poniedziałek, 24 grudnia 2012

Zbiorowo (1): Filmy z kategorii „młodzieżowe”, czyli wcale nie takie słabe kino


Po obejrzeniu filmów, które oglądam od kilku lat w każde święta (został mi chyba już tylko Billy Elliot, ale liczę, że BBC Entertainment niedługo go pokaże) miałam się zabrać za filmy przedstawiające wariacje na temat końca świata, bądź życia w post apokaliptycznym świecie, ale jako, że koniec świata odłożono, to stwierdziłam, że jeszcze zdążę je obejrzeć. Dlatego pomyślałam, że kontynuując oglądanie filmów lekkich i przyjemnych, obejrzę filmy oznaczone etykietką ‘młodzieżowy’, bo i w tej kategorii miałam spore zaległości. Ku mojemu zdziwieniu filmy te nie były kompletnie bez sensu i już od pierwszych minut potrafiły wzbudzić moje zainteresowanie i dużą dozę sympatii do głównych bohaterów, no może za wyjątkiem jednego.


Easy A (2010)
Pamiętam, że promocja tego filmu była dość duża w Polsce, a przynajmniej w Warszawie. W metrze i w centrum wisiały duże billboardy z zielonymi plakatami, na których widniała sympatyczna Emma Stone i polski tytuł filmu, który brzmi Łatwa dziewczyna i chyba ten tytuł zniechęcił mnie do obejrzenia filmu. Teraz jednak stwierdziłam, że mało zachęcający tytuł nie stanie mi na przeszkodzie w nadrobieniu zaległości.

Film opowiada historię pewnej licealistki (Emma Stone), która nigdy dotąd nie zaznała smaku licealnej popularności i jak sama siebie opisuje, może dlatego, że jest osobą o przeciętnym wyglądzie i mało wyróżniających się zainteresowaniach. Jak każda bohaterka tego typu filmów, Olive jest zakochana w chłopaku, który jej nie dostrzega, a może tylko boi się zrobić pierwszy krok. Jej najlepsza kumpela wydaje się być osobą wyzwoloną, czego nie pochwala przewodnicząca kółka modlitewnego (Amanda Bynes), która tylko czeka by komuś uprzykrzyć życie, oczywiście ku wyższemu celowi. Życie Olive ulega jednak radykalnym zmianom, gdy dziewczyna postanawia pomóc swojemu koledze. Otóż kolega jest gejem, o czym wszyscy wiedzą i dlatego go poniżają. On jednak uważa, że aby zyskać spokój i jako taki ‘szacunek’ rówieśników musi się przespać z dziewczyną. I tu zaczyna się misterny plan, który doprowadza Olive do reputacji owej ‘łatwej dziewczyny’.  Bo z kolegą przespała się na niby, zaś wszyscy inni mało popularni chłopcy, którzy dowiedzieli się jak było naprawdę, przyszli prosić Olive o podobny rodzaj pomocy, oferując w zamian gotówkę/bony/kupony/karty podarunkowe itd. W ten sposób Olive staje się znienawidzona przez wszystkich uczniów swojego liceum, no może za wyjątkiem jednego…

Film jest zabawny, a Emma Stone sprawia, że jej bohaterki nie da się nie lubić. Spodobał mi się pomysł na opowiedzenie tej historii. W praktyce na początku filmu poznajemy dziewczynę, która próbuje odzyskać swoją utraconą reputację, a dopiero z czasem dowiadujemy się wydarzenie po wydarzeniu jak to się stało, że Olive z przeciętnej dziewczyny w niezwykle krótkim czasie spadła w licealnej hierarchii na sam dół. Historię tę opowiada nam sama Olive za pomocą filmu, który kręci by opowiedzieć ludziom co tak naprawdę zaszło i przeprosić wszystkich których zraniła.

Niektóre momenty w filmie są niezwykle absurdalne, albo tylko mi wydaje się że dorośli na pewno się tak nie zachowują. Mimo to, Easy A w większości momentów śmieszy, a nie irytuje, co sprawia, że ogląda się go przyjemnie. Dałabym również duży plus za dobór muzyki, która świetnie wpasowuje się w klimat opowiadanej historii i nastraja pozytywnie. Jeżeli więc macie tzw. ‘doła’, albo po prostu nie macie ochoty na bardziej ambitne kino, to Easy A jest idealnym filmem na poprawę samopoczucia.    


Pitch Perfect (2012)
Film dość nowy i nakręcony na fali popularności Glee, albo tylko szkolnych chórów. Pitch Perfect przedstawia historię Beci (Anna Kendrick), która jest zmuszona przez swojego ojca by pójść na studia. Od pierwszej chwili dziewczyna daje wszystkim do zrozumienia, a przede wszystkim swojemu ojcu – wykładowcy na tutejszym uniwersytecie, że nie chce studiować, a chce pojechać do L.A. i zostać DJ’em. Aby zachęcić Becę do studiów ojciec prosi ją żeby wstąpiła do jakiegoś klubu i wreszcie zawarła jakieś nowe znajomości, jeśli jednak do końca roku akademickiego dalej będzie czuła się źle i nieswojo na uczelni, to ojciec pomoże jej spełnić marzenia. Beca zostaje zwerbowana do jednego ze studenckich chórów a cappella, do żeńskiego chóru o nazwie ‘The Bellas’. Okazuje się, że chór ten nie cieszy się zbyt dobrą opinią po incydencie, który wydarzył się na zeszłorocznych mistrzostwach chórów i teraz chce odzyskać swoją utraconą reputację. W tym przeszkadza im męski chór z tego samego uniwersytetu, który już kilka razy wygrał tytuł mistrzowski. W ferworze walki na czyste dźwięki, Beca próbuje znaleźć swoje miejsce w studenckiej społeczności, zawrzeć nowe przyjaźnie i nie zatracić siebie. Nie jest to proste, gdyż ani Beca, ani liderka ‘The Bellas’ nie potrafią iść na ustępstwa i zrezygnować z tego co uważają za jedyne, słuszne działanie.

Film był bardzo miłym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się po opisie fabuły, że można nakręcić z tego pełnometrażowy film, który w większości momentów bawi, a nie nudzi i irytuje. Annie Kendrick chyba odpowiadał wizerunek dziewczyny, która trzyma się trochę na uboczu i jest pochłonięta swoim hobby – tworzeniem remiksów/mash-up’ów piosenek. Widać, że nie tylko Pattinson i Stewart wybili się dzięki Zmierzchowi, Kendrick też dobrze sobie radzi, gra w coraz ciekawszych, dobrze ocenianych przez krytyków i widownię projektach. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie rolą w Up in the air, gdzie zagrała u boku George’a Clooney’a.

Wracając jednak do filmu, to polecam obejrzeć, bo i wersje a cappella piosenek starych i nowych hitów są naprawdę na wysokim poziomie i cieszą ucho, a i większość gagów można zaliczyć do udanych. Co tu więcej pisać, Pitch Perfect to bardzo przyjemne, lekkie kino, które bawi i daje nadzieję, że z tematyki o zespołach wokalnych/chórach można wycisnąć jeszcze kilka fajnych historii, mimo że twórcy Glee już tego nie potrafią.


LOL (2012)
W tym wypadku, angielskie stwierdzenie ‘and the last but not least’ nie może zostać użyte. Specjalnie zostawiłam LOL na koniec, bo po filmie nie spodziewałam się niczego wielkiego, ale nie spodziewałam się, że będzie on aż tak słaby.

LOL opowiada historię Loli (Miley Cyrus), nastolatki, której rodzice się rozwiedli. Lola nie ma z tym żadnych większych problemów, mieszka z matką (Demi Moore), a gdy coś idzie nie po jej myśli ucieka do ojca. Głowę Loli zaprzątają większe zmartwienia, takie jak zerwanie z chłopakiem i fakt, że najlepszy przyjaciel wyznaje jej miłość. Teraz Lola musi zdecydować czego chce i oczekuje w życiu, z naciskiem na życie uczuciowe.

Fabuła filmu jest prosta jak drut, LOL niczym nie zaskakuje, zaś po kilkunastu minutach możemy domyśleć się zakończenia. Humor jest mało trafiony, a historie i problemy nastolatków momentami zbyt wydumane (albo to tylko moje odczucia). Na dodatek nie jestem fanką Miley Cyrus, jej sposób gry momentami powoduje u mnie zgrzytanie zębów. Demi Moore również nie zachwyca, bo i jej rola nie pozwala na zbyt wiele. LOL to remake francuskiego filmu z 2008 roku. Oryginalnej wersji nie widziałam, ale po zobaczeniu amerykańskiej na pewno w najbliższym czasie oryginalnej nie zobaczę. Zdecydowanie nie polecam.  
              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz