poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nie zawsze znajdujemy to czego szukamy, czyli zadziwiająco dobre Extremely Loud & Incredibly Close


Dopiero niedawno obejrzałam ten film, ale nie dlatego że nie miałam ochoty go wcześniej obejrzeć, a dlatego że o nim zapomniałam. O Extremely Loud & Incredibly Close usłyszałam, jak pewnie większość osób, przy nominacjach do zeszłorocznych Oscarów. Obsada bardzo dobra, tematyka na pierwszy rzut oka wydawała się trochę oklepana, bo filmów o atakach na WTC i o życiu ludzi przed i po tych zamachach powstało już kilka, ale mimo to zwiastun dalej zachęcał. Niestety polskich dystrybutorów najwidoczniej do siebie nie przekonał. Bo potem podczas jednej, a może dwóch moich wizyt w kinie uraczono widzów trailerem tego filmu, ale niestety żadną konkretną datą polskiej premiery już nie. Dalej wszelkie wiadomości o graniu filmu w kinach ucichły. Jakie było moje zdziwienie, kiedy podczas świątecznych zakupów wstąpiłam do empiku po chwilę oddechu i na półce znalazłam DVD z Extremely Loud & Incredibly Close. Teraz po obejrzeniu filmu, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że polscy dystrybutorzy niestety nie stanęli na wysokości zadania, bo myślę, że sporo osób wybrałoby się do kina na film Stephena Daldry’ego.  

Extremely Loud & Incredibly Close skupia się na historii 9-letniego chłopca, Oscara Schell’a, którego ojciec ginie w zamachach na WTC 11 września 2001. Oscar uwielbia zagadki, nazywa siebie wynalazcą amatorem i odkrywcą. Oscar jest również poszukiwaczem, jego ojciec dostarczał mu wskazówki, które miały zaprowadzić chłopca do jakiegoś skarbu, który często był rzeczą mało wartościową, albo wręcz mityczną, jak szósta dzielnica Nowego Jorku. Życie rodziny Schell’ów toczyło się spokojnie do czasu tego pamiętnego, okropnego dnia, który wszystko zmienił. Po śmierci męża matka Oscara rzuciła się w wir pracy, a wolne chwile wykorzystywała na odespanie nieprzespanych nocy, przez co jej kontakt z synem zdecydowanie się pogorszył. Chłopiec, który dusił w sobie tajemnicę związaną z tym dniem, nie potrafił wyznać matce prawdy i sam próbował znaleźć w tym co go spotkało jakiś większy sens. Niestety mimo logicznego myślenia i rozważenia wszystkich możliwości Oscar nie widział sensu ani sprawiedliwości w tym co stało się 11 września. Rok po śmierci ojca chłopiec znajduje w jego rzeczach niebieski wazon, a w nim malutką kopertę, na której widniał napis ‘Black’, a w której mieścił się klucz. Oscar jest przekonany, że to jedna ze wskazówek, jakie zostawiał mu ojciec i postanawia odnaleźć zamek, który ten klucz otwiera. Okazuje się, że zadanie to nie będzie łatwe, bo w Nowym Jorku mieszka prawie pół tysiąca osób o nazwisku Black.     



Mimo tego, że fabuła filmu skupia się na rodzinie, której życie uległo diametralnej zmianie po zamachach z 11 września, nie ma tu wzmianki o terroryzmie, czy pomocy takim rodzinom, jak rodzina Schell’ów. Zamiast tego reżyser pokazuje nam jak sama rodzina próbuje poradzić sobie z tym co ją spotkało, jesteśmy świadkami osobistego dramatu, zwykłych ludzi, ludzi takich jak my. Z takimi traumatycznymi przeżyciami ludzie radzą sobie na różne sposoby. Jedni rzucają się w wir pracy, jak matka Oscara, drudzy popadają w marazm nie mogąc pogodzić się z tym co ich spotkało zaś inni szukają w tym wszystkim sensu. Jak Oscar łapią się ostatniej iskierki nadziei, próbując żyć tak jak kiedyś, próbując znaleźć bądź podtrzymać ostatnią rzecz, która łączy ich z utraconymi bliskimi. Oscar szuka zamka, który otwiera klucz jego ojca. Chłopiec wie, że zadanie jakiego się podjął jest zdecydowanie zbyt wielkie dla chłopca w jego wieku. Mimo to, Oscar dąży do postawionego sobie celu, do znalezienia zamka i znalezienia czegoś co będzie ostatnią pamiątką po utraconym ojcu. Na początku Oscar jest osamotniony w swoich poszukiwaniach, dopiero kiedy przyłącza się do nich starszy pan – mężczyzna wynajmujący pokój u babci Oscara, poszukiwania te nabierają więcej sensu, bo Oscar w osobie starszego pana znajduje przyjaciela. Mężczyzna pomaga chłopcu pokonywać jego lęki i mimo że chłopiec po sobie tego nie pokazuje, jest zadowolony, że nareszcie ma towarzysza, przed którym może się otworzyć. Starszy pan twierdzi, że zakończenie poszukiwań powodzeniem graniczy z cudem, ale mimo to oboje brną w nie dalej. Oscar chociaż zupełnie tego na początku nieświadomy, podczas poszukiwań jednej rzeczy znajduje wiele innych. Po pierwsze poznaje ludzi, których dotknęła tragedia taka sama, a może nawet większa niż jego, ale widzi, że potrafią oni zachować pogodę ducha, mimo przeżywanych osobistych tragedii. Chłopiec znajduje również przyjaciół, pokonuje swoje lęki i w pewnym sensie dochodzi do wniosku, że życie musi się toczyć dalej. Ale nie tylko Oscar zyskuje tak wiele, również ludzie których spotkał wiele się od niego nauczyli. Film w bardzo wzruszający sposób pokazuje, że mimo iż nie zawsze znajdujemy to czego szukamy, albo to czego szukamy nie zawsze okazuje się tym, co chcieliśmy znaleźć, to nigdy nie powinniśmy przestać szukać. To co znajdziemy, może okazać się o wiele cenniejsze niż mogliśmy sobie wyobrazić.         

Dla niektórych przejazd metrem może okazać się nie lada wyzwaniem.

Główną rolę, Oscara, powierzono młodziutkiemu aktorowi, debiutantowi Thomasowi Hornowi. Na początku, kiedy oglądamy losy jeszcze szczęśliwej rodziny Schell’ów i Horn nie ma zbyt dużo do grania, wtedy wszystko jest dobrze. Później, wraz rozwojem akcji, w jego grze zaczynają pojawiać się zgrzyty i w pewnych momentach Horn zamiast grać złość czy frustrację, po prostu krzyczy, zupełnie nie wykorzystując potencjału danej sceny. Może reżyser tak kierował młodym aktorem, nie wiem, ale w niektórych scenach, szczególnie w jednej zakłuło mnie to w oczy, kiedy Oscar rozmawia z postacią graną przez Maxa von Sydowa, bohater mówi starszemu panu jaka niesprawiedliwość go spotkała i jak nie może się z tym pogodzić. Zamiast wtedy zobaczyć chłopca mówiącego podniesionym, pełnym pretensji głosem, widzimy na ekranie krzyczącego, rozgniewanego chłopca, co dla mnie zepsuło przekaz sceny. Bo w tym momencie powinnam mieć łzy w oczach i współczuć bohaterowi, a ja po prostu czekałam aż skończy krzyczeć. Może to tylko moje mylne odczucia, ale tak w środku filmu gra Horna mocno irytuje, ale na szczęście w miarę szybko się poprawia nie psując całkowicie odbioru pokazywanych na ekranie scen.     

Mocnym punktem filmu są aktorzy grający role drugoplanowe, czyli Tom Hanks w roli ojca Oscara, Sandra Bullock w roli matki chłopca i Max von Sydow, jako lokator wynajmujący pokój w mieszkaniu babci Oscara. Co najciekawsze, ten ostatni nie wypowiada w filmie ani jednego zdania, a wydaje się że mówi najwięcej i gra najlepiej ze wszystkich. Postać grana przez Sydowa nie mówi, dlatego wszystko co chce powiedzieć pisze w notesie. Zazwyczaj nie są to jakieś długie wypowiedzi, a krótkie zdania, które wnoszą do rozmów z Oscarem wiele refleksji, a także spokoju tak bardzo chłopcu potrzebnego. Jako, że Sydow nic nie mówi, to genialnie gra twarzą i ciałem. Patrząc na niego dokładnie wiemy co czuje i myśli w takim stopniu, że pisane przez niego na karteczkach słowa stanowią tylko malutki dodatek. Najbardziej podobał mi się pomysł na napisanie na jednej dłoni słowa ‘tak’, a na drugiej ‘nie’, żeby nie musieć pisać tego w kółko na kartkach (przydałoby mi się coś takiego przy rozmowach przez telefon).   



Mimo pewnych zgrzytów, Extremely Loud & Incredibly Close jest dobrym filmem, który polecam każdemu. Nie wiem też dlaczego polscy dystrybutorzy nie zdecydowali się na pokazanie go w kinach. Film wzrusza i nie nudzi, a wizualnie wygląda bardzo dobrze. Nie jest to raczej idealna propozycja filmowa do oglądania w sylwestra, ale do obejrzenia w zimowy wieczór na pewno będzie bardziej trafna.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz