czwartek, 24 lipca 2014

Zbiorowo (6), czyli o adaptacjach i ekranizacjach książek dla młodzieży

Blog ten staje się ostatnio takim moim miejscem spowiedzi z różnych filmowych/ książkowych/ serialowych guilty pleasures. Ale cóż mogę na to poradzić, że mój gust filmowy nie jest zbyt wysublimowany i zamiast pracowicie nadrabiać klasyki, wolę obejrzeć film, który powstał na podstawie tzw. young adult novel, które po sukcesie Zmierzchu wyrosły jak grzyby po deszczu. Oczywiście jak można się domyśleć filmy te nie są najwyższych lotów, a czasami swoją nieporadnością wręcz przyprawiają o ból głowy. Ale zastanawiająca jest dla mnie jedna rzecz. Otóż książki młodzieżowe, które zostały przeniesione na ekran z dobrym skutkiem, czyli zadowoliły i fanów książek i krytyków, a także ich produkcja zwróciła się, to książki pozbawione postaci obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami (The Fault in Our Stars, The Perks of being a wallflower), albo to książki których akcja rozgrywa się w post apokaliptycznym świecie i nie ma w nich kosmitów (seria The Hunger Games). Kiedy twórcy biorą na warsztat jakąś powieść, w której mamy wampiry, wilkołaki, czarownice i inne cuda niewidy, w tym też kosmitów, to film jest do bólu przeciętny, historia nuży, a bohaterowie pozbawieni są jakiegokolwiek charakteru. Zastanawia mnie to, kto w tym momencie zawodzi. Czy już na wstępie zawodzi książka, chociaż według mnie to najmniej prawdopodobne. A może zawodzi scenarzysta, który ma w nosie książkę i nie przykłada się do swojej pracy myśląc, że w ty przypadku nawet największy szajs się sprzeda. Czy może to wina autora książki, który bezmyślnie sprzedał prawa do ekranizacji i nie miał prawa głosu przy pracy nad scenariuszem. Czy może to wina reżysera, który pracując z dość kulawym scenariuszem nie potrafi już zrobić z tego nic przyzwoitego? Szczerze mówiąc (czy jak kto woli pisząc) myślę, że wszystkie te rzeczy składają się na to, że taki film już na początku nie ma szans na bycie dobrym filmem, co udowodniono przy adaptacji The Host, Beautiful Creatures i The Vampire Academy, o których dziś chciałam napisać.


The Host
Książkę autorstwa Stephenie Meyer czytałam bardzo dawno temu i chyba dobrze, że zapomniałam większość rzeczy, bo inaczej nie wiem czy dałabym radę obejrzeć ten film do końca. Zawsze uważałam, że The Host jest dużo lepszą książką niż Zmierzch. Autorka sprawnie opisała wymyślony przez siebie post apokaliptyczny świat, wymyśliła kosmitów – dusze, a do tego bardzo ciekawie skonstruowała dialogi między Melanie i Wandą. Czytając książkę miałam też wrażenie, że postaci są dużo ciekawsze i mają jako taki charakter, w porównaniu z bohaterami Zmierzchu (z drugiej strony w porównaniu z bohaterami Zmierzchu każdy inny bohater posiada ciekawy charakter i piszę to ja, osoba która lubi Zmierzch...). W filmie wszystkie te pozytywy, które dostrzegałam w powieści, gdzieś się zgubiły. Czytając książkę nie odnosiłam też wrażenia, że czytam przesłodzone romansidło, ale to może dlatego że jak czytam w oryginale to wszystko wydaje mi się lepsze niż jest w rzeczywistości. Tak czy siak, The Host to straszne romansidło, nie romans, a romansidło. Do tego scenariusz jest mocno dziurawy i wygląda tak, jakby ktoś usunął z niego co ciekawsze sceny i zastąpił kolejną cukierkową sceną romantyczną. Naprawdę lubię oglądać romanse, ale ten film mnie zdecydowanie przerósł.

Dużym plusem filmu są zdjęcia. Trzeba przyznać, że obraz jest bardzo atrakcyjny wizualnie. Szczególnie zdjęcia pustyni i grot robią wrażenie. Niestety na plus ciężko jest zaliczyć aktorstwo. Diane Kruger starała się grać przekonywająco ale ze średnim skutkiem. Za to Saoirse Ronan wcielająca się w główną postać snuje się bez wyrazu po ekranie. Melanie/Wanda w jej wykonaniu jest bezbarwna i jakaś taka nijaka. Ilekroć oglądam jakiś film z Ronan mam wrażenie, że każdą swoją postać gra w ten sam sposób, próbując grać tak jak u Joe Wrighta w Pokucie. Niestety w tym przypadku nie wypadła dobrze, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Szczególnie nie radziła sobie ze scenami rozmów Melanie z Wandą, które wyglądały dziwnie i to nie wina samego konceptu, a aktorstwa właśnie.

Cóż The Host to taki film do obejrzenia i szybkiego zapomnienia, a szkoda bo książka miała potencjał na to, by wypaść dobrze na kinowym czy też srebrnym ekranie.


Beautiful Creatures
Przy tym filmie jestem winna drobne wyjaśnienie, ponieważ moja ocena tego filmu uległa ostatnio radykalnej zmianie. Dlaczego? Ponieważ przeczytałam bardzo niedawno książkę. Kilka miesięcy temu po raz pierwszy obejrzałam to cudo kinematografii i nawet nieźle mi się je oglądało. Ale po seansie dalej nie rozumiałam czemu tacy aktorzy zagrali w takim filmie. Mimo to uważałam, że to całkiem przyzwoite filmidło. Moja przyjaciółka uparcie twierdziła, że zmienię zdanie jak przeczytam książkę. No i przeczytałam powieść autorstwa Kami Garcii i Margaret Stohl, która jest przyjemną, dobrze napisaną powieścią z kategorii tych młodzieżowych. A potem obejrzałam ponownie film Richarda LaGravenese i nie wiem co mam napisać, oprócz tego że reżyser i scenarzysta w jednym, zmasakrował książkę i pozbawił wszystkiego co sprawiało, że cała historia o Obdarzonych miała sens. Jak dla mnie LaGravenese napisał od nowa książkę, zaproponował nowe rozwiązania fabularne, z dwóch postaci zrobił jedną i powstał film, który fani książek powinni omijać szerokim łukiem.

Do tego młodzi aktorzy obsadzeni w głównych rolach wcale nie poprawili jakości filmu. Alice Englert jako Lena Duchannes jest bardzo sztuczna, gra na siłę, a przez to jest bardzo mało przekonywująca. Alden Ehrenreich wcale nie jest lepszy, ale trafiła mu się ciut lepsza rola. Otóż postać Ethana, w którą wciela się młody aktor, jest niesamowicie sympatyczna i mocno pozytywna, i tak ją gra Ehrenreich, pomijając przy tym towarzyszącą mu na każdym kroku sztuczność. Jak wspomniałam na początku nie rozumiałam i nadal nie rozumiem dlaczego Jeremy Irons i Emma Thompson zagrali w tym filmie. Za to wiem, że pokazali klasę i zagrali świetnie. Szczególnie Emma Thompson dobrze się bawiła grając Sarafine, bo ta Istota Ciemności w jej wykonaniu to istny żywioł. Jak widać czasami trochę przesady jest wręcz pożądane.

Co trzeba jeszcze przyznać, to że osoby projektujące kostiumy mogły sobie zaszaleć i stworzyć kreacje godne największych wiedźm. To że momentami pasowały one w danej scenie jak pięść do nosa to już inna sprawa. Beautiful Creatures tak jak wyżej wspomniany The Host to film do obejrzenia i zapomnienia.


The Vampire Academy
O dziwo na tym filmie bawiłam się najlepiej. Zapewne dlatego, że wcześniej nie czytałam książki i szczerze mówiąc nie mam zamiaru. Nie mogłam więc narzekać na nieścisłości z fabułą książki, a co za tym idzie moje czoło zostało uchronione przed potencjalnymi siniakami od ciągłych facepalmów. Nie będę się więc nad tym filmem rozwodzić, bo i nie ma bardzo nad czym. Ot całkiem niezła historia, w miarę przyzwoicie zagrana. Za filmem tym stoją ludzie odpowiedzialni za wyprodukowanie Mean Girls i to powinno już dużo mówić o stylu w jakim jest The Vampire Academy. Jest zabawnie, trochę przekornie, ale przede wszystkim z dużym dystansem do wszystkiego włącznie z bohaterami filmu i pokazywanymi wydarzeniami. Przyjemnie ogląda się tego rodzaju filmy, które potrafią się z siebie śmiać i pokazać widzowi, że nie należy odbierać wszystkiego na poważnie. Za to duży plus. Jeżeli więc nie macie ochoty na nic ambitnego i chcecie się trochę pośmiać, to The Vampire Academy powinno dać radę.



4 komentarze:

  1. Żadnego z tych filmów nie widziałam i raczej się nie skuszę, ale twój post skłonił mnie do refleksji nad tym jak czasy się zmieniają. Ja w wieku docelowych czytelników tych książek zaczytywałam się w Jeżycjadzie, Ani z Zielonego Wzgórza, Harrym Potterze. Kto wie jak wyglądałoby moje życie gdybym czytała Zmierzch i tym podobne? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wypatrywałybyśmy za rogiem wampirów i innych cudów niewidów, zamiast czekać na list z Hogwartu? ;) A tak na poważnie, to faktycznie to trochę smutne, że dzisiejsza młodzież zaczytuje się w tego typu książkach, które bądź co bądź pisane są na jedną nutę i jedynie prześcigają się w byciu bardziej mrocznymi. Ale tak jak napisałaś czasy się zmieniają, co niestety widać też w kreskówkach czy nawet zabawkach...

      Usuń
  2. Pamiętam, gdy czytałam 'Host' zaraz po lekturze Zmierzchu... jedno trzeba przyznać pani Meyers: pisze tak, by wciągnąć czytelnika i zwykle jej się to udaje. Pomysł na fabułę był zadziwiająco dobry, wykonanie niestety mniej.. gdy usłyszałam o ekranizacji gdzieś głęboko miałam nadzieję na wykorzystanie najlepszych cech książki. Niestety, wyszła hybryda gorsza niż Zmierzch - ten miał bowiem przynajmniej dobrą muzykę.
    Zwykłam oglądać tego typu filmy dla zabawy, często się z nich "nabijając", bo w sumie po to są, warto zaś zobaczyć, co kręci dziś amerykańskich nastolatków ^^ można mieć naprawdę sporo zabawy przy seansie Zmierzchu i podobnych jeżeli podejdzie się do nich z odpowiednim dystansem i może nutką alkoholu ;)
    Dzięki Tobie dowiedziałam się o istnieniu The Vampire Academy. Mean Girls wzbudziły moją sympatię, zobaczymy jak będzie z tym filmem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie w "The Host" nawet muzyka nie była dobra ;)

      Szczerze mówiąc z opisanych przeze mnie filmów "The Vampire Academy" jest chyba najdurniejszy, ale najlepiej się go ogląda, bo widać że twórcy na siłę nie próbowali robić z niego poważnego filmu. Więc jeśli lubisz oglądać takie filmy dla zabawy (ja mówię, że oglądam je dla odmóżdżenia ;) ) to myślę, że powinien Ci się w miarę spodobać ;)

      Usuń