poniedziałek, 21 lipca 2014

Ulubieńcy tygodnia #1

Ostatnio zaczęłam więcej pisać na blogu (chyba mogę sobie pogratulować, nie to wcale nie była zamierzona ironia) i jak nietrudno zauważyć, są to w większości recenzje czy też pseudo-recenzje, a przecież pisanie i czytanie w kółko różnych recenzji może być dość nudne. Postanowiłam więc, że postaram się prowadzić cotygodniowy cykl, w którym będę pisać o zupełnie przypadkowych rzeczach, w większym lub mniejszym stopniu związanych z popkulturą, które albo poprawiły mi humor, albo mocno mnie zirytowały. Chętnie też dowiedziałabym się co Wam w danym tygodniu przypadło do gustu, bo uważam że fajnie jest wymieniać się takimi rzeczami. Wpisy z tego cyklu będą ukazywały się w poniedziałek, a nie w niedzielę, która uważana jest za koniec tygodnia, wszak w niedzielę mogła się trafić jakaś przyjemna albo denerwująca rzecz o której chciałam napisać.


- It Happened one night – film, który sprawił, że zły dzień nabrał kolorów, mimo że obraz jest czarno-biały. Dawno nie oglądałam tak lekkiego i przyjemnego kawałka bardzo dobrego kina (kilka słów o filmie tu).

- Piękne istoty Kami Garcia i Margaret Stohl – książka, nie film, zdecydowanie nie film, szczególnie po przeczytaniu książki. Wiem, że to powieść młodzieżowa i w moim wieku (czytaj z dwójką z przodu) chyba nie powinno się przyznawać do czytania takich książek, ale ja przeczytałam i nie żałuje. Bo po pierwsze to całkiem niezła książka, z ciekawymi postaciami i w miarę trzymającą się kupy historią. Po drugie mam wakacje, więc mogę czytać co mi się żywnie podoba, a wychodzę z założenia że nie muszą to być od razu klasyki literatury polskiej czy światowej. A po trzecie, jeżeli w hipermarkecie jest promocja na książki i można takie czytadło w normalnym formacie, a nie kieszonkowym, kupić za 6zł, to się nie dyskutuje i się kupuje i czyta.

- Soundtrack z filmu W.E. Uwielbiam muzykę komponowaną przez Abla Korzeniowskiego. To jedyny kompozytor muzyki filmowej, którego utworów mogę słuchać w kółko. A rzadko zdarza się bym słuchała ścieżki filmowej, zazwyczaj wolę słuchać piosenek z filmu. Abel Korzeniowski jest wyjątkiem od tej reguły.



- Black Roses – piosenka z serialu Nashville. Serial ten oglądam już chyba tylko z przyzwyczajenia, a raczej z czystej niechęci do porzucenia serialu, kiedy zostało mi już tylko kilka odcinków do końca drugiego sezonu. Mimo że serial momentami mocno kuleje fabularnie i staje się mocno niezjadliwą operą mydlaną, to piosenki z serialu są naprawdę warte uwagi. Ostatnio Black Roses podbiła moje serce i ucho.



- Hallucinations - usunięta scena z Once Upon a Time z Hookiem w roli głównej.  


     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz