niedziela, 29 marca 2015

BBC North & South, czyli nie ma to jak genialna, brytyjska drama

Moim najgorszym błędem ostatnich dni było obejrzenie trzech odcinków Poldark. Zamiast grzecznie poczekać, aż światło dzienne ujrzą wszystkie odcinki, to ja uległam pokusie i obejrzałam najnowszą brytyjską dramę, a raczej jej trzy odcinki i znalazłam się w tym okropnym stanie oczekiwania na nowy odcinek. Przy okazji w moim fanowskim serduchu narodziła się ogromna potrzeba oglądania brytyjskich produkcji kostiumowych, czyli jak ja lubię je zwać brytyjskich dram. Na pierwszy ogień poszło Północ Południe, nad którym wszyscy się zachwycali, a ja jakoś do tej pory skutecznie je ignorowałam. Jak się po raz kolejny okazało, jeżeli całe Internety krzyczą, że coś jest dobre, to musi być dobre. A North & South jest ni mniej ni więcej genialne.

Produkcja stacji BBC jest ekranizacją powieści Elizabeth Gaskell pod tym samym tytułem. Margaret Hale i jej rodzina są zmuszeni porzucić sielankowe życie w południowej – rolniczej części Anglii i przeprowadzić się do słynącego z przemysłu bawełniczego Milton, leżącego na północy. Margaret musi zmierzyć się z życiem daleko od ukochanego domu i przystosować się do zwyczajów panujących w Milton. Nie jest to łatwe, szczególnie gdy na własne oczy widzi skutki rewolucji przemysłowej - tego jak żyją biedni, a jak panowie, tacy jak John Thornton, którego dziewczyna nie darzy zbyt dużą sympatią.

czwartek, 26 marca 2015

Big A reveal, czyli w końcu wiadomo kto jest A



Pretty Little Liars to serial, na który się złoszczę i z którego się nabijam, by potem siąść i w kilkanaście dni nadrobić cały sezon. Gdybym miała czekać tydzień na kolejny odcinek, to na pewno nie dałabym rady. Z prostej przyczyny. Ten serial nie jest wart czekania. Może kiedyś, podczas pierwszych trzech sezonów, można było czekać tygodniami na nowy odcinek, bo każdy odcinek był ciekawy i coś w miarę „sensownego” się w nim działo („sensownego”, bo ten serial ma swoją definicję sensowności), to ostatnie dwa sezony utwierdziły mnie w przekonaniu, że scenarzyści kompletnie nie wiedzą co zrobić z historią czwórki nastolatek dręczonych przez tajemnicze „A”. Mimo to, spodziewałam się, że tak promowany ostatni odcinek piątego sezonu przyniesie trochę odpowiedzi, rozwiązań i sprawi, że będę musiała zbierać żuchwę z podłogi. A jak było? Dalej oczywiście spoilery odnośnie tego kim jest A.


niedziela, 22 marca 2015

Kingsman: The Secret Service, czyli o trudach pracy krawców jej królewskiej mości

Trzeba przyznać, że na Kingsman do kina trafiłam trochę przypadkowo. Otóż zdarza mi się czasami usiąść i „zmarnować” kilkadziesiąt minut mojego życia na oglądanie zwiastunów. W ten oto prosty sposób dowiedziałam się, że Matthew Vaughn nakręcił nowy film i że ów film zapowiada się być kawałkiem całkiem niezłej rozrywki. Do tego jest przyjemną alternatywą dla tych, których niekoniecznie ciągnęło w Walentynki do kina na Greya (tak, piszę o filmie z miesięcznym opóźnieniem, ale kto blogerowi zabroni?). Co zaś w tym wszystkim jest najlepsze, to że film naprawdę okazał się być sprawnie zrealizowanym kinem akcji z ogromną dozą mocno trafionego humoru i jedynie odrobiną humoru, który niektórzy (w tym i ja) mogli uznać za przekraczający granicę dobrego smaku. Na szczęście owe niewypały nie zepsuły mi seansu, zresztą kiedy Colin Firth wygląda tak świetnie w idealnie skrojonym garniturze, to na niektóre rzeczy można przymknąć oko, ale po kolei.

Film Vaughna, bazujący na komiksach Marka Millara, opowiada historię młodego chłopaka, który zostaje zwerbowany do programu treningowego szpiegowskiej agencji. Mentorem Eggsy'iego zostaje doświadczony agent Harry Hart, który niegdyś znał ojca młodzieńca. Kiedy młodzi adepci przechodzili mordercze treningi, reszta agentów musiała stawić czoła geniuszowi, który chciał zdobyć władzę nad światem. Chcąc nie chcąc młodzi agenci, również musieli stanąć do walki w obronie świata.

czwartek, 19 marca 2015

Butch Cassidy and the Sundance Kid, czyli świetne kino w wyśmienitej obsadzie

(źródło)
Już jakiś czas temu postanowiłam sobie, że w ramach takiego mojego osobistego wyzwania postaram się obejrzeć wszystkie filmy z Paulem Newmanem. Na razie idzie mi ta sztuka powoli, bo niektóre filmy ciężko jest znaleźć, ale jak się okazuje otaczają mnie dobre dusze, które potrafią słuchać i tym samym sprawiać najlepsze prezenty urodzinowe. Bo czy może być coś lepszego, niż otrzymanie w ramach prezentu urodzinowego filmu, który już od dość długiego czasu chciało się obejrzeć? Oczywiście, że może być – kiedy ów film okazuje się być świetnym filmem. Bo Butch Cassidy and the Sundance Kid, o którym mowa, to film bardzo dobry pod każdym względem – reżyserii, scenariusza i przede wszystkim aktorstwa. A do tego kryje w sobie uroczą niespodziankę w postaci piosenki, której w życiu nie spodziewałabym się usłyszeć w westernie.

środa, 18 marca 2015

La belle et la bête, czyli Piękna i Bestia raz jeszcze

W kinach od kilku dni można oglądać filmową wersję Kopciuszka w reżyserii Kennetha Branagh, na której to seans muszę w końcu znaleźć czas, za to w ramach kurowania się i nie wyścibiania nosa na dwór (zrobiło się słonecznie, więc jestem chora, czyli norma w moim wykonaniu), postanowiłam obejrzeć filmową wersję innej baśni. Mowa tutaj oczywiście o Pięknej i Bestii w wydaniu francuskim, która wyszła spod ręki Christophe Gansa, odpowiedzialnego za bardzo lubiane przeze mnie Braterstwo wilków. Niestety najnowszy film francuskiego reżysera, to piękne, drogie kino (budżet filmu wyniósł około 30 mln euro!), któremu brakuje niestety porządnego scenariusza, stąd piękne, bajkowe krajobrazy przez lwią część seansu wieją przeogromną nudą.

La belle et la bête bazuje na znanej francuskiej baśni ludowej, którą większa część widzów kojarzy z animowanego filmu Disneya z 1991 roku. W filmie Gansa Belle jest skromną córką, bogatego kupca, który traci swój majątek, gdy jego trzy statki z towarem giną podczas sztormu. Cała rodzina zmuszona jest przenieść się na wieś i tam wieść życie pozbawione wszelkich luksusów. Okazuje się jednak, że jeden ze statków przetrwał sztorm i rodzina Belle może wróci na salony i do życia w wygodzie. Kiedy kupiec wraca z miasta, gdzie szukał informacji o swoim statku, w czasie zamieci trafia do pięknego zamku, gdzie zostaje godnie przyjęty w gościnę i obdarowany. Wśród darów znajdują się drogie suknie i biżuteria, o którą prosiły kupca jego dwie córki, które miały nadzieję na to, że odnaleziony statek zwróci im ich utracone bogactwo. Niestety wśród podarków nie było róży, o którą prosiła ojca Belle. Kupiec widząc piękny ogród swego darczyńcy, postanawia zerwać jedną różę. Okazuje się, że było to bardzo złe posunięcie, bo kupiec staje oko, w oko z panem pięknego zamku – z Bestią. Karą za kradzież róży, ma być życie kupca, Belle postanawia jednak poświęcić swoje życie zamiast ojca.

środa, 11 marca 2015

American Sniper, czyli wyszło jak wyszło, a mogło być lepiej

Znowu wracam po dłuższej przerwie i tym razem nie będę się tłumaczyć dlaczego mnie tutaj tak długo nie było. Nie widzę w tym sensu, więc szkoda i mojego i Waszego czasu. Nie tak dawno miałam okazję obejrzeć w kinie najnowszy film Clinta Eastwooda American Sniper. Z filmem wiązałam dość spore nadzieje, szczególnie że lubię tego typu filmy, a i wyniki sprzedaży biletów za oceanem też raczej nie zniechęcały (chociaż chyba ostatnimi czasy nie powinno się zwracać uwagi na wyniki box office'u kiedy chcemy podjąć decyzję na jaki film chcemy pójść do kina, patrząc na to ile grubych milionów zarobił Grey, którego nie oglądałam i którego nie spieszy mi się obejrzeć, tak na marginesie). Cóż, moje oczekiwania co do Snajpera były wysokie, a film spełnił je może w jakichś pięćdziesięciu procentach. Dlaczego? O tym dalej.

American Sniper opowiada losy Teksańczyka, Chrisa Kyle'a, który po zamachu z jedenastego września postanawia zaciągnąć się do armii USA, by bronić swego kraju. Kyle wstępuje do elitarnej jednostki Navy SEAL i powoli staje się żyjącą legendą – najskuteczniejszym snajperem w historii amerykańskiej armii.