sobota, 5 lipca 2014

The Shawshank redemption, czyli nadrabiam klasyki #1

Długo zastanawiałam się czy tego typu wpisy mają sens. Zazwyczaj, jeżeli chodzi o filmy i seriale, ludzie nie przyznają się do dwóch rzeczy: do oglądania filmów złych , bądź całkiem niezłych ale uważanych za „guilty pleasure” oraz do tego, że nie widzieli klasyków kina. Przyznanie się do tego, iż nie widziało się jakiegoś filmu, który figuruje na listach typu „Top 250”, czy „100 filmów, które musisz obejrzeć przed śmiercią” często spotyka się z dużą dezaprobatą i uwagą w stylu „Jak mogłaś tego nie widzieć, przecież każdy to widział!?”. A właśnie, że nie każdy. W większości przypadków okazuje się, że nigdy nie nadarzyła się okazja żeby jakiś film obejrzeć. Poza tym, bardzo często bywa tak, że mamy błędne pojęcie o danym filmie, uważamy że jest bardzo poważny, albo nudnawy i wolimy sięgnąć po coś nowszego. Jednak najczęstszym powodem, dla którego przynajmniej ja omijam klasyki kina jest to, że boję się wielkiego rozczarowania. Rozczarowania, że film wcale nie będzie taki dobry jak go malują, albo że nie dostrzegę w nim tego, co sprawiło że zapisał się w historii kina, jako film, który każdy powinien zobaczyć. Dlatego postanowiłam, że za każdym razem kiedy uda mi się obejrzeć jakiś klasyk, będę próbowała napisać o nim kilka zdań, chociaż to nie będzie chyba zadanie zbyt proste, bo od zebrania się do oglądania takich filmów gorsze jest chyba tylko pisanie o nich. Pewnie niektórzy pomyślą, że jestem głupia iż przyznaję się np.: dzisiaj do faktu, że pierwszy raz w życiu widziałam Skazanych na Shawshank kilka dni temu, ale ja się tego nie wstydzę i nie będę za to przepraszać.

Skazani na Shawshank to adaptacja opowiadania Stephena Kinga. Opowiada losy Andy’iego Dufresne’a, bankiera który zostaje oskarżony o zabójstwo swojej żony i jej kochanka. Mężczyzna trafia do więzienia z wyrokiem podwójnego dożywocia. Andy musi odnaleźć się w brutalnej więziennej rzeczywistości, gdzie na każdym kroku musi oglądać się za siebie, bo nie wie czy cios nadejdzie od współwięźnia czy od jakiegoś strażnika.

Muszę się przyznać do dwóch rzeczy. Przed seansem zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten film, nie czytałam wcześniej opowiadania Kinga i nie widziałam zwiastuna, więc zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Myślałam, że będzie to bardzo poważne i dość przytłaczające kino. Okazało się, że jest zupełnie inaczej. Oczywiście nie jest to komedia, a dramat, więc nie należy się spodziewać żadnych komediowych akcentów, ale jest to film momentami bardzo sympatyczny, przy którym czas szybko mija. Co jest jednak dla mnie ważniejsze, to że się nie rozczarowałam. Teraz tylko zastanawiam się, dlaczego aż tyle zwlekałam z obejrzeniem tego filmu, bo to ten rodzaj bardzo dobrego filmu, do którego się wraca i za każdym razem świetnie bawi.



Dla mnie dużą zaletą filmu jest jego skrzętnie dopracowany scenariusz, który często bawi się z widzem i zmusza go do myślenia. Frank Darabont nie podaje widzowi odpowiedzi na srebrnej tacy, ale co jakiś czas podrzuca jakieś strzępki informacji, tak że uważny widz sam dojdzie do odpowiednich wniosków. Dzięki takim zabiegom oglądanie Skazanych na Shawshank staje się jeszcze bardziej ciekawe. Do tego na ogromny plus należy zaliczyć również aktorstwo. Rzadko widzi się by między aktorami było tak wspaniałe porozumienie na ekranie. Tim Robbins jako Andy i Morgan Freeman jako Red, grają naprawdę świetnie. Andy w wykonaniu Robbinsa jest cichy, spokojny, pozornie pogodzony ze swoim losem, ale i bardzo inteligentny, stąd cały czas szuka sposobu jak wykorzystać swoje umiejętności w miejscu, gdzie wydawać by się mogło, że nie są one potrzebne. Wszak ilu więźniów potrzebuje bankiera? Red grany przez Freemana to człowiek, który potrafi dostarczyć każdy towar, cieszy się więc szacunkiem wśród współwięźniów. Stara się również nie wyróżniać zbytnio z tłumu, by nie przysporzyć sobie kłopotów. Między mężczyznami rodzi się przyjaźń, która będzie jedną z niewielu dobrych rzeczy jakie spotkają ich przez te długie lata odsiadki.



Skazani na Shawshank to zdecydowanie film ponadczasowy i mimo, że ma już na karku 20 lat, to według mnie w ogóle się nie zestarzał, bo i dobrze opowiedziana ciekawa historia chyba nigdy się nie zestarzeje. Jest to również jeden z tych filmów, które mogą się czuć pokrzywdzone, iż żadna z nominacji do nagrody Akademii (w tym przypadku aż siedmiu) nie zamieniła się w statuetkę. Biorąc pod uwagę, że Skazani na Shawshank zazwyczaj plasują się na pierwszych miejscach wszelakich zestawień filmów wszechczasów, to można przecierać oczy ze zdumienia. Cóż, czasami i tak bywa… Chyba nie wypada zachęcać nikogo do obejrzenia tego filmu. Jeżeli tak jak ja zwlekaliście z seansem, to zaprzestańcie tego zbrodniczego procederu i zasiądźcie wygodnie przed ekranem komputera/telewizora i zarezerwujcie sobie trochę ponad dwie godziny na delektowanie się bardzo dobrym kinem. Nie będziecie żałować.

2 komentarze:

  1. Mnie z początku ten film nie porwał- ot dobre kino, ale nie rewelacyjne. Kiedy jednak znów pojawił się na antenie, śledziłam "Skazanych..." z równie dużą ciekawością, co za pierwszym razem. Na tym polega niezwykłość tego filmu, że nawet jeśli widziało się go parę razy, wciąż czuć ten trudny do opisania klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie widziałam "Skazanych na Shawshank" tylko raz, ale oglądając miałam wrażenie, że to jest jeden z tych filmów, które kiedy lecą w telewizji od razu przyciągają uwagę i nie przełącza się na inny kanał, mimo że zna się fabułę. Po Twoim komentarzu widzę, że się nie myliłam ;)

      Usuń