czwartek, 6 września 2012

Ja chcę jeszcze, czyli wrażenia z drugiego sezonu Teen Wolf

Drugi sezon Teen Wolf mnie nie zawiódł, muszę przyznać, że wręcz przeciwnie, pozytywnie mnie zaskoczył. Było więcej akcji, zero niepotrzebnych przestojów, a bohaterowie nareszcie dorośli, no może za wyjątkiem niektórych… Dalej są spojlery jak stąd do Baecon Hills.

Scott

Nasz główny bohater nareszcie staje na wysokości postawionego przed nim zadania. W swoich mocach dostrzega coś więcej niż świetną możliwość na zyskanie popularności w szkole i bycie gwiazdą lacrosse. Po raz pierwszy widzimy nastolatka, który musi wcześniej dorosnąć i wybrać czy chce być częścią stada Dereka, który niestety wcale, ale to wcale, nie nadaje się na Alfę, czy chce spróbować wieść żywot normalnego nastolatka, mimo że normalności w jego życiu jest tyle co sensu w piątym sezonie True Blood. Na pierwszy plan wysuwa się jednak fakt, ze nareszcie Scott używa tego co mieści się w jego czaszce i potrafi sam wpaść na dobry plan, czy samodzielnie podjąć ważną i mądrą decyzję bez pomocy Stilesa. Nasz Teen Wolf powoli się usamodzielnia. Niestety życie uczuciowe Scotta staje się coraz bardziej trudne, bo ile można spotykać się potajemnie ze swoją dziewczyna, której rodzina od lat zajmuje się zabijaniem wilkołaków?

Stiles

Stiles również dorośleje. Możemy zobaczyć więcej jego rozterek emocjonalnych. Ciągłe okłamywanie ojca (szeryfa lokalnej policji) przychodzi Stilesowi coraz trudniej i kosztuje go coraz więcej wyrzeczeń. Niemożność powiedzenia ojcu o prawdziwej sytuacji w miasteczku sprawia, że Stiles oddala się od ojca co mocno dotyka obu panów. Stiles jednak nie traci ducha, mimo że już chyba jako jedyny może szczycić się jako taką normalnością, nadal nie posiada żadnych super mocy, a jego bronią jak twierdzi pozostaje sarkazm i odrobina wiary w siebie. Oczywiście scenarzyści, tak jak w pierwszym sezonie, nie poskąpili tej postaci świetnych dialogów, jak i tego, że Stiles pozostaje mistrzem komicznych sytuacji. Nawet momenty poważne i bardzo ważne dla dalszego rozwoju wydarzeń, w których Stiles uczestniczy poważnymi nazwać nie można. Na razie to chyba najciekawsza postać z całej ekipy.

Tak, Stiles również dorośleje, oto dowód, a może nie...
Derek

O Dereku pisać można wiele, że w pierwszym sezonie był jakiś dziwny, tajemniczy, skrzywdzony przez los, nieskory do okazywania uczuć czy jakichkolwiek emocji, nauczycielem dla Teen Wolfa też dobrym nie był. Chciałoby się rzec, że się poprawił, że przyłożył się do bycia Alfą. Niestety zdanie to jakoś nie chce mi się wystukać na klawiaturze, bo Alfą Derek jest złym, albo inaczej, jest najbardziej nieporadnym i nierozgarniętym Alfą jaki chyba kiedykolwiek został wymyślony. Nie potrafi utrzymać przy sobie Scotta, który nie chce należeć do jego stada, mimo że panowie od czasu do czasu pomagają sobie, a Derek wykazuje jakiś szczątkowy instynkt opiekuńczy wobec tytułowego Teen Wolfa. Jednak pomysł ze stworzeniem swojego stada z nastolatków z problemami, którzy nie zrobili i nie zrobią kariery w liceum, nie potrafili znaleźć sobie miejsca w szkolnej społeczności i w domowym zaciszu, to chyba nie jest najlepszy pomysł, prawda? Szczególnie gdy jedno z nich było maltretowane przez ojca, drugie choruje na epilepsję, a trzecie jakoś tak asymiluje się od wszystkich dookoła (wspominałam, że ten trzeci jest duży i silny?). Na domiar złego Derek twierdzi, że nauczy ich wszystkiego co wie, ale idzie mu to jakoś opornie, chyba jedynie Isaac potrafi skorzystać z dość mało precyzyjnych rad swojego Alfy. Poza tym jako Alfa, Derek dysponuje dość skąpą wiedzą na temat tego co dzieje się w miasteczku i jak zwalczyć to, co grasuje po jego ulicach. Jednak, mimo tych wszystkich mankamentów, postać Dereka nabrała jako takich rumieńców, a bezpośrednie konfrontacje Dereka ze Stilesem dalej wnoszą wiele akcji i humoru. Co trzeba przyznać, radosny Derek przepełniony poczuciem władzy jaką dała mu pozycja Alfy, to mój ulubiony Derek.



Jackson i Lydia

Między tym dwojgiem niestety nie działo się w tym sezonie zbyt ciekawie. Jackson musiał zmagać się z tym, kim się stał, po tym jak został ugryziony przez Dereka. Nic nie poszło po jego myśli i zamiast futrzanym wilkołakiem (bez futra), stał się łuskowatą jaszczurką zwaną Kanimą. Na domiar złego owa jaszczurka nie miała wolnej woli i jako samotne stworzenie szukała swojego pana, niestety dobrą jaszczurką nie była i być nie mogła, bo jak twierdził bestiariusz Argentów była narzędziem zemsty. I tak nieświadomy niczego Jackson stał się narzędziem do mordowania ludzi, którzy podpadli jego panu. Smutne, ale prawdziwe. Niestety wszystkie te przykre rzeczy, które przydarzyły się Jacksonowi nie sprawiły, ze zmienił swoje postępowanie, wręcz przeciwnie był jeszcze bardziej denerwującą i irytującą postacią niż zwykle. Natomiast Lydię przyjaciele zepchnęli na dalszy plan, przez co niczego nieświadoma Lydia musiała radzić sobie ze wszystkim sama. Nie wiedziała co się dzieje w miasteczku, nie wiedziała, że została ugryziona przez wilkołaka i że w jakiś cudowny sposób ani nie umarła, ani nie zmieniła się w wilkołaka. Coś sprawiło, że stała się odporna na ugryzienie, ale nie odporna na Petera. Bo Peter mimo tego, że z poderżniętym przez Dereka gardłem spoczywał sobie pod fundamentami domu Hale’ów to w jakiś dziwny sposób potrafił kontaktować się z Lydią. Zresztą Lydia chyba zaraz po Jacksonie miała najciężej w tym sezonie, a większość scen z jej udziałem kwalifikowała się do opatrzenia etykietką „horror”. Mimo to wątek Lydii i jej dziwnego telepatycznego związku z Peterem był ciekawy i dobrze przemyślany, a przede wszystkim przyprawiał o dreszcze. 

Manipulowana przez Pterea Lydia była przerażająca.

Argentowie

W tym sezonie Allison poznaje historię swojej rodziny, dowiaduje się więcej o swoich obowiązkach i odpowiedzialności jaka spoczywa na członkach rodziny Argentów. Wątek ten mnie jakoś nie zachwycił, szczególnie że postać Allison wydaje mi się ciągle jakaś taka bezbarwna i pozbawiona chęci do życia. Cieszę się, że twórcy zdecydowali się pokazać też drugą stronę Allison, tę którą obudził w niej dziadek i chęć zemsty. Niestety strona ta nie jest wcale ciekawsza od tej prezentowanej wcześniej, bo zbuntowana Allison tylko przez moment była warta uwagi, później moje zainteresowanie tą postacią wróciło do punktu zerowego. Uważam, że bardzo dobrym pomysłem było wprowadzenie postaci matki Allison oraz Gerarda, dziadka Allison. Postaci te nieźle namieszały w fabule, pierwsza wniosła trochę humoru i chyba przedstawiła najgorsze obawy nastolatka odnośnie tego jak matka jego dziewczyny może zareagować na coraz bardziej zażyłe stosunki między nimi, zaś Gerard nie okazał się być dobrym dziadkiem. Za to był bardzo dobrym czarnym charakterem, bezwzględnym, nieliczącym się z nikim i niczym, szukającym zemsty i dążącym po trupach do wyznaczonego wcześniej celu. Postaci tej nie da się lubić, od początku można domyśleć się, że jej pojawienie się w miasteczku nie wróży nic dobrego, ale sezon bez niej byłby jak żołnierz bez karabinu, znaczy się nijaki. Parę dobrych momentów miał również pan Argent, jego dylemat, po której stronie barykady ma się znaleźć ciągnie się przez cały sezon i sprawia, że widz do samego końca nie wie, czy będzie on wierny rodzinie i rodzinnej tradycji czy stanie po stronie, po której rozum i serce nakazują mu stanąć.     

Nastolatek z dużym problemem

Jeżeli mowa o czarnym charakterze to miał być nim również Matt, nastolatek uczęszczający do tego samego liceum co główni bohaterowie, który ma lekką obsesję na punkcie Allison (robienie zdjęć, prześladowanie, taki trochę stalking). Postać ta od początku wzbudzała moje wątpliwości i nie darzyłam ją zbytnią sympatią, bo lubić się jej nie dało. Ciąg zdarzeń i wypadków doprowadzających nas do tego kim naprawdę jest Matt (nie jest tylko nieszczęśliwie i obsesyjnie zakochanym nastolatkiem) i jaka jest jego rola w rozgrywanych wydarzeniach była bardzo dobrze poukładana i przemyślana. Co przerażało to motywy Matta do czynienia wszystkiego tego co czynił i ile urazy można chować w sobie. Albo inaczej, jakie skutki ma chowana przez długi czas uraza. 

Czołówka i efekty specjalne

Pierwszą rzeczą jaką zauważa się po włączeniu pierwszego odcinka drugiego sezonu jest czołówka. Ale nie byle jaka czołówka. Jest to czołówka zrobiona ciekawie i ze smakiem, chociaż niektórych rzeczy nie zrozumiałam co mają przedstawiać… Jednak dla producentów jest duży plus za zrobienie niezwykle dynamicznej i oprawionej w świetną muzykę czołówki (i za Dereka obsypanego mąką). Drugą rzeczą są efekty specjalne oraz charakteryzacja. Już nie tylko sceny meczy lacrosse wyglądają widowiskowo, ale i sceny walki między wilkołakami, bądź wilkołakami a Kenimą są o niebo lepsze i przyjemniejsze dla oka. Również wygląd wilkołaka uległ małej zmianie i to chyba zmianie na lepsze.         

To by było chyba na tyle. Teraz wszystkim fanom pozostaje tylko czekać na trzeci sezon Teen Wolf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz