Gossip Girl nareszcie zakończył swoje istnienie, odcinkiem,
który pozostawia wiele do życzenia. Serial miał wiele wzlotów i upadków, ale
finał całej serii wypada blado w porównaniu z finałami z pierwszych dwóch
sezonów Plotkary. Może to świadczyć dobrze jedynie o właścicielach CW, którzy w
odpowiednim momencie (chociaż dla mnie nastąpił on już pod koniec zeszłego
sezonu, a może to było jeszcze przy poprzednim…) zdecydowali się zakończyć
serial. Dlatego na koniec przygody z Gossip Girl fani serialu (jeżeli jeszcze tacy
pozostali) otrzymali skrócony szósty sezon, wypełniony po brzegi absurdem i niedorzecznością,
który jak w każdej bajce zakończył się niezwykle przesłodzonym happy endem i
tym na co niby, podkreślam niby, wszyscy czekali. Czyli odpowiedzią na pytanie ‘kto
jest tytułową plotkarą’, jak się okazało odpowiedź nie była szokująca i dostała
w miarę sporą dozę sensu (chociaż i tak fajnie by było gdyby Plotkarą była
Dorota). Dlaczego podkreślam ‘niby’? Ponieważ kiedy serial trzymał całkiem
niezły poziom, czyli przez jakieś dwa pierwsze sezony, no dobrze może trzy, to
intrygowało mnie to, kim jest ta osoba siedząca gdzieś w zaciszu swojego
pokoju, obserwująca pełne skandali życie młodzieżowej elity z Upper East Side.
Niestety potem odpowiedź na to pytanie stawała się coraz mniej frapująca, a
serial coraz bardziej stawał mi się obojętny. Mimo to doczekałam się końca
historii bohaterów Gossip Girl i wydaje mi się, że należy się im krótkie
podsumowanie.
Serial zaczęłam oglądać w liceum, jako przyjemne oderwanie
się od rzeczywistości. Oczywiście życie przeciętnego, polskiego licealisty nie
wyglądało tak, jak zostało ukazane w serialu życie elitarnych, amerykańskich
licealistów, dlatego przyjemnie było popatrzeć na świat tak różny od tego, w
którym się żyło (oczywiście będąc w pełni świadomym, że większość sytuacji to
czyste wymysły). Na początku zachwyciła mnie stylistyka serialu, która zachwycająca
wcale nie jest, wiem, ale ten przepych na każdym kroku, piękne wnętrza, limuzyny,
drogie akcesoria, to wszystko składało się na bardzo ładny obrazek, tak
odległej i niedostępnej rzeczywistości. Gdy do tego dodamy modne stylizacje,
dość ładnych (trzeba im to przyznać) aktorów, to otrzymamy to czym była
Plotkara, odzwierciedleniem marzeń większości nastolatków. Bo oglądając ten
serial naprawdę miałam ochotę ukraść Blair wszystkie markowe, drogie ubrania i
poczuć się jak księżniczka. Niestety dobrze dobrane stylizacje nie zagwarantują
serialowi sukcesu, potrzebna jest jeszcze tzw. fabuła. Rzecz, która zaczęła w
Plotkarze kuleć, gdzieś koło początku trzeciego sezonu. Ale może po kolei…
Pomysł na serial o perypetiach pięknych i bogatych
nastolatków z Upper East Side, jak pokazują to rankingi oglądalności pierwszych
dwóch sezonów, był pomysłem niezwykle trafionym. Niestety życie nastolatków,
nie wiem jak ekstrawaganckie i szalone, nie mogło przynieść zbyt wielu
ciekawych historii, które dalej służyłyby jako główne wątki serialu. Należało
znaleźć jakieś alternatywy, niestety wątek zdemaskowania Plotkary nie wyszedł,
mieszanie się rodziców głównych bohaterów do ich życia również, a więcej
pomysłów twórcy nie znaleźli, dlatego zaczęła się tendencja spadkowa serialu.
Przez kilka odcinków potrafiło się nic nie dziać, intrygi wymyślane przez
bohaterów były już mało nowatorskie i zaczynało kolokwialnie mówiąc wiać nudą.
Najgorsze chwile nadeszły jednak, gdy bohaterowie zakończyli szkołę średnią i
musieli udać się na studia, bo przecież studenci nie są już tak ciekawi jak
licealiści, bo powinni wreszcie dorosnąć. I tu chyba leży największa bolączka
serialu, której scenarzyści nie potrafili pokonać. Żaden z bohaterów tak
naprawdę nie dorasta. Widzimy jak aktorzy dojrzeli, co za tym idzie jak grane przez
nich postaci wyglądają bardziej poważnie, ale zachowanie głównych bohaterów świadczy
o tym, że psychicznie zupełnie nie dojrzeli i mentalnie nadal nie opuścili murów
liceum. Bo przecież dorosły człowiek nie szantażuje swojego profesora, nie
knuje by dostać wymarzoną pracę czy nie układa wymyślnej intrygi, angażując
przy tym swoich przyjaciół, by pokonać ojca - tyrana. Wracając do studiowania,
to czy tylko mi się wydaje, czy żaden z bohaterów nie skończył studiów? Nawet
Dan, który napisał książkę i potem jej odcinkową kontynuacje do gazety, nie
mówiąc już o Chucku, który chyba w ogóle nie rozpoczął studiów, albo to tylko
ja nie pamiętam by je rozpoczynał. Jak widać twórcy są niezwykle
niekonsekwentni w tym co każą robić danym postaciom. Pamiętam, że wszyscy (oprócz
wyżej wspomnianego Chucka) zaczęli jakieś studia, Blair o ile dobrze pamiętam
nawet zmieniła uczelnię, ale nie przypominam sobie by któreś z nich je
skończyło, albo scenarzyści zapomnieli gdzieś w między czasie o tym wspomnieć,
bo przecież ‘tyle’ się działo.
Chcąc odświeżyć serial twórcy wprowadzili nowe postacie,
takie jak Lola, czy Ivy, które okazały się zupełnie nietrafionymi rozwiązaniami
na poprawę oglądalności. Może i pomysł był ciekawy, ale sposób w jaki cała
historia została poprowadzona powodował jedynie zgrzytanie zębami i grymasy zwątpienia
na mojej twarzy. Twórcy zupełnie nie potrafili wykorzystać ich potencjału i
całość wyszła niezwykle mdła i nudna. Historia Blair i księcia Monaco również
od początku była skazana na klęskę, niestety nie spodziewałam się, że aż tak straszną.
Wątek szantażowania Blair przez księcia był według mnie strasznie wydumany i
jedynie mnie irytował, poza tym ile ‘cierpienia’ z rąk scenarzystów biedna
Blair może znosić. Aby odświeżyć serial twórcy kilkakrotnie zdecydowali się na
zmianę scenerii, przenieśli bohaterów m.in. do Paryża, niestety zabieg ten
tylko na chwilę polepszył notowania serialu.
Wypadałoby wymienić jakieś plusy serialu, bo przecież oprócz
ładnych wnętrz i ubrań w Plotkarze musiało być coś, co powołało że dotrwałam do
jego końca. Muszę jednak przyznać, że gdy zaczynam się nad tym dłużej
zastanawiać, to pierwsze dwa sezony oglądałam z dużym zainteresowaniem, trzeci –
wierząc, że jeszcze może być dobrze, a kolejne sezony już tylko z
przyzwyczajenia. Dlatego ciężko jest wymienić mi jakieś duże plusy, które
sprawiły, że z niesłabnącym zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów, bo tak
po prostu nie było. Jedyne do czego mogę się po cichu przyznać, to czekanie na
szczęśliwe zakończenie dla Chucka i Blair i chyba to można uznać za plus Gossip
Girl. Postaci Chucka i Blair, którzy pomimo swoich absurdalnych, czasami
okrutnych zachowań, potrafili cały ten czas wzbudzać moją sympatię i sprawiać,
że kibicowałam im do samego końca. I na tym pozytywnym akcencie zakończę, bo po
co krytykować coś co już się skończyło, nie ma szans na poprawę, a mimo swoich
wad chyba jeszcze przez długi czas będzie budzić jakiś sentyment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz