Minęło już bardzo dużo czasu, od chwili, gdy po wyjściu z
kina chciałam tak roztrząsać to co zobaczyłam na dużym ekranie, bo film
zostawił mnie z tyloma rzeczami do przemyśleń i refleksji. Muszę się przyznać,
że czekając na autobus do domu, stojąc na przystanku zamknęłam oczy i zaczęłam
się wsłuchiwać w tę kakofonię dźwięków dookoła mnie. Faktycznie gdy się lepiej
wsłuchać można usłyszeć ile samochodów jedzie, z której strony jadą, czy
równocześnie nie jedzie z nimi autobus, albo gdzieś obok tramwaj. W oddali
słychać stukot obcasów, zapewne wysokich, a niedaleko, gdzieś po mojej lewej
stronie, grupa znajomych głośno opowiada o swoim dniu. Wszystko to nasz mózg
tak selekcjonuje byśmy nie oszaleli przez ten natłok dźwięków, ale dla
niewidomych słuch i zmysł powonienia, jest obok dotyku, najcenniejszym źródłem
informacji. Twórcy Imagine starają się pokazać jak to jest nie widzieć, często
w subtelny sposób pokazując widzowi perspektywę niewidomego. To plus pomysłowe
kadry, wyważony scenariusz i bardzo dobra gra aktorska sprawiają, że Imagine to
film, który trzeba zobaczyć.
Akcja filmu rozgrywa się w pięknej, słonecznej Portugalii.
Ian przyjeżdża do tamtejszej szkoły dla niewidomych, by uczyć ich orientacji w
terenie i pomóc w wykonywaniu codziennych czynności. Mężczyzna stosuje jednak
metody, które nie podobają się zwierzchnikom placówki, gdyż uważają je za zbyt
niekonwencjonalnie. Ian, który również nie widzi, uczy swoich podopiecznych
poruszania się bez laski, a przede wszystkim chce ich nauczyć patrzeć na świat
za pomocą wyobraźni. W ośrodku przebywa również piękna Niemka, Eva, która jest
zafascynowana stopniem samodzielności i pewności siebie nowego nauczyciela.
Kobieta mimo lęku pragnie tak jak Ian chodzić bez laski, dlatego pewnego dnia
wybiera się z nim na wycieczkę…
Imagine od pierwszych minut fascynuje i powoduje, że
zaczynamy się zastanawiać jak to naprawdę jest nie widzieć, jak każda
najprostsza czynność staje się wtedy niesamowicie trudna. Pamiętam, że jako
dziecko często zamykałam oczy i próbowałam poruszać się na pamięć po domu.
Zazwyczaj kończyło się to spotkaniem pierwszego stopnia ze ścianą, albo to mój
palec u nogi przeżywał spotkanie pierwszego stopnia z kantem szafki czy
futryną. Zawsze wtedy mogłam otworzyć oczy i zobaczyć o ile centymetrów się
pomyliłam. Bohaterowie filmu jednak nie mogą zobaczyć przeszkody. Dlatego Ian,
który również tak jak podopieczni ośrodka nie widzi, był dla tych dzieci tak
niezwykły, bo on tę przeszkodę widział. Jednak nie tylko dla tych dzieciaków
Ian był niezwykły, ale i dla widza. Byłam pod ogromnym wrażeniem jak
determinacja i chęć uchodzenia za zdrowego może zmobilizować człowieka do
wykształcenia u siebie tak precyzyjnych zdolności orientacji w terenie.
Mężczyzna bowiem opanował tak świetnie korzystanie ze zjawiska efektu Dopplera,
że nawet nietoperz nie powstydziłby się takich umiejętności, no może to za dużo
powiedziane. Ale ucho Iana nauczyło się rozpoznawać tak niewielkie zmiany między
częstotliwością dźwięku wysyłanego, a odbitego, że przez cały film patrzyłam na
niego z ogromnym podziwem. Mężczyzna wypracował sobie również kilka sposobów, a
dokładniej rodzajów dźwięków, które pomagały mu w lepszym określaniu odległości
przedmiotu od niego. Stosował do tego specjalnie podbite buty (metalowa
podeszwa mile widziana), pstrykał palcami, albo kląskał. Oczywiście metody te
nie zawsze były niezawodne, ale dla bohatera były biletem do ogromnej
samodzielności bez używania białej laski. Dlatego Ian tak fascynował
podopiecznych ośrodka i jednocześnie tak denerwował przełożonych i lekarzy,
którzy martwiąc się o bezpieczeństwo swoich pacjentów nie widzieli w metodach
mężczyzny większego zysku dla pacjentów, a nawet dostrzegali w nich ogrom zagrożenia.
Co bardzo mi się podobało to, że film nie jest do końca ani
opowieścią o Ianie, ani o trudach bycia niewidomym i walce chorych z
codziennością, ani też o romantycznych relacjach między Ianem, a Evą. W filmie
twórcy osiągnęli idealną granicę pomiędzy wszystkimi tymi wątkami. Jednak co
najbardziej zasługuje na wyróżnienie, to sposób pokazania widzowi tego, jak
czuje się niewidomy. Często reżyser zmusza widza by sobie wyobraził jaka
przeszkoda stoi na drodze głównego bohatera. Niekiedy pozostawia widza w wątpliwości
czy któryś z bohaterów chcąc być odważnym i pewnym siebie nie wpadnie pod
samochód, albo pod tramwaj. Niejednokrotnie siedziałam przejęta i martwiłam
się, czy zaraz stanie się coś strasznego. Wracając jednak do sposobu kręcenia,
to podobały mi się ujęcia twarzy bohaterów, kiedy to próbowali znaleźć
prawidłową drogę, albo starali się za kimś iść. W tych ujęciach widać wszystko,
każdą najdrobniejszą emocję na twarzy bohatera, ale też sprawiają, że widz tak
jak bohater nie widzi i nie wie co zaraz stanie na przeszkodzie bohaterce czy
bohaterowi. Wypadałoby jeszcze wspomnieć, że oprócz ciekawych ujęć bohaterów w
filmie jest wiele przepięknych kadrów miasta słonecznej Portugalii, w którym
rozgrywa się akcja, a także zdjęć samego ośrodka.
Nie można zapomnieć również o aktorach. Podopieczni ośrodka
zostali zagrani przez niewidome dzieci i młodzież i spisali się oni świetnie.
Byli przeuroczy, szczególnie kiedy grali sceny, które w jakimś niewielkim
stopniu pokazywały w sposób humorystyczny ich niepełnosprawność. Świadczy to o
ich ogromnym dystansie do samych siebie i swojej choroby. Alexandra Maria Lara
w roli Evy była magnetyzująca. Eva, która ma dość litości jaką okazują jej
ludzie oraz oferowanej dość nachalnie przez nich pomocy gdy porusza się z białą
laską, jest bohaterką, z którą nie jest ciężko się identyfikować. Kobieta łamie
swoją białą laskę i chce być postrzegana jako osoba w widząca, a przede
wszystkim chce sama się tak poczuć. Zafascynowana Ianem, pragnie tak jak on,
dzięki dźwiękom i zapachom móc sobie wyobrazić otaczający ją świat.
Jednak film kradnie Edward Hogg grający Iana. Pewność siebie
jego bohatera sprawia, że na początku wcale nie można mieć pewności, iż Ian
jest niewidomy. Dopiero później widz odkrywa, że mężczyzna nie widzi, a mimo to
oczami wyobraźni potrafi dostrzec to, co umyka i widzącym i niewidomym. Hogg
gra tak przekonująco, że na koniec można zacząć się zastanawiać czy przypadkiem
aktor nie jest niewidomy i to dość przewrotnie powinno się chyba traktować jako
największy komplement dla niego. W filmie aktor nosi soczewki, które sprawiają,
że oko wygląda tak jak u osoby chorej, zaś każdy ruch aktora, sposób w jaki
stawia nogi, albo trochę za wysoko je podnosi przy każdym kroku, czy to lekko
widoczne napięcie mięśni szkieletowych kiedy się porusza albo ten sposób
patrzenia, kiedy wydaje się, że ktoś nie patrzy na nas, a przez nas sprawiają,
że nie mamy problemu uwierzyć aktorowi, że grana przez niego postać nie widzi.
Plus ta wiara w swoje wypracowane zdolności orientacji w terenie bez potrzeby
używania białej laski, to wszystko czyni Iana bohaterem ciekawym i niezwykle
sympatycznym, mimo jego przemądrzałości.
Na koniec chciałam gorąco polecić wszystkim ten film. Jak
się okazuje Polacy potrafią kręcić dobre filmy, a nie tylko głupawe komedie
romantyczne czy przeintelektualizowane filmy o tym jacy Polacy są źli. Po
wyjściu z kina można trochę zmienić postrzeganie pewnych rzeczy. Mi utkwiło szczególnie jedno zdanie wypowiadane przez głównego bohatera, który mówi, że najpierw trzeba sobie coś (przedmiot) wyobrazić, a wtedy się to do nas odezwie. I tym akcentem kończę dzisiejszy post.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz