Drugi sezon Teen Wolf mnie nie zawiódł, muszę przyznać, że
wręcz przeciwnie, pozytywnie mnie zaskoczył. Było więcej akcji, zero
niepotrzebnych przestojów, a bohaterowie nareszcie dorośli, no może za
wyjątkiem niektórych… Dalej są spojlery jak stąd do Baecon Hills.
Scott
Nasz główny bohater nareszcie staje na wysokości
postawionego przed nim zadania. W swoich mocach dostrzega coś więcej niż
świetną możliwość na zyskanie popularności w szkole i bycie gwiazdą lacrosse.
Po raz pierwszy widzimy nastolatka, który musi wcześniej dorosnąć i wybrać czy
chce być częścią stada Dereka, który niestety wcale, ale to wcale, nie nadaje
się na Alfę, czy chce spróbować wieść żywot normalnego nastolatka, mimo że
normalności w jego życiu jest tyle co sensu w piątym sezonie True Blood. Na
pierwszy plan wysuwa się jednak fakt, ze nareszcie Scott używa tego co mieści
się w jego czaszce i potrafi sam wpaść na dobry plan, czy samodzielnie podjąć
ważną i mądrą decyzję bez pomocy Stilesa. Nasz Teen Wolf powoli się
usamodzielnia. Niestety życie uczuciowe Scotta staje się coraz bardziej trudne,
bo ile można spotykać się potajemnie ze swoją dziewczyna, której rodzina od lat
zajmuje się zabijaniem wilkołaków?
Stiles
Stiles również dorośleje. Możemy zobaczyć więcej jego
rozterek emocjonalnych. Ciągłe okłamywanie ojca (szeryfa lokalnej policji)
przychodzi Stilesowi coraz trudniej i kosztuje go coraz więcej wyrzeczeń.
Niemożność powiedzenia ojcu o prawdziwej sytuacji w miasteczku sprawia, że
Stiles oddala się od ojca co mocno dotyka obu panów. Stiles jednak nie traci
ducha, mimo że już chyba jako jedyny może szczycić się jako taką normalnością, nadal
nie posiada żadnych super mocy, a jego bronią jak twierdzi pozostaje sarkazm i
odrobina wiary w siebie. Oczywiście scenarzyści, tak jak w pierwszym sezonie,
nie poskąpili tej postaci świetnych dialogów, jak i tego, że Stiles pozostaje
mistrzem komicznych sytuacji. Nawet momenty poważne i bardzo ważne dla dalszego
rozwoju wydarzeń, w których Stiles uczestniczy poważnymi nazwać nie można. Na
razie to chyba najciekawsza postać z całej ekipy.
![]() |
Tak, Stiles również dorośleje, oto dowód, a może nie... |
Derek
O Dereku pisać można wiele, że w pierwszym sezonie był jakiś
dziwny, tajemniczy, skrzywdzony przez los, nieskory do okazywania uczuć czy
jakichkolwiek emocji, nauczycielem dla Teen Wolfa też dobrym nie był. Chciałoby
się rzec, że się poprawił, że przyłożył się do bycia Alfą. Niestety zdanie to
jakoś nie chce mi się wystukać na klawiaturze, bo Alfą Derek jest złym, albo
inaczej, jest najbardziej nieporadnym i nierozgarniętym Alfą jaki chyba
kiedykolwiek został wymyślony. Nie potrafi utrzymać przy sobie Scotta, który
nie chce należeć do jego stada, mimo że panowie od czasu do czasu pomagają
sobie, a Derek wykazuje jakiś szczątkowy instynkt opiekuńczy wobec tytułowego
Teen Wolfa. Jednak pomysł ze stworzeniem swojego stada z nastolatków z
problemami, którzy nie zrobili i nie zrobią kariery w liceum, nie potrafili
znaleźć sobie miejsca w szkolnej społeczności i w domowym zaciszu, to chyba nie
jest najlepszy pomysł, prawda? Szczególnie gdy jedno z nich było maltretowane
przez ojca, drugie choruje na epilepsję, a trzecie jakoś tak asymiluje się od
wszystkich dookoła (wspominałam, że ten trzeci jest duży i silny?). Na domiar
złego Derek twierdzi, że nauczy ich wszystkiego co wie, ale idzie mu to jakoś
opornie, chyba jedynie Isaac potrafi skorzystać z dość mało precyzyjnych rad
swojego Alfy. Poza tym jako Alfa, Derek dysponuje dość skąpą wiedzą na temat
tego co dzieje się w miasteczku i jak zwalczyć to, co grasuje po jego ulicach.
Jednak, mimo tych wszystkich mankamentów, postać Dereka nabrała jako takich
rumieńców, a bezpośrednie konfrontacje Dereka ze Stilesem dalej wnoszą wiele
akcji i humoru. Co trzeba przyznać, radosny Derek przepełniony poczuciem władzy
jaką dała mu pozycja Alfy, to mój ulubiony Derek.
Jackson i Lydia
Między tym dwojgiem niestety nie działo się w tym sezonie
zbyt ciekawie. Jackson musiał zmagać się z tym, kim się stał, po tym jak został
ugryziony przez Dereka. Nic nie poszło po jego myśli i zamiast futrzanym
wilkołakiem (bez futra), stał się łuskowatą jaszczurką zwaną Kanimą. Na domiar
złego owa jaszczurka nie miała wolnej woli i jako samotne stworzenie szukała
swojego pana, niestety dobrą jaszczurką nie była i być nie mogła, bo jak
twierdził bestiariusz Argentów była narzędziem zemsty. I tak nieświadomy
niczego Jackson stał się narzędziem do mordowania ludzi, którzy podpadli jego
panu. Smutne, ale prawdziwe. Niestety wszystkie te przykre rzeczy, które
przydarzyły się Jacksonowi nie sprawiły, ze zmienił swoje postępowanie, wręcz
przeciwnie był jeszcze bardziej denerwującą i irytującą postacią niż zwykle.
Natomiast Lydię przyjaciele zepchnęli na dalszy plan, przez co niczego
nieświadoma Lydia musiała radzić sobie ze wszystkim sama. Nie wiedziała co się
dzieje w miasteczku, nie wiedziała, że została ugryziona przez wilkołaka i że w
jakiś cudowny sposób ani nie umarła, ani nie zmieniła się w wilkołaka. Coś
sprawiło, że stała się odporna na ugryzienie, ale nie odporna na Petera. Bo
Peter mimo tego, że z poderżniętym przez Dereka gardłem spoczywał sobie pod
fundamentami domu Hale’ów to w jakiś dziwny sposób potrafił kontaktować się z
Lydią. Zresztą Lydia chyba zaraz po Jacksonie miała najciężej w tym sezonie, a
większość scen z jej udziałem kwalifikowała się do opatrzenia etykietką
„horror”. Mimo to wątek Lydii i jej dziwnego telepatycznego związku z Peterem
był ciekawy i dobrze przemyślany, a przede wszystkim przyprawiał o dreszcze.
![]() |
Manipulowana przez Pterea Lydia była przerażająca. |
Argentowie
W tym sezonie Allison poznaje historię swojej rodziny,
dowiaduje się więcej o swoich obowiązkach i odpowiedzialności jaka spoczywa na
członkach rodziny Argentów. Wątek ten mnie jakoś nie zachwycił, szczególnie że
postać Allison wydaje mi się ciągle jakaś taka bezbarwna i pozbawiona chęci do życia.
Cieszę się, że twórcy zdecydowali się pokazać też drugą stronę Allison, tę
którą obudził w niej dziadek i chęć zemsty. Niestety strona ta nie jest wcale
ciekawsza od tej prezentowanej wcześniej, bo zbuntowana Allison tylko przez
moment była warta uwagi, później moje zainteresowanie tą postacią wróciło do
punktu zerowego. Uważam, że bardzo dobrym pomysłem było wprowadzenie postaci matki
Allison oraz Gerarda, dziadka Allison. Postaci te nieźle namieszały w fabule,
pierwsza wniosła trochę humoru i chyba przedstawiła najgorsze obawy nastolatka
odnośnie tego jak matka jego dziewczyny może zareagować na coraz bardziej
zażyłe stosunki między nimi, zaś Gerard nie okazał się być dobrym dziadkiem. Za
to był bardzo dobrym czarnym charakterem, bezwzględnym, nieliczącym się z nikim
i niczym, szukającym zemsty i dążącym po trupach do wyznaczonego wcześniej
celu. Postaci tej nie da się lubić, od początku można domyśleć się, że jej
pojawienie się w miasteczku nie wróży nic dobrego, ale sezon bez niej byłby jak
żołnierz bez karabinu, znaczy się nijaki. Parę dobrych momentów miał również
pan Argent, jego dylemat, po której stronie barykady ma się znaleźć ciągnie się
przez cały sezon i sprawia, że widz do samego końca nie wie, czy będzie on
wierny rodzinie i rodzinnej tradycji czy stanie po stronie, po której rozum i
serce nakazują mu stanąć.
Nastolatek z dużym
problemem
Jeżeli mowa o czarnym charakterze to miał być nim również
Matt, nastolatek uczęszczający do tego samego liceum co główni bohaterowie,
który ma lekką obsesję na punkcie Allison (robienie zdjęć, prześladowanie, taki
trochę stalking). Postać ta od początku wzbudzała moje wątpliwości i nie
darzyłam ją zbytnią sympatią, bo lubić się jej nie dało. Ciąg zdarzeń i
wypadków doprowadzających nas do tego kim naprawdę jest Matt (nie jest tylko
nieszczęśliwie i obsesyjnie zakochanym nastolatkiem) i jaka jest jego rola w
rozgrywanych wydarzeniach była bardzo dobrze poukładana i przemyślana. Co
przerażało to motywy Matta do czynienia wszystkiego tego co czynił i ile urazy
można chować w sobie. Albo inaczej, jakie skutki ma chowana przez długi czas
uraza.
Czołówka i efekty
specjalne
Pierwszą rzeczą jaką zauważa się po włączeniu pierwszego
odcinka drugiego sezonu jest czołówka. Ale nie byle jaka czołówka. Jest to
czołówka zrobiona ciekawie i ze smakiem, chociaż niektórych rzeczy nie
zrozumiałam co mają przedstawiać… Jednak dla producentów jest duży plus za
zrobienie niezwykle dynamicznej i oprawionej w świetną muzykę czołówki (i za
Dereka obsypanego mąką). Drugą rzeczą są efekty specjalne oraz charakteryzacja.
Już nie tylko sceny meczy lacrosse wyglądają widowiskowo, ale i sceny walki
między wilkołakami, bądź wilkołakami a Kenimą są o niebo lepsze i
przyjemniejsze dla oka. Również wygląd wilkołaka uległ małej zmianie i to chyba
zmianie na lepsze.
To by było chyba na tyle. Teraz wszystkim fanom pozostaje
tylko czekać na trzeci sezon Teen Wolf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz