piątek, 4 stycznia 2013

Wojna jest jak narkotyk, czyli bardzo dobry The Hurt Locker


Wieczór, kochana rodzicielka zamaszyście zmienia kanały w telewizji szukając czegoś co by dało się obejrzeć, gdy wtem jej zajęcie przerywa dziwny, nieartykułowany dźwięk wydobywający się z mojego gardła. Kierownik ruchu, to znaczy operatorka pilota, sprawnie wróciła parę kanałów do tyłu bym mogła jej w zbyt szybkim tempie powiedzieć, że Hurt Locker to film, który musimy obejrzeć i nie ważne, że skończy się późno w nocy. Mimo moich zagorzałych zapewnień, że nie uśnie na tym filmie rodzicielka tak na wszelki wypadek nacisnęła na pilocie przycisk nagrywania i jakie było jej zdziwienie gdy z niesłabnącym zainteresowaniem obejrzałyśmy ten film pomimo późnej godziny. Bo film Kathryn Bigelow to film dobry, dla mnie bardzo dobry i nie chodzi tu o to, że po obejrzeniu Jeremiego Rennera jako prowadzącego The Saturday Nght Live, włączyło się u mnie przejściowe bycie fangirl właśnie tego pana.

The Hurt Locker opowiada historię żołnierzy na misji w Iraku, a dokładniej zespołu saperów. Zespół ten dostaje nowego dowódcę, gdy poprzedni ginie podczas wykonywania zadania. Niestety, a może stety, nowy dowódca mocno różni się od swojego poprzednika. Nie przestrzega zasad, praca zespołowa widać nie należy do jego ulubionej, a na dodatek zupełnie nie przejmuje się swoim zespołem. Mężczyźni muszą jednak znaleźć wspólny język, aby udało im się przetrwać do końca misji.

The Hurt Locker nie jest dla mnie filmem typowo wojennym, może dlatego, że akcja rozgrywa się już w czasach rozejmu w Iraku. Może też dlatego, że mimo iż opowiada on o losach żołnierzy, to bardziej widzimy ich walkę z samym sobą, a nie wrogiem, który nie jest w filmie ucieleśniony. Wróg występuje tutaj jako podłożone bomby, samochody pułapki, niewinni ludzie, którzy zostali wystawieni na śmierć z bombą przyczepioną do ciała. Reżyserka nie pokazuje nam ludzi odpowiedzialnych za te straszne czyny. Widzimy co zrobili, ale nie wiemy jak i kto dokładnie za tym stoi. Możemy się tylko domyślać, tak jak domyślają się tego główni bohaterowie. Oni są tylko informowani o bombie i ich zadaniem jest jej rozbrojenie, by z głupoty i okrucieństwa jednych nie zginęli drudzy, ci niewinni. Saperzy nie pytają kto i jak, ich zadaniem jest jak najszybsze unieszkodliwienie podłożonego ładunku. Każda taka misja to ogromny stres i taniec ze śmiercią, bo nigdy nie wiadomo czy ta akurat bomba nie będzie tą ostatnią. Reżyserka pokazuje właśnie to – tę wewnętrzną walkę bohaterów, tę walkę o swoje człowieczeństwo i o innych ludzi. Pokazuje jak tacy żołnierze radzą sobie z codziennością na misji i jak radzą sobie w chwilach największego ryzyka i presji. Niektórzy muszą być wtedy perfekcyjni i każdy ich ruch, jak i ich kolegów z zespołu, musi być precyzyjny i wcześniej zameldowany. Zespół to zespół i powinna być praca zespołowa, indywidualizm jest nietolerowany. Niestety innych takie podejście nie satysfakcjonuje, a przede wszystkim w jakimś stopniu ogranicza i zapewne stresuje, dlatego wyłamują się oni z szeregu. Taki jest ich sposób na przetrwanie na misji, albo nawet taki jest ich sposób na życie.



Kathryn Bigelow skupia się nie tylko na tym jak wygląda praca sapera, jakie są jej konsekwencje i jakie ryzyko podejmują codziennie ludzie parający się tą pracą. W swoim filmie pokazuje jak wojna/udział w takiej misji wpływa na człowieka. Bo wojna na każdym odznacza swoje piętno. Niektórzy odliczają tylko dni do powrotu do domu, nie dopuszczają do siebie myśli o skrzywdzeniu, a co dopiero o zabiciu drugiego człowieka. Inni wykonują rozkazy czekając na koniec misji, zaś reszta tak jak główny bohater uzależniają się od wojny. Reżyserka pokazuje, że wojna jest jak narkotyk. Adrenalina jaką dostarcza sprawia, że człowiek czuje że żyje, że robi coś ważnego, że jest komuś potrzebny. Kiedy tej adrenaliny nie ma, życie powoli traci sens, powrót do normalnego życia jakie wiedzie przeciętny człowiek nie przynosi już żadnej satysfakcji. Aby dalej żyć potrzebny jest narkotyk, czyli wojna.

Tematyka filmu jest niezwykle ciężka, nigdy opowiadanie o wojnie i o psychice żołnierzy nie jest łatwe i przyjemne. Zazwyczaj powstają filmy ciężkie z dużą ilością akcji. Nie mówię, że są to filmy złe, wręcz przeciwnie są to filmy dobre, albo bardzo dobre, ale zazwyczaj można je zaliczyć do takich filmów, po które nie sięgamy kiedy mamy dobry humor. Oglądanie obrazu o ludziach, którzy giną na wojnie nie można zaliczyć do rozrywki, albo do kina lekkiego. The Hurt Locker również nie zalicza się do lekkiego kina, ale o wojnie opowiada w sposób trochę bardziej przystępny dla ludzi o słabszych nerwach. Jest bardzo dobrze zrealizowany i wciąga od pierwszych minut. Film składa się z kilku epizodów, które odpowiadają danym dniom, kiedy nasi bohaterowie dostają zgłoszenia o konieczności interwencji. Przed każdą taką akcją widzimy ile jeszcze dni pozostało żołnierzom do końca misji. Takie podejście do ukazywania wydarzeń pozwala budować coraz większe napięcie i sprawiać, że razem z bohaterami przeżywamy każdą chwilę kiedy nie wiedzą czy akurat ta chwila nie jest ich ostatnią.



W główną rolę starszego sierżanta Williama Jamesa wcielił się Jeremy Renner i chyba jego rola jest w tym filmie najciekawsza i zasługuje na największą ilość uwagi. William James jest typem indywidualisty, dla niego praca w zespole nie jest szczytem marzeń, mimo że wie, iż sam niczego by nie zdziałał. W prawie każdej akcji bierze sprawy w swoje ręce zupełnie nie przejmując się opiniami kolegów z zespołu. Mimo upomnień i reprymend nie potrafi się zmienić. Kiedy jest w akcji, kiedy widzi przed sobą bombę którą ma rozbroić, adrenalina bierze górę i pozostaje już tylko indywidualna rozgrywka między nim, a bombą. Jeremy Renner stworzył w tym filmie bardzo dobrą kreację, która w ostatecznym rozrachunku zasłużyła na nominację do Oscara, jak dla mnie decyzja ta jest  w pełni uargumentowana. Williama Jamesa nie da się lubić, a przynajmniej nie powinno się go lubić. Jako żołnierz, saper zasługuje on na podziw i uznanie, ale jako człowiek raczej już nie, bo nie wszyscy lubią ten typ egocentryka. Mimo to w filmie, od pierwszej chwili kiedy pojawia się na ekranie kibicujemy mu i trzymamy za niego kciuki. W jakimś stopniu rozumiemy dlaczego zachowuje się tak, czy inaczej i chociaż nas denerwuje, to kiedy widzimy jak w pudełku trzyma kawałki bomb, które rozbroił, to spostrzegamy w nim człowieka, który igra ze śmiercią i na razie wygrywa. Człowieka, który żeby przetrwać tonuje swoje emocje, bo takim uczyniła go w pewnym stopniu wojna, bo to pozwoliło mu nie zginąć i dalej ścigać się ze śmiercią.

Wydaje mi się, że The Hurt Locker powinien zobaczyć każdy. Jest to dobry dramat wojenny, który nie jest laurką wystawioną żołnierzom amerykańskim. Oczywiście reżyserka nie uchroniła się od popełnienia błędów, a niektóre zachowania bohaterów są lekko przekoloryzowane. Ale pomimo tych lekkich zgrzytów sposób w jaki opowiadana jest ta historia wciąga i dostarcza wielu emocji. Czy należał się Kathryn Bigelow za ten film Oscar i czy należało się The Hurt Locker aż tyle nagród? Nie mi to oceniać, może tak, może nie. Wiem tylko, że to bardzo dobry film i trochę żałuję, że obejrzałam go dopiero teraz i że wcześniej miałam wiele obaw by po niego sięgnąć. Teraz wiem, że były one zupełnie bezpodstawne.        
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz