstwo usłyszała która żona i który
policjant. Zdecydowanie polecam sztukę wszystkim, a przede wszystkim tym,
którzy są spragnieni dobrej, inteligentnej rozrywki. Cóż, nie jestem
bywalczynią teatrów, bo niestety mnie na to nie stać, ale w tym przypadku cena
za bilet nie jest wygórowana i zdecydowanie warto trochę dołożyć i zamiast na
komedię do kina wybrać się do teatru.
* Zdjęcia pochodzą ze strony Och-Teatru: http://www.ochteatr.com.pl/spektakl-mayday
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz