wtorek, 9 kwietnia 2013

To nie petarda, to niewypał, czyli Spring Breakers


Często zdarza się tak, że filmy mające dobrą promocję wcale nie są filmami dobrymi. Kiedy ostatnim razem byłam w kinie zostałam aż dwukrotnie uraczona zwiastunem Spring Breakers, plus pani Grażyna Torbicka mówiła w samych pozytywach o tym filmie. Dlatego stwierdziłam, że wybiorę się do kina na film, który zadebiutował na festiwalu w Wenecji i miał całkiem wysoką ocenę na imdb. Niestety, może mam zły gust, może nie potrafię docenić arcydzieła kiedy mi się je wyświetla na dużym, kinowym ekranie, ale gdyby nie to, że ze znajomą byłyśmy jedynymi widzami na sali kinowej i mogłyśmy bez skrępowania komentować na głos przez cały film, to chyba nie wytrzymałabym do końca seansu.  

Film opowiada o czterech studentkach/uczennicach college. Dziewczyny marzą o wyrwaniu się od codzienności, od szarej rzeczywistości i wyjechaniu gdzieś podczas wiosennych ferii. Okazuje się jednak, że nie dysponują wystarczającą ilością gotówki by móc pozwolić sobie na chociaż namiastkę wymarzonych wakacji. Dziewczyny biorą więc sprawy w swoje ręce i we trzy obrabiają restaurację. Łup jest tak duży, że wystarcza im na spędzenie ferii w LA. Bohaterki imprezują, piją, ćpają i w końcu podczas jednej z takich imprez zostają złapane przez policję. Z aresztu wyciąga je diler narkotyków i handlarz broni, nie robi tego oczywiście bezinteresownie.

Głównym zamierzeniem filmu było szokować i chyba się twórcom to udało. Nie jestem jednak pewna czy zaszokowali tym, czym chcieli, a dokładniej jeżeli chcieli zaszokować tym do czego zdolne są nastolatki i jak wyglądają imprezy amerykańskich nastolatków to chyba średnio im to wyszło, ale jeżeli chcieli zaszokować niedorzecznością fabuły, no to jak dla mnie udało im się to na cztery z plusem. Ale może po kolei. Bardzo dużą część filmu zajmują imprezy i to niekoniecznie te, w których uczestniczą główne bohaterki. Twórcy chyba chcą uzmysłowić widzowi jak bawią się amerykańskie nastolatki kiedy nikt nie sprawuje nad nimi nadzoru. Jest więc dużo sekwencji picia alkoholu, oczywiście nie można się napić normalnie tylko na sto pięćdziesiąt różnych sposobów. Na imprezie nie może też zabraknąć innych używek, a mianowicie narkotyków przeróżnej maści, do wyboru, do koloru. Najlepszym strojem na imprezę jest oczywiście bikini i kolorowe trampki/adidasy, ale jeżeli założyć, że młodzież bawi się niedaleko oceanu, albo w domu z basenem, to jest to w miarę normalne. Nie wiem jednak czy normalne jest zapominanie założenia góry od stroju kąpielowego i paradowanie tak przed wszystkimi. No cóż może ja czegoś nie rozumiem, ale zawsze zaliczałam się do tych ‘nudnych’, a nie szalonych imprezowiczek, ale patrząc na film wydaje mi się, że niczego nie straciłam. Nie jestem jednak pewna, czy aby widz zrozumiał, że nastolatki kiedy wyłączą wszelkie hamulce zachowują się tak, a nie inaczej, potrzebne było tyle ujęć nagich biustów i tyłków w kolorowych bikini zajmujących cały kadr. Jeżeli to miał być jakiś rodzaj estetyki, to zdecydowanie nie trafiał on w moje jej poczucie. Rozumiem, że reżyser przyjął taką, a nie inną konwencję, ale momentami byłam już znudzona tymi obrazkami, które tak jak niektóre wypowiedzi były powtarzane dwa razy. Naprawdę dałam radę zrozumieć za pierwszym razem, drugi raz był zbędny, no chyba że film wyszedłby za krótki i trzeba było gdzieś wcisnąć kilka minut. W takim razie zapewne nawet głupawy dialog byłby lepszy, niż pokazywanie dziesiąty raz czyjegoś tyłka.

Drugi plakat do filmu, który według mnie idealnie oddaje mentalność głównych bohaterek.
Na plakacie plus minus to co trzeba zabrać na wiosenne ferie...

Drugi zarzut to niedorzeczność niektórych zdarzeń. Dziewczyny obrabowują restaurację i nie ponoszą żadnych konsekwencji. Oczywiście do napadu są świetnie przygotowane, a mianowicie pamiętaj drogi czytelniku, jeżeli chcesz obrabować restaurację włóż: kominiarkę, szorty, kolorowe adidasy, modną bluzę wyglądającą jak ta ze znakiem kampusu albo stowarzyszenia studenckiego, weź pistolet na wodę i oczywiście plecak, najlepiej różowy albo w kształcie misia, żebyś miał gdzie włożyć pieniądze. Aha i dużo krzycz i przeklinaj, a wtedy sukces murowany. Żaden monitoring, żadni stróże prawa nie są ci straszni. Jak to się mówi, takie rzeczy tylko w Ameryce. Jeżeli jesteś dziewczyną i chcesz się zemścić na facecie, który skrzywdził twoją przyjaciółkę włóż neonowe, żółte bikini, standardowo kolorowe adidasy i koniecznie różową kominiarkę, wtedy kule się ciebie nie imają, a ty trafiasz w każdego bandziora mimo, że broń w ręku miałaś dopiero parę razy. Kiedy zaś chcesz się pokrzepić do walki, albo wprawić w rabunkowy nastrój i podnieść adrenalinę posłuchaj Britney Spears, to na pewno pomoże. Chyba na tym zakończę, bo zaczynam sobie kpić, a w końcu nie o to powinno chodzić, a może jednak o to …

Wypadałoby napisać słów kilka o grze aktorskiej, bo przecież jedne z głównych ról zostały powierzone gwiazdkom Disneya. Czytałam wywiady z aktorkami, które mówiły, że musiały się przemóc do zagrania niektórych scen, zaś pewne sceny pozostaną dla nich jako traumatyczne przeżycia. Teraz nie dziwię się takim wypowiedziom. Aktorki musiały zagrać sceny odważne, albo paradować półnagie przed kamerą, co zawsze jest wyzwaniem i pokonywaniem swoich granic, ale ciężko jest ocenić ich grę. Zagrały bardzo niedojrzałe psychicznie nastolatki i to im wyszło, ale z drugiej strony wydaje mi się, że oprócz grania rozwydrzonych dziewczyn ich role nie wymagały jakiegoś świetnego warsztatu aktorskiego. Jeżeli zaś chodzi o Jamesa Franco w roli handlarza narkotyków i broni, to ciężko mi ocenić jego występ, bo za nim nie przepadam. Mogę napisać tyle, że wyglądał strasznie, zdecydowanie srebrne zęby i warkoczyki na głowie nie dodawały mu uroku. Jeżeli miał odpychać, być obleśny i wyglądać jak typ, u którego wszystko w postawie i zachowaniu krzyczy ‘uciekaj’, to ta sztuka mu się udała. Na dodatek jego wykonanie piosenki Everytime z repertuaru Britney zapamiętam na długo. Zresztą owa scena \spojler tańca z bronią wokół fortepianu, na którym grał Franco \koniec spojlera, to jedna z głupszych scen jakie widziałam, ale jeżeli miała pokazać niedojrzałość bohaterek, ich brak jakichkolwiek wartości moralnych, to zdecydowanie wyszła świetnie. 

Spring Breakers nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia. Nie jest to kino za jakim przepadam i chyba spodziewałam się trochę innego filmu i trochę innej historii. Raczej jest to film do obejrzenia w domu, gdzie można sobie swobodnie pokomentować wszystko to, co widzi się na ekranie, bo wtedy może być zabawnie, a nie nudno i monotonnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz