traktować.
Randka w kinie,
oczywiście!
Po wyczerpaniu całego repertuaru miejsc, w których można
spędzić czas z ukochaną osobą, pozostaje kino. Niestety kino nie serwuje przez
cały rok komedii romantycznych, dlatego skoro zdecydowało się iść do kina, a
nie ma żadnej pozycji w repertuarze, która chociaż trochę przypominałaby
komedię romantyczną, to trzeba wybrać inny film. Ale jaki? Może pokażmy, że
lubimy kino bardziej ambitne, poważne. Może jakiś dramat? O Mistrz będzie idealny, wszędzie piszą,
że to dobry film. Niestety para, która siedziała przede mną na Mistrzu, po parunastu minutach
stwierdziła, że film jest nudny i może znajdą inne zajęcie, albo zobaczyli na
ekranie taki ogrom romantyzmu, że postanowili zająć się sobą. Wszystko rozumiem,
naprawdę, ale może jednak trzeba było wybrać jakiś horror, bo Mistrz był zdecydowanie za długi dla
tych dwojga…
Ja cię kocham, a Ty
śpisz.
Kontynuując wątek randek i nieodpowiednich filmów. Już nie
raz byłam świadkiem kiedy para przychodzi na film i jedno z nich zasypia
podczas seansu. Po co iść na film, który może spodobać się obojgu, z drugiej
strony to się chyba nazywa kompromis. Niemniej jednak fajnie jest kiedy
pojawiają się na ekranie napisy końcowe i on (albo ona) jest podekscytowane
filmem, a partnerka (partner) dopiero się budzi.
Na ekranie walczą,
trzeba więc im pomóc!
Dotrwanie do końca filmu Harry
Potter i Zakon Feniksa było nie lada wyzwaniem, dla niektórych
przynajmniej. Gdy na ekranie czarodzieje zaczęli walczyć, młodzi widzowie
stwierdzili, że oni pomogą Harry’emu i jego kompanii. Za różdżki posłużyły
słomki, zaś za wizualizację zaklęć – popcorn. Harry zwyciężył, ale niestety
chłopcy zostali pokonani przez Śmierciożerców (pracowników kina), którzy
wyprowadzili młodych czarodziejów z sali kinowej.
Ale dlaczego to się
dzieje w latach 20. ubiegłego wieku?
Często jest tak, że za namową znajomych niektórzy lądują w
kinie zupełnie nieświadomi tego na jaki film zostali wyciągnięci. Potem przed
wejściem na salę kinową, albo już na sali słyszy się wtedy pytania „Ale o czym
w ogóle jest ten film?”, które uwielbiam. Bo pytanie proste, ale odpowiedź może
się okazać skomplikowana, kiedy osobie zupełnie nie kojarzącej aktorów, sypiemy
nazwiskami, a widząc jej niepewną minę zaczynamy wymieniać produkcje, w których
grali. Z doświadczenia wiem, że wtedy ta osoba, po naszych licznych dygresjach,
już w ogóle nie będzie wiedziała co tutaj robi. Dlatego może warto przeczytać
opis, albo obejrzeć w domu zwiastun filmu, bo nie zajmuje ta czynność aż tak
dużo czasu, a potem można uniknąć nieporozumień, albo osób takich jak ja,
próbujących streścić fabułę filmu i irytujących się z minuty na minutę, kiedy
osoba nie kojarzy kolejnych aktorów, ani produkcji, w których grali (bo dla
mnie streszczenie fabuły filmu, bez powiedzenia kto kogo gra jest często
‘mission impossible’). Ostatnio mój znajomy zupełnie nie wiedział nic o Lawless i kiedy mu zaczęłam tłumaczyć,
to na wyrażenie ‘lata 20.’ zrobił wielkie oczy. No tak, gangsterzy zazwyczaj
występują w filmach sci-fi, sterują statkami kosmicznymi, albo wehikułami
czasu… Jednak to pestka w porównaniu z tym jakiego szoku doznałam stojąc w
kolejce na Zmierzch. Przede mną stali chłopcy, chyba dwunastoletni, którzy byli
przekonani, że idą na film w stylu Underworld
albo Blade, zaś za mną stała para
staruszków, gdzie pani była przekonana, że to piękny film o miłości.
Zastanawiałam się, czy jak wyprowadzę ją z błędu to pozwolą jej wymienić bilet,
ale się rozmyśliłam.
Nie ma biletów!? Ale
skoro już jesteśmy w kinie to obejrzyjmy cokolwiek…
Uwielbiam wypady do kina większą grupą, bo jak to mówią w
grupie siła. Czasami udaje się, że jest się jedynymi osobami na sali kinowej,
wtedy oglądanie filmu przypomina to w domu, tylko ekran jest odrobinę większy.
Czasami jednak bilety na film, na który chciało się iść całą paczką, są już
wyprzedane, wtedy robi się problem, bo skoro już się udało zebrać i jest się w
kinie, to wypadałoby iść na jakiś film. Traf chciał, że grupa licealistów (a
może gimnazjalistów, na pewno młodzieży płci męskiej) jakimś cudownym trafem
znalazła się na już wcześniej wspomnianym Mistrzu.
Byli dzielni, wytrzymali godzinę. Po tym czasie, ledwo odrywając nogi od
podłogi, jedni półsenni, drudzy lekko zirytowani, trzeci zupełnie zmarnowani,
chłopcy opuścili drugi rząd i nie zobaczyli co było dalej, może i dla nich ciąg
dalszy kiedyś również nastąpi.
W ramach odrabiania
zajęć, chodźmy do kina!
Czasy kiedy zajęcia/lekcje dało się odrabiać w kinie są już
niestety za mną. A szkoda, bo był to świetny pretekst do pójścia do kina na
film dla młodszej widowni. Dlaczego gimnazjaliści albo licealiści lądowali w
kinie na filmie dla dzieci? Bo zajęcia zazwyczaj odrabiało się w sobotę, a pani
wychowawczyni nie miała z kim zostawić dziecka, więc film musiał być dopasowany
do wieku pociechy szanownej wychowawczyni. Tak w gimnazjum trafiłam na Iniemamocnych, a w liceum na Zaczarowaną i powiem wam, że nigdy nie
zapomnę tego drugiego seansu. Najpierw stanie za dzieciakami z przedszkola/podstawówki
w kolejce na salę kinową, załamanie nerwowe kolegi po zaledwie 10 minutach (moment
kiedy rysunkowa Giselle śpiewa, a może to było wcześniej niż po 10 minutach), a
na koniec głośne śmiechy w momentach mało śmiesznych, przynajmniej dla
przedszkolaków zachwyconych filmem, oraz liczne komentarze. Gwoździem do
przysłowiowej trumny był moment kiedy na sali kinowej zapadła cisza, dzieci
siedzą przerażone, a mój kolega na cały głos mówi „Nie! Nie jedz tego!”, krótka
pauza, „A mówiłem żebyś tego nie jadła…”. Kolega dostał krótką reprymendę od
wychowawczyni zanoszącej się śmiechem, wszyscy dobrze się bawili, tylko teraz
tak myślę, że przedszkolaki już chyba nie tak bardzo…
Nolana strawię tylko
po wypitym piwie…
Wyciągnąć moją rodzicielkę do kina, to czasami nie lada
wyzwanie. I kiedy już wszystko było ładnie i pięknie, to okazało się, że iść na
ostatnią część Batmana w tani wtorek
to zły pomysł. Koło nas siadła grupa znajomych (przedział wiekowy 30-35 lat),
która wyglądała na sympatyczną, ale do czasu. Pani siedząca najbliżej nas
rozłożyła się na fotelu i wyjęła z plecaka orzeszki i piwo! Rozumiem woda,
cola, kawa, ale piwo!? Niestety nie skończyło się na jednym piwie, starczyło
ich na cały seans. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego i mam nadzieję, że
ostatni…
‘Co robię? Jestem w
kinie.’
Niektórzy są tak przywiązani do telefonów, że nie mogą sobie
pozwolić na wyłączenie ich (wyłączenie dźwięku) podczas seansu. Rozumiem
jeszcze jak ktoś odbierze, powie, że nie
może teraz rozmawiać, wyłączy telefon i już nie przeszkadza innym widzom. Ale
nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem osób, które odbierają telefon w kinie i
zaczynają sobie gawędzić. Na drugiej części Sherlocka,
jakaś pani radośnie odebrała telefon i zaczęła na całe gardło ‘Co robię? Jestem
w kinie. Film? A nawet niezły. Nie uwierzysz ten co gra Sherlocka jest kobietą!’. Jak można się domyśleć nie poprzestała
na tym i została uciszona przez jakiegoś starszego pana, ku uciesze reszty osób
na sali.
‘Co ja tutaj robię?’
No cóż, takie myśli kłębiły się w mojej głowie, kiedy z
klasą (tak znów odrabianie lekcji w kinie, ale tym razem w podstawówce)
wylądowałam na ostatniej części Matrixa.
Mieliśmy oglądać jakiś inny, polski film, ale nie dostarczyli go chyba na czas,
bo miał być to pokaz premierowy, specjalnie dla szkół, nieważne... Ważne jest
to, że pan w kinie zaproponował nam seans Matrixa
i połowa osób popadła w euforię. Ja znalazłam się niestety w tej drugiej
połowie, bo przedtem i owszem słyszałam o Matrixie,
ale nigdy go nie oglądałam, więc nie wiedziałam o co chodzi, kto jest kim, a
nikt nie potrafił mi tego sensownie wyjaśnić. Od tamtej pory z dystansem podchodzę
do Matrixa i jakoś nie mogę się do
niego przekonać, szczególnie, że wtedy wyszłam z kina tak skołowana, że dużo
czasu minęło zanim przestałam reagować na słowo Matrix grymasem na twarzy.
Chyba na tym zakończę. Mogę jeszcze dodać, że przez jakiś
czas, po seansie pierwszej części Pottera, w klasie zyskałam przezwisko
Hermiona, będę dalej wierzyć, że to przez puszące się włosy, ewentualnie, przez
dobrą średnią, bo wcale nie byłam przemądrzałym dzieckiem, wcale… A tak na
poważnie, to mimo dziwnych i momentami irytujących sytuacji, dalej uwielbiam
chodzić do kina, mimo wszystko film na dużym ekranie to nie to samo, co w domu
na ekranie komputera, czy telewizora. Dlatego weekend będzie z Les Mis w kinie,
przecież trzeba zobaczyć rolę Hugh Jackaman, za którą dostał Złotego Globa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz