Ostatnio zaczęłam więcej pisać na
blogu (chyba mogę sobie pogratulować, nie to wcale nie była
zamierzona ironia) i jak nietrudno zauważyć, są to w większości
recenzje czy też pseudo-recenzje, a przecież pisanie i czytanie w
kółko różnych recenzji może być dość nudne. Postanowiłam
więc, że postaram się prowadzić cotygodniowy cykl, w którym będę
pisać o zupełnie przypadkowych rzeczach, w większym lub mniejszym
stopniu związanych z popkulturą, które albo poprawiły mi humor,
albo mocno mnie zirytowały. Chętnie też dowiedziałabym się co
Wam w danym tygodniu przypadło do gustu, bo uważam że fajnie jest
wymieniać się takimi rzeczami. Wpisy z tego cyklu będą ukazywały
się w poniedziałek, a nie w niedzielę, która uważana jest za
koniec tygodnia, wszak w niedzielę mogła się trafić jakaś
przyjemna albo denerwująca rzecz o której chciałam napisać.
- It Happened one night – film,
który sprawił, że zły dzień nabrał kolorów, mimo że obraz
jest czarno-biały. Dawno nie oglądałam tak lekkiego i przyjemnego
kawałka bardzo dobrego kina (kilka słów o filmie tu).
- Piękne istoty Kami Garcia i Margaret Stohl – książka, nie
film, zdecydowanie nie film, szczególnie po przeczytaniu książki.
Wiem, że to powieść młodzieżowa i w moim wieku (czytaj z dwójką
z przodu) chyba nie powinno się przyznawać do czytania takich
książek, ale ja przeczytałam i nie żałuje. Bo po pierwsze to
całkiem niezła książka, z ciekawymi postaciami i w miarę
trzymającą się kupy historią. Po drugie mam wakacje, więc mogę
czytać co mi się żywnie podoba, a wychodzę z założenia że nie
muszą to być od razu klasyki literatury polskiej czy światowej. A
po trzecie, jeżeli w hipermarkecie jest promocja na książki i
można takie czytadło w normalnym formacie, a nie kieszonkowym,
kupić za 6zł, to się nie dyskutuje i się kupuje i czyta.
- Soundtrack z filmu W.E. Uwielbiam
muzykę komponowaną przez Abla Korzeniowskiego. To jedyny
kompozytor muzyki filmowej, którego utworów mogę słuchać w
kółko. A rzadko zdarza się bym słuchała ścieżki filmowej,
zazwyczaj wolę słuchać piosenek z filmu. Abel Korzeniowski jest
wyjątkiem od tej reguły.
- Black Roses – piosenka z serialu
Nashville. Serial ten oglądam już chyba tylko z przyzwyczajenia, a
raczej z czystej niechęci do porzucenia serialu, kiedy zostało mi
już tylko kilka odcinków do końca drugiego sezonu. Mimo że
serial momentami mocno kuleje fabularnie i staje się mocno
niezjadliwą operą mydlaną, to piosenki z serialu są naprawdę
warte uwagi. Ostatnio Black Roses podbiła moje serce i ucho.
- Hallucinations - usunięta scena z
Once Upon a Time z Hookiem w roli głównej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz